Samochód używany na zimę albo komplet kół? Co wybrać?

Pan Paweł lubi samochody i często je zmienia, ale ma też jedno "główne" auto, które już od kilku lat systematycznie dopieszcza i którym raczej nie jeździ za dużo po Warszawie, lecz głównie w trasy. No i dlatego w ostatnich latach pod domem pana Pawła zawsze zaparkowane stało tzw. daily, czyli samochód nieco mniej wychuchany, ale tańszy i służący w pierwszej kolejności do rozbijania się po mieście. To dobre rozwiązanie, bo zdejmuje z właściciela nerwy związane np. z ryzykiem obicia karoserii na parkingu pod marketem. Felga uszkodzona o krawężnik? Normalnie zgroza i zawał, w tanim aucie – pikuś.

W każdym razie dziś, ze względu na splot pewnych okoliczności, taniego daily pod domem pana Pawła chwilowo nie ma, jest za to już jesień i pojawiają się pierwsze myśli o tym, czym jeździć zimą. Dużo tego jeżdżenia nie będzie, ale zawsze coś się trafi. Koncepcje mamy więc dwie: albo felgi z dobrymi oponami zimowymi do tzw. "głównego" auta, albo zakup jakiegoś niedrogiego pojazdu, który będzie można wiosną łatwo odsprzedać. No i w tym miejscu pojawiamy się my i pomagamy panu Pawłowi wyszukać coś sensownego. Będzie trzeba się nieco wysilić, bo budżet mamy okrojony. Ale walczymy.

Reklama

Używane auto w cenie do 10 tys. zł: Na co zwrócić uwagę?

Reklama

Nasz bohater chce zamknąć się w kwocie 10 tys. zł. To co prawda ciut więcej niż komplet przyzwoitych 18-calowych felg z dobrymi oponami (choć swobodnie dałoby się dobrać zestaw też i o tej wartości), ale jeśli to "nowe" auto na wiosnę uda się znów odsprzedać, to kwota inwestycji zapewne wróciłaby do kieszeni pana Pawła niemal w całości (tanie samochody dużo na wartości nie tracą, bo zazwyczaj nie mają już z czego). Nie wliczamy w to kosztów eksploatacji, bo tych, rzecz jasna, odzyskać się nie da. Idealna, choć mało realna sytuacja, to utrafienie samochodu gotowego do jazdy, z zimówkami lub oponami całorocznymi i... niewymagającego dużych nakładów finansowych. Cóż, pomarzyć zawsze można.

Obejrzeliśmy dwa auta: dwa razy padło na ten sam model i zbliżony rocznik oraz przebieg. Inne były silniki i skrzynie / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Za czym się rozglądamy? Za czymś nieco bardziej oryginalnym niż, dajmy na to, Fiat Punto, VW Polo, Toyota Yaris czy Audi A4 B6. Pan Paweł zresztą nie lubi Audi. Wymagania co do silnika, skrzyni? Żadnych, bo pan Paweł nie urodził się wczoraj i wie, że w przypadku tanich samochodów z rynku wtórnego nie wybrzydzamy, lecz bierzemy to, co jest w dobrym stanie. A że to coś może mieć potem brzydki kolor lakieru albo nieładną tapicerkę? Trudno, bywa. To nie nowe auto z salonu.

Używane i nieoczywiste auto do 10 tys. zł: Czy to musi być… Saab?

Na razie więc zamiast do salonu, wybieramy na jedno z warszawskich przedmieść, by spotkać się z właścicielem Saaba 9-3 2.2 TiD z 2003 r. Auto ma kosztować wyjściowo 7000 zł, na zdjęciach wygląda ładnie i jest podobno po remoncie silnika. I tylko dlatego bierzemy ten egzemplarz pod uwagę, bo silnik 2.2 TiD (oplowskie 2.2 DTI) nie uchodzi za wybitnie udany (np. pompa VP44). A że to stary diesel fabrycznie bez filtra sadzy i z normą spalin, która w podskokach wykreśli go z nowo powstającej strefy czystego transportu w Warszawie? Trudno, za kilka miesięcy ewentualny zakup i tak poszedłby dalej w świat (nota bene, ciekawe, jak długo by stał, bo stary Saab zazwyczaj wymaga konkretnego klienta!). Ten Saab ma przejeździć zimę. Tylko tyle i aż tyle.

Nowe lampy (wiadomo, zamienniki) to zaleta / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Odprysk świeży, bo jeszcze bez rdzy / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Ponieważ właściciela na miejscu chwilowo nie ma, to oglądamy niebieskiego Saaba z zewnątrz. Pierwsze wrażenie jest dobre, bo traf chciał, że zaczynamy od przodu, a akurat z tej perspektywy ten samochód wygląda najlepiej. W oczy rzucają się zupełnie nowe lampy (stare musiały być zmatowiałe – znana przypadłość 9-3 II z początku produkcji), nie najgorzej na pierwszy rzut oka prezentuje się maska.

Używany Saab 9-3 2.2 TiD: Brzydki z zewnątrz…

Ale szybko robi się nieco mniej różowo, bo lakier w zasadzie na całym aucie jest albo porysowany, albo poobijany, albo dodatkowo powgniatany. Na części elementów widać ślady średnio fachowych napraw blacharskich, maska, błotniki i klapa bagażnika na wewnętrznych krawędziach mają lakier zdarty do gołej blachy, na dachu w oczy rzucają się wgniecenia po gradzie, tylny zderzak jest pęknięty, felgi – mocno poobdzierane. Zaciski hamulcowe ktoś malował na czerwono i najwyraźniej temu komuś szło tak dobrze, że dodatkowo prysnął i... piasty kół.

Wgniecenie tu… / dziennik.pl / Piotr Wróbel
…wytarty lakier tam. Cóż, tanie auto, to i wygląd adekwatny / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Właściciel wspomniał przez telefon o pękniętym tylnym zderzaku. Faktycznie, jest lekko zniszczony / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Tak, wiemy, to samochód za 7000 zł, ale uwierzcie nam – to nie pierwsze tanie auto używane, które oglądamy. I jeśli chodzi o karoserię, to ten niebieski Saab naprawdę najlepsze chwile ma już dawno za sobą, poza tym przy odrobinie szczęścia da się za w kwocie do 10 tys. zł znaleźć coś, co nie wygląda aż tak tragicznie.

Używany Saab 9-3 2.2 TiD: …ładny w środku

Ale teraz już będzie tylko lepiej. No bo tak: rdzy w zasadzie w tym egzemplarzu nie widać (wyjątek: dolne narożniki przednich drzwi), nawet w newralgicznych dla tego modelu punktach (błotniki, kielichy przedniego zawieszenia). Również rzut oka pod auto pozwala przypuszczać, że i tu "czerwona zaraza" nie zadomowiła się jeszcze na dobre. Opony? Bardzo przyzwoite, ale letnie.

Kokpit oklejony imitacją karbonu, niefabryczne radio (plus tuba w bagażniku), tylko jeden wytarty guzik na panelu klimy i sporo sierści. Autem podróżuje też pies / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Niezłe i dość świeże opony. Zwróćcie uwagę na polakierowaną piastę / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Bardzo dobrze prezentuje się wnętrze – mamy tu co prawda tapicerkę materiałową, ale została ona ładnie uprana i wyszykowana. W zestawieniu z paskudną karoserią wygląda ona tak, jakby pochodziła z innego samochodu. Wyposażenie wnętrza w zasadzie całe działa, auto odpala bez zarzutu, choć wypuszcza przy tym widoczną chmurę dymu. Wiadomo, to stary diesel bez filtra sadzy i z deklarowanym przebiegiem 330 tys. km. Sprzęgło i skrzynia? Bez uwag. – Jak go kupiłem, to się okazało, że silnik jest do remontu. Nie chciałem ciągać sprzedającego po sądach, więc zacisnąłem zęby i dałem auto do mechanika. Przy okazji remontu jednostki wstawiłem też nowe sprzęgło z kołem dwumasowymwyjaśnia sprzedający.Na wszystko są rachunkiuśmiecha się szeroko.

Używany Saab 9-3 2.2 TiD: Jedzie nieźle, ale z tyłu coś wali

Saab jedzie więc zaskakująco przyzwoicie i robi wszystko to, czego można oczekiwać od auta w takiej cenie: skręca i hamuje. Jeśli coś budzi wątpliwości, to donośne stuki z tylnego zawieszenia. Raz są cichsze, raz robią się głośniejsze, ale cały czas są. I jeśli ktoś chciałby ten egzemplarz kupić, ten pewnie będzie musiał się akurat tym "na dzień dobry" zająć. Ogólnie jednak ten Saab to zaskakujący egzemplarz, który wygląda fatalnie, a lepiej jeździ. No i jeśli ktoś nie przywiązuje uwagi do wyglądu, ten powinien być zadowolony. Poza tym sprzedający gotów jest wyjąć z Saaba akcesoryjny sprzęt grający i od razu obniżyć cenę do 6000 zł.Chciałbym tylko odzyskać to, co włożyłem w remont.

Silnik ponoć po remoncie, faktura podobno jest. Nowe mają być też sprzęgło i "dwumas". Duży plus! / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Od spodu ten egzemplarz wygląda dużo lepiej niż na zewnątrz / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Używany Saab 9-3 1.9 TiD: Wszystko dobrze, ale wie pan, ta skrzynia…

Pan Paweł jednak chciałby zobaczyć, czy do 10 tys. zł nie da się kupić czegoś, co nie wygląda tak, jakby przed chwilą przyjęło na siebie średniej wielkości meteoryt. Jedziemy więc obejrzeć Saaba 9-3 kombi za niecałe 10 tys. zł i z nieco bardziej udanym silnikiem 1.9 TiD oraz ze skrzynią automatyczną. W mieście to duża wygoda, wątpliwości budzi natomiast filtr cząstek sadzy – to konstrukcja starego typu (filtr "pod autem", w okolicy tłumika środkowego), która bardzo słabo sprawdza się na krótkich dystansach. Współczesne diesle przeważnie mają DPF zamontowany bezpośrednio za kolektorem, co z kolei ułatwia tzw. pasywną regenerację filtra i trochę lepiej nadaje się do miasta.

Ten egzemplarz z daleka wygląda nieźle, a i z bliska chyba nieco lepiej niż poprzedni / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Przyzwoite wnętrze, choć skóra już lekko zmęczona. Ale przy tej cenie nie w sumie nie ma co narzekać. Na plus: porządne wyposażenie / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Przez telefon ustalamy tyle, że auto ma być bezwypadkowe, filtr sadzy na pokładzie jeszcze jest (czytaj: nikt go jeszcze nie wyciął), a jedyny drobny problem dotyczy skrzyni – na niższych biegach potrafi "przeciągać". – Ale to sporadycznie, naprawdę– uspokaja sprzedający.

Używany Saab 9-3 1.9 TiD: Ładniejszy lakier, ale z rdzą walczono domowymi środkami

Na miejscu naszym oczom ukazuje się auto nieco ładniejsze niż pierwszy z oglądanych Saabów. Lakier jest trochę mniej poniszczony, a samochód nie wygląda tak, jakby przed chwilą wrócił z terenów ogarniętych wojną. Bliższe oględziny nie wypadają już jednak już tak dobrze, bo np. przednie i tylne błotniki zaczęły już rdzewieć, a z tyłu ktoś postanowił przykryć korozję chyba farbką z dziecięcego zestawu plakatówek. No, ale znów – to tanie auto, które ma jeździć, a nie świecić na salonach. Opony? Na obu osiach z zupełnie różnych parafii (z przodu całoroczne, z tyłu – letnie, tyle że innego producenta).Nie chcemy wiedzieć, jak "fajnie" musi się to prowadzić, zwłaszcza na mokrym. Na szczęście w cenie auta ma być też zestaw zimówek, na dodatek na osobnych felgach.

Rdza tu, rdza tam… No, ale jak ktoś kupuje auto na chwilę, to nie problem, prawda? / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Tu korozję już ktoś naprawiał. Efekt jest średni / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Wnętrze robi przyzwoite wrażenie, ciekawostka to komisowa kartka z ceną: ponad 12 tys. zł, podczas gdy w internecie jak byk stoi kwota o prawie o 3 tys. zł niższa. Auto już dość długo nie może się sprzedać, więc właściciel najwyraźniej musiał schodzić z ceny, ale kartka została. Jeśli na coś można narzekać, to na to, że skóra na fotelach wygląda przeciętnie, ale znów – to tanie auto. Ładnie wyglądają za to guzki na konsoli, a w przedliftingowych egzemplarzach 9-3 typu YS3F to wcale nie takie oczywiste – często przyciski są całkiem łyse i obdarte z lakieru. Tu tajemnica szybko się wyjaśnia: z tyłu na podłodze leży oryginalny i powycierany panel wyjęty z tego egzemplarza, więc ten który pochwaliliśmy, musi pochodzić z innego samochodu.

Używany Saab 9-3 1.9 TiD: To co z tym DPF-em?

Silnik odpala ładnie, ale puszcza chmurę siwoszarego dymu i trochę sadzy. A niby DPF na pokładzie jest... Po ruszeniu z miejsca w uszy natychmiast rzucają się donośne stuki z przedniej osi, kolorowy ekran multimediów lekko przygasa, a skrzynia faktycznie lekko się gubi, zwłaszcza przy przejściu z dwójki na trójkę. Niby dramatu nie ma i dałoby się z tym jeździć, ale gdyby ktoś chciał to naprawiać, to koszty będą wysokie, a sprzedaż auta z taką usterką chyba jednak wiązałaby się z uzyskaniem ceny niższej niż bieżąca. Pan Paweł byłby więc na tym egzemplarzu mocno do tyłu. Ogólnie jednak dramatu nie ma (deklarowana bezwypadkowość, niezłe wyposażenie), a wóz jako tako trzyma się kupy. No i gdyby nie ta skrzynia…

Silnik odpada nieźle, i to mimo dłuższego postoju. Najpierw lekko dymi i trochę nim telepie, ale po chwili się uspokaja / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Tarcze pamiętają lepsze czasy, rdza na powierzchni roboczej to efekt niejeżdżdenia. I deszczu / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Antena też kiedyś miała się lepiej / dziennik.pl / Piotr Wróbel

Używany Saab 9-3 1.9 TiD: Do trzech razy sztuka!

No, a zgodnie z zasadą, że do trzech razy sztuka, nasz bohater planował obejrzeć jeszcze jednego Saaba. Tym razem nieco droższego (wyjściowo – 12 500 zł), ale bardzo dobrze rokującego. Silnik? Znów 1.9 TiD. Lakier? Znów czarny. Nadwozie? Znów kombi. Tyle podobieństw, reszta to już wyłącznie kwestie na plus trzeciego egzemplarza. Auto przyjechało ze Szwajcarii ze stukami z silnika, które koniec końców okazały się być... stukami ze zużytego koła dwumasowego. Sprzedający sprowadził auto, wymienił sprzęgło z kołem zamachowym, założył nowy rozrząd z pompą wody. Jeszcze w Szwajcarii naprawiano inną typową bolączkę tego silnika – kolektor ssący jest świeży. Wnętrze: ładnie zachowane i wyprane. Szwedzkie kombi dostało też nowy kompresor klimatyzacji i ma świeżo napełniony układ. I choć auto nie jest całkiem bez wad, to pan Paweł już wiedział, że jeśli kupi Saaba 9-3, to właśnie tego.

Reasumując: za ok. 10 tys. zł da się znaleźć coś ciekawego. Trzeba "tylko" nieco szczęścia i cierpliwości. Zazwyczaj w takim aucie z jakimiś wadami trzeba się liczyć, ale jeśli nie widać dużych ilości rdzy (zwłaszcza na elementach nośnych), mechanika jest w przyzwoitym stanie, a opłaty (OC) i badanie techniczne ważne, to… brać i się nie zastanawiać. Bo z takiej okazji zaraz skorzysta ktoś inny.

Taki widok w tanich samochodach to norma. I raczej też nie powód do wielkiego niepokoju, gorzej gdy zainfekowane są elementy nośne / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Jasną skórę zawsze niełatwo utrzymać, w aucie kosztującym mniej niż 10 tys. zł nie należy więc oczekiwać cudów / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Rysy, zadrapania, wgniecenia: wiele tanich aut tak wygląda, ale zdarzają się i dużo ładniejsze. Reguły nie ma / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Rysy, zadrapania, wgniecenia: wiele tanich aut tak wygląda, ale zdarzają się i dużo ładniejsze. Reguły nie ma / dziennik.pl / Piotr Wróbel
Podrapane felgi to pikuś, gorzej, że wiele tanich aut występuje na łysych lub wiekowych oponach. Lub jedno i drugie / dziennik.pl / Piotr Wróbel