- Pan Sławomir chciał pomóc środowisku naturalnemu, ściągnął na siebie kłopoty
- Pułapka na przedsiębiorcę. 300 zł mandatu to był dopiero początek
- Wójt gminy Suwałki uchylił karę. Urzędnicy od ochrony środowiska nie dali za wygraną
- Milion zł kary za opony na własnej działce. Sąd po stronie właściciela
- Wygrał w sądzie, ale urzędnicy ponownie atakują przedsiębiorcę. Kara urosła do 2 mln zł
Pan Sławomir chciał pomóc środowisku naturalnemu, ściągnął na siebie kłopoty
Pan Sławomir swój warsztat wulkanizacyjny prowadzi od ponad 40 lat. Biznes rozkręcał jeszcze za czasów komuny. I wygląda na to, że w najczarniejszych snach nie spodziewał się kłopotów, jakie ściągnęło na niego przekazanie ponad 80 starych opon do budowy ogrodu…
W 2018 roku do jego drzwi zapukał przedstawiciel Fundacji Dziedzictwo Suwalszczyzny z prośbą o przekazanie zużytych opon. Zużyte ogumienie miało być jednym z budulców ekologicznego ogrodu tworzonego na terenie zdewastowanym przez bobry.
Pułapka na przedsiębiorcę. 300 zł mandatu to był dopiero początek
Co prawda stare opony powinny trafić do utylizacji, ale "w życiu po śmierci" mogą też służyć jako odboje w portach, buduje się z nich bandy torach gokartowych czy tworzy place zabaw. Istnieje nawet rozporządzenie Ministra Środowiska z maja 2015 r., które przewiduje takie zastosowanie ogumienia nienadającego się do jazdy.
Pan Sławomir w dobrej wierze podarował fundacji opony. Jednak jeszcze przed rozpoczęciem prac w eko-ogrodzie dostał 300 zł mandatu od kontrolerów z Inspektoratu Ochrony Środowiska. Powód? Przedsiębiorca przekazał stare opony firmie, która nie posiada zezwolenia na przetwarzanie odpadów.
Wójt gminy Suwałki uchylił karę. Urzędnicy od ochrony środowiska nie dali za wygraną
Z karą nie zgodził się wójt gminy Suwałki. W 2019 r. wydał decyzję, że opony posłużą do modernizacji terenu zdewastowanego przez bobry, jako umocnienie nadbrzeży stawu. W takiej sytuacji są użyteczne i pożyteczne, czyli nie są odpadami. Decyzja wójta została zaskarżona do Samorządowego Kolegium Odwoławczego przez Inspektorat Ochrony Środowiska, ale SKO przyznało rację wójtowi.
Urzędnicy Inspektoratu nie złożyli broni i kilka miesięcy później decyzja została uchylona. Stąd jesienią 2020 roku wójt musiał nakazać usunięcie opon z ogrodu. Pod koniec roku firma pana Sławomira zabrała opony i przekazała do utylizacji. To jednak nie był koniec, a raczej początek koszmaru...
Milion zł kary za opony na własnej działce. Sąd po stronie właściciela
W grudniu 2021 r. pan Sławomir otworzył list z Urzędu Marszałkowskiego. Pismo mówiło o opłatach, jakie musi ponieść w związku ze składowaniem opon na własnej działce znajdującej się w obszarze chronionym Wigierskiego Parku Narodowego. Nałożona kara wyniosła ponad milion, dokładnie 1 128 604 zł plus odsetki.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku w październiku 2022 roku uchylił decyzje o naliczeniu opłat: zarówno Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku, jak i miejscowego SKO, które miało zapłacić przedsiębiorcy ponad 22 tys. zł kosztów sądowych. Wyrok nie był prawomocny. Do WSA wpłynęła od niego skarga kasacyjna złożona przez SKO.
Wygrał w sądzie, ale urzędnicy ponownie atakują przedsiębiorcę. Kara urosła do 2 mln zł
Teraz sprawa powraca. Na 13 stycznia 2026 roku został wyznaczony termin rozprawy przed NSA w Białymstoku, na której zostanie rozpoznana wniesiona przez SKO skarga na korzystny dla przedsiębiorcy wyrok WSA.
Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że stawką jest nie tylko firma, ale i cały majątek rodziny. Pełnomocnik pana Sławomira nie gryzie się w język:
– Jeśli NSA zmieni korzystny dla mojego klienta wyrok, pan Sławomir będzie musiał zapłacić dokładnie 1 913 915,67 zł. Same odsetki karne, liczone jak zaległości podatkowe, wynoszą już ponad 785 tys. zł – mówi dziennik.pl Daniel Lisowski, pełnomocnik przedsiębiorcy. – Nadchodzący wyrok z 13 stycznia 2026 roku będzie kluczowy dla całego życia mojego klienta. Obowiązek zapłaty blisko 2 mln zł za przekazanie w dobrej wierze 82 opon, które ostatecznie i tak zostały zutylizowane zgodnie z prawem, jest rażąco krzywdzący. Po wyegzekwowaniu takiej kwoty pan Sławomir wraz z rodziną – żoną, córką i wnukami – zostaną bez dachu nad głową i środków do życia. Taki wyrok byłby porażką nie tylko tego człowieka, ale całego systemu prawnego w Polsce. Byłby dowodem na funkcjonowanie "państwa z dykty", w którym prawdziwi przestępcy pozostają bezkarni, a uczciwy rzemieślnik z biedniejszego regionu kraju, po 40 latach płacenia podatków, zostaje wciągnięty w sześcioletnią, urzędniczą machinę, która na koniec zostawia go z niczym – podsumowuje prawnik.