- Silnik Diesla i benzynowy kontra nowa norma Euro 7, dziś przełom
- Jak norma Euro 7 zmieni silnik Diesla i benzynowy? Koniec tanich aut?
- Euro 7 i zwrot akcji w Brukseli. Polska wśród ośmiu niepokornych
- Nowe rozwiązanie, czyli łagodniejsza norma Euro 7 już dziś 25 września
- Norma Euro 7 wytnie najbardziej przystępne cenowo samochody?
Silnik Diesla i benzynowy kontra nowa norma Euro 7, dziś przełom
Silnik Diesla i benzynowy na paliwa kopalne (m.in. benzynę 95, olej napędowy) nie będą już dostępne od 2035 roku. Wyjątek mają stanowić samochody z silnikami na paliwa syntetyczne (e-benzyna i e-diesel) – tę furtkę na Komisji Europejskiej wymusiły Niemcy.
Tym samym silnik Diesla i benzynowy na zwykłą benzynę i ON czeka śmierć za 12 lat. W ich miejsce w salonach sprzedaży masowo pojawią się samochody elektryczne – zasilane prądem z akumulatorów lub energią powstałą w wyniku przetworzenia wodoru w ogniwach paliwowych. Co wydarzy się do tego czasu? Komisja Europejska od 2022 roku forsuje wprowadzenie nowej, bardziej restrykcyjnej normy Euro 7.
Jak norma Euro 7 zmieni silnik Diesla i benzynowy? Koniec tanich aut?
Przypomnijmy, że zaproponowana przez KE norma Euro 7 przewiduje zaostrzenie przepisów dotyczących emisji cząstek stałych, dwutlenku węgla i tlenków azotu NOx (obniżenie o 35 proc.) oraz nałożenie obowiązku monitorowania poziomu spalania przez cały okres eksploatacji auta. Limitem objęto też poziom emisji pyłów z klocków i tarcz hamulcowych.
Wszystkie samochody osobowe i dostawcze z normą Euro 7 miałby spełniać jej wymagania przez 10 lat lub 200 tys. km przebiegu, czyli dwa razy dłużej niż obecnie. A to oznacza gigantyczne wydatki na opracowanie odpowiednich rozwiązań technologicznych. Efekt? Wzrost cen samochodów, kasowanie z gamy przystępnych aut jak np. Skoda Fabia czy Dacia Sandero oraz koniec silnika Diesla pod maską samochodów osobowych. Teraz jednak nastąpił zwrot akcji…
Euro 7 i zwrot akcji w Brukseli. Polska wśród ośmiu niepokornych
Z Brukseli gruchnęła wieść, że ministrowie UE zgodzili się na złagodzoną propozycję normy Euro 7 przedstawioną przez hiszpańską prezydencję. Warto przypomnieć, że Polska znalazła się wśród niepokornej ósemki krajów przeciwnych radykalnemu zaostrzeniu przepisów. Poza nami okoniem stanęły Włochy, Francja, Czechy, Rumunia, Słowacja, Bułgaria i Węgry. Poważne obiekcje co do planów UE mają również Niemcy, czyli największa gospodarka z mocno rozwiniętym przemysłem motoryzacyjnym.
Na czym polega nowa wersja Euro 7? Hiszpanie w swoim projekcie przesuwają terminy wdrożenia przepisów. W przypadku samochodów osobowych (o masie do 3,5 t) wymogi powinny zostać spełnione w ciągu 24 miesięcy od wejścia w życie nowych przepisów, czyli w 2027 roku. Z kolei auta ciężarowe i autobusy miałoby 48 miesięcy, czyli do 2029 roku. Pierwotnie KE zakładała terminy wdrożenia na połowę 2025 r. dla samochodów osobowych i połowę 2027 r. dla ciężarówek.
Nowe rozwiązanie, czyli łagodniejsza norma Euro 7 już dziś 25 września
Do tego Rada Unii Europejskiej, czyli grupa ministrów UE, dziś (25 września) zgodziła się nie zmieniać istniejących warunków testów Euro 6 i limitów emisji dla samochodów osobowych i dostawczych (chociaż będą one niższe dla autobusów i pojazdów ciężkich). Zaakceptowali także nowe limity emisji cząstek stałych dla hamulców i opon. Teraz szczegóły kompromisu w tej sprawie trafią pod dyskusję w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej.
Norma Euro 7 wytnie najbardziej przystępne cenowo samochody?
Przedstawiciele koncernów samochodowych już wcześniej nie zostawili suchej nitki na pomysłach Brukseli.
– Euro 7 przyniesie głębokie zmiany dla całej branży i będzie stanowić duże zagrożenie dla najtańszych aut, zarówno tych z segmentu mini, jak i samochodów miejskich, właśnie takich jak Skoda Fabia – mówił dziennik.pl Tomasz Porawski, dyrektor marki Skoda w Polsce. – Aby pokryć wyższe koszty wynikające z dostosowania do Euro 7, ich ceny mogą wzrosnąć, i to do tego stopnia, że klientów zwyczajnie nie będzie na nie stać. W konsekwencji oznacza to nieopłacalność produkcji oraz najprawdopodobniej całkowite ich wycofanie z oferty – zauważył.
Analitycy branży przestrzegają też przed odwróceniem inwestycji od rozwoju technologii zeroemisyjnych – pieniądze zamiast iść na opracowanie lepszych aut elektrycznych i wodorowych, będą kierowane na dostosowanie aut do Euro 7. Na bezcelowość wprowadzania nowej normy wskazywał też szef koncernu Stellantis.
Norma Euro 7 to strata pieniędzy i efekt przeciwny do zamierzonego
– Z perspektywy branży nie potrzebujemy Euro 7, ponieważ będzie ona czerpać z zasobów, które powinniśmy wydawać na elektryfikację – powiedział Carlos Tavares, dyrektor generalny Grupy Stellantis. – Dlaczego używać ograniczonych zasobów do czegoś, na krótki okres? Branża tego nie potrzebuje, a to przynosi efekt przeciwny do zamierzonego – podkreślił. Jego zdaniem propozycje KE doprowadzą do podniesienia cen mniejszych aut, ograniczając mobilność biedniejszych gospodarstw domowych.
Szef BMW ostrzega: Auta tylko dla bogatych, to niebezpieczna rzecz
Do uśmiercenia aut na benzynę i olej napędowy odniósł się także prezes BMW Oliver Zipse. Szef niemieckiego koncernu nie owijał w bawełnę. Jego zdaniem nieprzemyślane przejście w 100 proc. na elektromobilność sprawi, że z oferty producentów znikną auta przystępne cenowo. A to może przynieść daleko idące skutki polityczne i społeczne.
– Gdy nagle stajesz się właścicielem auta tylko dla bogatych, to super niebezpieczna rzecz – powiedział Zipse cytowany przez Automotive News Europe. – Odbierając samochody na mocy prawa, na miejscu polityków byłbym bardzo ostrożny – przestrzegł szef BMW.