- Dodge Durango SRT Hellcat - test
- Skąd ten Dodge wziął się w Polsce?
- V8 i 707 KM bez hybrydy
- Dodge Durango SRT Hellcat - sześcioosobowy ekspres
- Tak jeździ 707-konny amerykański SUV
Dodge Durango SRT Hellcat - test
Ogromny i piekielnie szybki SUV przypłynął z USA do Polski. Okazja, by zdalnie uruchomić z kluczyka potężne V8 w nowym samochodzie nie zdarza się na co dzień. A jeśli taka szansa przytrafia się w 2025 roku, pewne jest, że mamy do czynienia z samochodem wyjątkowym i pochodzącym zza Oceanu.
Jak to się jednak stało, że wyjęty wprost z podjazdu teksańskiego domu SUV z zerowym przebiegiem trafił na polskie drogi, został bez kłopotu zarejestrowany, a następnie objęty międzynarodową gwarancją obejmującą również nieodpłatne akcje serwisowe? Jeśli mówimy o tym, konkretnym egzemplarzu, jest to zasługa warszawskiego dealera Edmark Auto, który zapukał do siedziby europejskiego importera z prośbą o przekazanie auta testowego dla dziennikarzy w Polsce. A jeśli mowa o importerze, to i jego historia również jest całkiem ciekawa...
Skąd ten Dodge wziął się w Polsce?
Samochód ze zdjęć należy bowiem do KW Automotive, czyli oficjalnego importera marek Dodge i RAM. To wieloletni partner biznesowy Stellantisu (a wcześniej FCA i Chryslera), który zajmuje się dystrybucją amerykańskich samochodów w europejskiej sieci. 150 punktów na mapie Europy sprzedaje rocznie mniej więcej tyle aut co... jeden duży dealer w Stanach.
Nie chodzi jednak tylko i wyłącznie o sprowadzanie samochodów promem i przekazywanie ich klientom. Samochody sprowadzone do Europy trafiają do Bremerhaven, tam są przygotowywane do europejskich wymogów, otrzymują certyfikat TUV, a następnie 1-dniową rejestrację. Formalnie, kupiony w Polsce Dodge czy RAM mają więc już jednego właściciela w historii pojazdu. W praktyce, mówimy o nowym samochodzie bez przebiegu, objętym 2-letnią gwarancją, którą możemy realizować w całej Europie. Względem importu prywatnego możemy mnożyć zalety - od korzystniejszego finansowania, przez lepszy dostęp do części oraz akcji serwisowych aż po spokój ducha podczas zagranicznych podróży.
V8 i 707 KM bez hybrydy
Dodge odebrany od dealera Edmark Auto to samochód wyprodukowany w 2024 roku, choć ani jego specyfikacja ani styl na to nie wskazują. Durango trzeciej generacji pojawiło się na rynku 14 lat temu i od tego czasu przeszło jedynie dwa niewielkie liftingi. We wnętrzu jedynie gniazda USB-C i ekran systemu multimedialnego o wysokiej rozdzielczości podpowiadają, że wóz opuścił fabrykę w Detroit całkiem niedawno. Mnóstwo przycisków, wielka kierownica, klamki żywcem wyjęte z 2005 roku czy guziki na kierownicy - dokładnie te, które masowo montowano przez ostatnią dekadę - od Dodge'a Challengera po Fiata Tipo. Dodge Durango to prawdziwa podróż w czasie.
Fani tabletów w stylu Tesli czy nowych chińskich modeli nie będą może zachwyceni, ale dzięki takiemu układowi kokpitu w Durango każdy odnajdzie się dość szybko. Obsługa jest prosta, nie wymaga odrywania wzroku od drogi, a w aucie o tej mocy jest to przecież szczególnie istotne. Materiały użyte do wykończenia są przyzwoite, choć zupełnie inne niż w europejskich SUV-ach. Miłośnicy zimnego aluminium i tworzyw o nowoczesnej fakturze muszą udać się do Audi lub BMW. W Dodge'u króluje skóra, niewyszukane, choć miękkie plastiki i solidne wstawki z "kutego karbonu".
Dodge Durango SRT Hellcat - sześcioosobowy ekspres
W testowanym Durango interesujący jest również układ wnętrza. 6-osobowa kabina o kapitańskim układzie siedzeń to całkiem sensowny wybór dla tych, którym zależy na wygodzie, bowiem w miejsce tylnej kanapy zastosowano dwa niezależne fotele. Trzeba przyznać, że rozwiązanie, które za oceanem nabiera popularności sprawdza się doskonale. I tak rzadko podróżuje się przecież z kompletem pasażerów w drugim rzędzie. Choć Durango, jak na amerykańskie standardy, jest co najwyżej "średniej wielkości SUV-em", trzeci rząd siedzeń jest całkiem przestronny. W takiej 6-osobowej konfiguracji pozostaje nam też do dyspozycji bagażnik, w którym zmieści się kilka plecaków lub średniej wielkości zakupy z Wallmartu - np. galon soku pomarańczowego, kilka funtów wołowiny na sobotni barbecue, płatki śniadaniowe w opakowaniu value pack no i oczywiście dużą butlę sosu ranch.
Dostęp do wnętrza uzyskujemy bez konieczności wyciągania kluczyka z kieszeni. Ten, w wariancie SRT Hellcat jest czerwony i kusi, by wyciągnąć go jednak przed ruszeniem w drogę. Wszystko dzięki możliwości zdalnego uruchamiania, nieistniejącej praktycznie w europejskich, spalinowych samochodach. Tu wystarczy dwukrotnie wcisnąć przycisk na pilocie, by 6,2-litrowe V8 obudziło się do życia.
Tak jeździ 707-konny amerykański SUV
Nie każdy wie, że bliźniak takiego Dodge'a był oferowany w Polsce. Jeep Grand Cherokee Trackhawk z tą samą jednostką pod maską przez krótką chwilę kusił klientów marki w Polsce niezwykle korzystną relacją ceny do osiągów. W testowanym Durango niewiele się zmieniło. Przyspieszenie do setki trwa mniej niż 4 sekundy. Powtarzalne wyniki na poziomie 3,8 s da się uzyskać bez korzystania z funkcji launch control, a rekordowy rezultat zapisany w komputerze pokładowym wynosił... 2,9 s. Prędkość maksymalna to szalone 290 km/h.
O tym, że pod maską pracuje prawdziwy potwór daje znać dudnienie z wydechu, które bywa nawet nieco uciążliwe. Dla delikatnych, europejskich uszu jest to prawdziwa egzotyka, a tym, którzy zwiedzili Stany Zjednoczone, przypomina odgłosy ulic znajome z dużych miast zachodniego wybrzeża. Stosunkowo głośny układ wydechowy w pewnych zakresach prędkości donośnie daje znać o tym, że Durango SRT Hellcat napędzany jest potężnym V8. Gdy depniemy gaz do dechy, z wydechu dobiega cały wachlarz dźwięków, od ryku silnika HEMI przez gardłowy bulgot aż po ujawniające się w chwili zmiany biegów strzały potężnej jednostki pracującej pod pełnym obciążeniem. W przedniej części, spod maski dochodzi z kolei miauczenie kompresora. Mechaniczna sprężarka wyje w charakterystyczny sposób, przypominając o tym, skąd bierze się natychmiastowo dostępny moment obrotowy 875 Nm. Odgłosy równie brutalne, co rzadkie we współczesnej motoryzacji.
Skrzynia biegów to 8-stopniowy mechanizm ZF, który w wybranych trybach jazdy rusza zniewalająco płynnie i z amerykańskim "poślizgiem", bo z drugiego biegu. Wszechstronność przekładni jest niebywała. Potrafi ona zmieniać biegi miękko i delikatnie, by chwilę później podkreślać przeciążenia solidnym szarpnięciem. A do tego jest pomaga holować przyczepę o masie do 4 ton! W Durango możemy więc startować do wyścigu na 1/4 mili, a chwilę później holować przyczepę o powierzchni przeciętnego europejskiego mieszkania, wlokąc się niespiesznie czwartym z siedmiu pasów międzystanowej autostrady, lub po prostu prawym pasem zatłoczonej A2 między Łodzią a Warszawą.
Ile pali Durango SRT Hellcat?
Na widok amerykańskiego SUV-a z V8 takie pytanie nasuwa się samo. Odpowiedź brzmi - nie tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Spokojna jazda pozwala zejść do wartości poniżej 20 l/100 km. W trasie, zupełnie osiągalnym będzie wynik 12-13 l/100 km. Są auta, które podobne zużycie paliwa potrafią "wykręcić" za pomocą rzędowego, czterocylindrowego silnika. Jak na 6,2-litrowe V8 o parametrach rodem z NASA - nie jest źle.
Zbiornik paliwa o pojemności 26,4 gal. (około 93 litrów) pozwala pokonywać kilometry bez częstych postojów. Jak podróżuje się takim Durango? W środku jest całkiem cicho (pomijając dudniący układ wydechowy), i komfortowo. Czuć, że zawieszenie to konstrukcja raczej prosta i pozbawiona inżynieryjnego kunsztu w stylu Porsche czy BMW, ale i adaptacyjne amortyzatory pozwalają jeździć po nierównościach w miarę wygodnie. Dla wielu zaskoczeniem będzie prowadzenie Durango - choć sporą masę i wysokie nadwozie czuć w szybkich łukach, nie ma tu mowy o typowo amerykańskim bujaniu, czy kanapowej charakterystyce. Dodge jest zwarty i sztywny.
Tyle kosztuje 707-konne Durango w Polsce. Cena
Cennik Dodge'a Durango w tej wersji podaje kwotę zakupu dokładnie 666 tys. złotych - wartość nieprzypadkowa, choć w praktyce warto patrzeć na ceny konkretnych egzemplarzy dostępnych u dealerów oferujących samochody KWA - a więc tak, jak wspomnieliśmy na początku, te z gwarancją i od chwili zakupu przystosowane do jazdy po europejskich drogach. Dużo? Konkurencji w tej cenie praktycznie nie ma. Wszystkie europejskie SUV-y o podobnych osiągach to wydatek ponad 800 tys. złotych. BMW X7 M60i xDrive kosztuje 680 tys. złotych, ale do setki rozpędza się o sekundę wolniej, a to przy tak kosmicznych wartościach prawdziwa przepaść. Audi RS Q8 jest szybkie jak Hellcat, ale jego cena zaczyna się od ok. 800 000 zł w bazowej wersji, do której trzeba przecież dodać kilka dodatkowo płatnych elementów wyposażenia.
Jeśli szukamy konkurencji dla Durango SRT Hellcata, pod względem ceny i osiągów zbliżone są jedynie... elektryki. Ale tu mówimy już o fundamentalnych różnicach. Klient na 6,2-litrowe V8 z piekła rodem nie będzie przecież szukać elektryka o zbliżonych osiągach. Nie skupiajmy się jednak na polaryzujących różnicach - jak dowiedzieliśmy się podczas wizyty w Edmark Auto, działający od lat salon ma klientów wiernych amerykańskiej motoryzacji, którzy w jednym garażu parkują zarówno swoje V8, jak i... miejskie elektryki do jazdy na co dzień.