Od 2 lipca pierwsi kierowcy samochodów pochodzących z USA oraz Japonii mogli uzyskać nowe zmniejszone tablice rejestracyjne (tzw. tablice amerykańskie). To efekt interpelacji jaką złożył do ministra infrastruktury poseł Piotr Liroy-Marzec, który sam jest miłośnikiem motoryzacji zza oceanu (CZYTAJ WIĘCEJ>>>).
– Niestety, szybko okazało się, że nie było to możliwe w każdym wydziale komunikacji – powiedział dziennik.pl Liroy-Marzec. – Według obywateli chcących przerejestrować pojazd, pracownicy niektórych wydziałów komunikacji sprawiali wrażenie jakby nie zostali poinformowani o obowiązywaniu nowych przepisów, co wywoływało zdziwienie kierowców – stwierdził i dodał, że wiele wydziałów komunikacji nie dysponowało nowym rodzajem tablic rejestracyjnych, a część urzędów nie potrafiła udzielić informacji o dostępności nowego rodzaju tablic, inne prowadziły zapisy.
– To kompromitacja Ministerstwa Infrastruktury, które wprowadza zmiany na szybko i byle jak, takie sytuacje nie powinny się zdarzać. Chciałbym wiedzieć, kto odpowiada za ten bajzel, dlatego złożyłem do ministra interpelację w sprawie wdrożenia nowych tablic rejestracyjnych – powiedział nam Liroy-Marzec .
Parlamentarzysta chce dowiedzieć się od szefa resortu, czy wydziały komunikacji w każdym starostwie powiatowym zostały poinformowane o terminie wprowadzenia nowych przepisów. Domaga się również wyjaśnienia, dlaczego nowy rodzaj tablic rejestracyjnych nie był dostępny od dnia obowiązywania nowych przepisów.
Nieudolne zmycie winy?
Ale kierowców rozczarowała nie tylko sytuacja w wydziałach komunikacji. Osobom, którym udało się zdobyć nowe zmniejszone tablice rejestracyjne zrzedła mina przy pierwszych próbach montażu. Okazało się, że wprowadzone przez ministerstwo nowe "blachy" są za wąskie i nie pasują do oryginalnych otworów montażowych przewidzianych przez producentów aut na rynek USA.
Dziennik.pl pytał Ministerstwo Infrastruktury o powody takiego niedopasowania wymiarów. Środowisko kierowców komentując dla nas odpowiedzi resortu było bezlitosne...
– Tak nieudolnego zmycia z siebie winy dawno nie widziałem – stwierdził w rozmowie z dziennik.pl Adam Stanek, właściciel kilku aut sprowadzonych zza oceanu, który jako pierwszy zwrócił uwagę na problem zbyt małych wymiarów. (CZYTAJ WIĘCEJ>>>)