Osoby kupujące auto z drugiej ręki dzielą się, z grubsza, na dwie grupy: z jednej strony mamy tych, którym wystarczy rzut oka na samochód, kopnięcie w oponkę i krótka rozmowa ze sprzedającym, z drugiej są ci, którzy prześwietlają wybrany egzemplarz raczej skrupulatnie. Zaglądają tu, zerkają tam, a niektórzy jeżdżą też po serwisach i sprawdzają wszystko co się da. Natomiast zanim do tego dojdzie, to wstępnie ziarno od plew warto oddzielić jeszcze przed wyjściem z domu. Bo nierzadko może się okazać, że tak naprawdę nie ma nawet po co z tego domu wychodzić.
Jak się za to zabrać? Dziś to już względnie proste, a z pomocą przychodzi internet. A konkretnie: internetowe platformy oferujące wgląd w historię używanych aut. Część portali oferujących sprawdzenie historii jestdarmowa, ale większość każe sobie za usługę płacić – im wyższa cena, tym (w teorii; patrz dalej) większa szansa na dostęp do większej ilości danych. Ale na to reguły nie ma. Tak samo musicie pamiętać o tym, że czasem o konkretnym aucie informacji jest tak mało, że w zasadzie niczego ciekawego się nie dowiecie. Jednak zazwyczaj warto jednak te kilkadziesiąt złotych zaryzykować, niż potem babrać się w głębokim błocie.
Dlaczego warto kupić raport z historii pojazdu?
A dlaczego warto z opcji sprawdzenia historii skorzystać? Co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze, bez wychodzenia z domu możemy już odrzucić ewidentnie przekręcone oferty. Po drugie, może to nas uchronić przed jeżdżeniem na drugi koniec kraju po auto, które miało być igłą, a okazało się zajechanym trupem. No i po trzecie, jeśli coś się jednak zgadzać z rzeczywistością nie będzie, a mimo to będziemy chcieli dany egzemplarz kupić, to mamy solidną podstawę do negocjowania ceny.
Wszystkie portale i platformy oferujące wgląd w historię pojazdu łączy jedno – aby z nich skorzystać, musimy znać przynajmniej numer VIN interesującego nas auta. Wielu sprzedających podaje go już w ogłoszeniu (ale uwaga: niektórzy podają losowy ciąg znaków, inni przypadkowo „mylą się” w jednym miejscu – czujność wskazana!), ale często trzeba się o numer VIN dodatkowo prosić. I jeśli sprzedający już na tym etapie nie chce go podać, to... wiedz, że coś się dzieje. Nie namawiamy do tego, by w takich okolicznościach z definicji rezygnować z zakupu, ale czujność z pewnością nie zaszkodzi.
Historia pojazdu CEPiK: jak z niej korzystać?
Są też i takie narzędzia, jak nasz CEPiK (historiapojazdu.gov.pl), w przypadku których dodatkowo podać musimy numer tablic oraz datę pierwszej rejestracji (widnieje w dowodzie). Na plus: korzystanie tej platformy jest bezpłatne, poza tym dzięki współpracy z kilkoma zewnętrznymi dostawcami za darmo mamy też wgląd do podstawowych informacji z CarVertical, Carfax oraz AutoDNA (patrz dalej). Czyli mamy szansę wstępnie prześledzić nawet to, co działo się z danym autem, jeszcze zanim zostało ono sprowadzone do Polski. Ogólnie portal historiapojazdu.gov.pl to absolutna podstawa, bez której nie warto podchodzić do zakupu auta używanego – zawarte tu dane są już na tyle szczegółowe, że mogą nas uchronić przed zakupem miny.
Co możemy tu znaleźć? Przede wszystkim - przebiegi odnotowywane podczas okresowych badań technicznych (dane są zbierane od 2014 r.). Ale tu mała uwaga, bo nawet jeśli wartości układają się w logiczny ciąg, to też nie zawsze oznacza, że nikt przy kilometrażu nie manipulował - stan licznika mógł przecież zostać skorygowany jeszcze zanim dane auto trafiło do bazy. Poza tym na portalu historiapojazdu.gov.pl sprawdzimy też m.in. status polisy OC. Dowiemy się też np. tego, czy dane auto nie było nigdzie zgłaszane jako kradzione i czy przypadkiem nie służyło jako taksówka.
Płatne raporty: czy warto je kupować? Co zawierają?
Popularne płatne bazy danych to m.in.: carfax.eu, autodna.pl, carvertical.com, autobaza.pl. Zakres informacji zawartych w raportach różni się w zależności od portalu i auta, ale nierzadko możecie liczyć m.in. na: weryfikację przebiegu, archiwalne zdjęcia i dane z ubezpieczalni o ewentualnych szkodach. Ale uwaga: są auta w przypadku których dane z raportu ograniczają się jedynie np. do odkodowania wyposażenia na podstawie VIN – to pojazdy, które w jakiś sposób wymykały się systemowi, nie były dawno nigdzie wystawiane do sprzedaży etc. Więc tak naprawdę nie ma skąd o nich czerpać informacji. Często jest jednak tak, że przed wykupieniem raportu zostajemy poinformowani o tym, czy zawiera on jakieś ciekawe informacje (zdjęcia, historia szkód), czy tylko w miarę ogólnodostępne dane o silniku, wyposażeniu i roku produkcji. Gdy widać, że danych będzie mało, raportu raczej kupować się nie opłaca.
Inne wyjście to zakup historii auta poprzez niezależny serwis danej marki – część warsztatów i sporo firm specjalizujących się w m.in. w oględzinach na zlecenie ma opłacony dostęp do oficjalnego wewnętrznego systemu danego producenta, więc dane uzyskane z tego systemu (też, co jasne, na podstawie VIN-u) potem odprzedaje swoim klientom.
Raport z historii pojazdu: jaka cena? Ile kosztuje
Ile to wszystko kosztuje? Niezależnie od tego, czy skorzystamy z usług portalu czy firmy mającej dostęp do bazy danych ASO danej marki, zazwyczaj zapłacimy od kilkudziesięciu do trochę ponad 100 zł. Zazwyczaj nie warto płacić za weryfikację każdego auta, jakie bierzemy akurat pod uwagę – najlepiej zawęzić krąg do kilku najlepiej rokujących ofert i weryfikować tylko te wybrane. Inna sprawa, że często zakup większej liczby raportów oznacza niższą cenę w przeliczeniu na jedno auto.
Na koniec ważne zastrzeżenie: danym z większości baz można ufać (najbardziej wiarygodne zazwyczaj są wewnętrzne systemy ASO, ale i tam trafiają się pomyłki), ale trzeba też mieć z tyłu głowy fakt, iż pomyłki mogą zdarzać się wszędzie. Stąd auto, które w jednej bazie widnieje jako poskładane z czterech innych, w drugiej bazie może być bezwypadkowe. Z kolei inne może być oznaczone w raporcie jako pojazd z oszukanym przebiegiem, tymczasem błąd leży na przykład po stronie osoby, która gdzieś kiedyś ręcznie wklepywała przebieg do jakiegoś systemu i pomyliła się o jeden znak. Jeśli więc wykryjecie coś, co ewidentnie wydaje się podejrzane, a na konkretnym egzemplarzu i tak wam zależy, to porównajcie dane z kilku baz danych. Owszem, to kosztuje, ale pozwala w większym stopniu eliminować pomyłki.