Zacznijmy jednak od tego, że – jak wynika m.in. ze statystyk prowadzonych przez Państwową Straż Pożarną – samochody elektryczne wcale nie palą się tak często, jak mogłoby się wydawać. Udział pożarów elektryków w ogólnej liczbie spalonych samochodów jest minimalny: po części dlatego, że pojazdów typu EV jeździ po naszych drogach wciąż mało, po części dlatego, że elektryki wcale nie palą się tak często, jak chcieliby niektórzy. Jak informował jakiś czas temu portal autokult.pl właśnie na podstawie statystyk PSP z 2022 r., ryzyko pożaru w aucie elektrycznym wynosiło 0,03 proc., podczas gdy w przypadku pojazdów spalinowych było to 0,04 proc. Czyli niemal tyle samo.
Tyle tylko, że pożary aut EV weszły do ogólnej świadomości jako poważne zagrożenie bezpieczeństwa. I ludzie się takich pożarów boją, bo są one uważane za groźne, spektakularne i trudne do ugaszenia. I faktycznie, tak może być: jeśli zacznie palić się zespół akumulatorów, akcja gaśnicza będzie wymagać użycia specjalistycznego sprzętu, może być też długotrwała i niebezpieczna. Ale – jak donosi m.in. portal wysokienapiecie.pl – często do zapłonu baterii wcale nie dochodzi (!). Palą się inne elementy, ale wieść niesie się taka, że z dymem poszedł kolejny "eko-elektryk" i jego niebezpieczne akumulatory.
Pożar auta elektrycznego: ile trwa gaszenie, ile schładzanie baterii
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli: jeśli dojdzie do zapłonu baterii, może być nieciekawie. Powtórzmy wyraźnie, bo to niezaprzeczalny fakt, poza tym, w rzadkich przypadkach, akumulatory mogą zapalić się same. Ciekawostka: jak wynika z informacji podawanych przez strażaków, akcje gaśnicze elektryków bywają długie, gdyż wrak przez wiele godzin po ugaszeniu pożaru wymaga dozoru i – ewentualnie – schładzania akumulatorów. Samo gaszenie nie trwa zazwyczaj tak długo, zwłaszcza gdy nie zapali się bateria.
No ale jak taki elektryk zapali się w garażu, to istnieje prawdopodobieństwo, że faktycznie dojdzie do powstania dużych szkód w mieniu i zagrożenia mieszkańców, a nawet – do uszkodzenia struktury budynku. I właśnie na tej podstawie część wspólnot/spółdzielni mieszkaniowych chce zabronić właścicielom aut elektrycznych wjeżdżania na teren garaży. Czy to legalne? W zasadzie tak, bo jeśli uchwała zostanie przegłosowana wymaganą większością, to w teorii jest wiążąca. Poza tym art. 61 prawa budowlanego stanowi, co następuje:
Właściciel lub zarządca obiektu budowlanego jest obowiązany:
(…) zapewnić, dochowując należytej staranności, bezpieczne użytkowanie obiektu w razie wystąpienia czynników zewnętrznych oddziałujących na obiekt, związanych z działaniem człowieka lub sił natury, takich jak: wyładowania atmosferyczne, wstrząsy sejsmiczne, silne wiatry, intensywne opady atmosferyczne, osuwiska ziemi, zjawiska lodowe na rzekach i morzu oraz jeziorach i zbiornikach wodnych, pożary lub powodzie, w wyniku których następuje uszkodzenie obiektu budowlanego lub bezpośrednie zagrożenie takim uszkodzeniem, mogące spowodować zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia lub środowiska.
Zakaz wjazdu dla elektryków: w teorii legalny
A że polskie prawo na razie odgórnie nie reguluje kwestii ewentualnego zakazu wjazdu dla aut elektrycznych do garaży podziemnych, to wspólnota ma w teorii możliwość, by w drodze głosowania przyjąć uchwałę, która wjeżdżać do garażu elektrykom nie pozwoli. W tym wypadku będzie to ograniczenie właścicielom aut EV dostępu do tzw. części wspólnej.
Ale uwaga: taką uchwałę można zaskarżyć do sądu powszechnego i zakaz może zostać uznany za bezzasadny. No i zostaje kwestia tego, kto miałby taką uchwałę egzekwować: garaż to teren prywatny, więc na przykład policja mandatu za złamanie zakazu wlepić nie może. Chyba że dojdzie do zagrożenia bezpieczeństwa, ale trudno uznać, że samo zaparkowanie gdzieś samochodu elektrycznego jest równoznaczne ze stworzeniem zagrożenia.
Zakaz wjazdu w przypadku terenu prywatnego: bez wątpliwości
Zostaje kwestia garaży stanowiących odrębną własność z własną księgą wieczystą: tu mieszkańcy są tzw. ułamkowymi właścicielami garażu, więc teoretycznie taki zakaz ogranicza możliwość dostępu do czyjejś własności. I też łatwo da się go zaskarżyć. Żadnych wątpliwości natury prawnej nie budzi natomiast sytuacja, w której prywatny właściciel jakiegoś garażu (np., basen, centrum handlowe) wyznacza we własnym zakresie zasady korzystania z danego garażu. Na tej podstawie ogranicza się np. wjazd aut z instalacjami LPG.