Przewożący wicepremiera Gowina samochód SOP miał kolizję z pojazdem ciężarowym na drodze krajowej nr 7 w Kuklinie (Mazowieckie). Do zdarzenia doszło w drodze do Gdańska, gdzie Gowin wziął udział w uroczystym posiedzeniu Senatu tamtejszej politechniki. Na zamieszczonym przez portal TVN24.pl nagraniu widać, że chwilę wcześniej auto z wicepremierem na pokładzie jechało z dużą prędkością i wykonało manewr wyprzedzania na wysepce.

Reklama

Gowin zapewnił, że jazda jego samochodu nie stwarzała zagrożenia dla życia, a kierowca nie złamał przepisów. Innego zdania są posłowie Koalicji Obywatelskiej, którzy zażądali od wicepremiera wyjaśnień w tej sprawie.

- Przyjęliśmy za dobrą monetę expose pana premiera Morawieckiego, który w kilku miejscach mówił o konieczności zmian w prawie jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drodze, ale widać, że największym zagrożeniem są przedstawiciele władzy, którzy za nic mają przepisy ruchu drogowego, którzy szaleńczo pędzą, omijając wysepki drogowe, doprowadzając do wypadków - powiedział Paweł Olszewski na konferencji prasowej w Sejmie.

Przypomniał, że kolizja to nie pierwsze tego typu zdarzenie - wcześniej wypadkowi uległ samochód wiozący ówczesną premier Beatą Szydło, a na "szaleńczą jazdę" po drogach pozwalał sobie b. szef MON Antoni Macierewicz. - Pamiętamy wiele innych wydarzeń drogowych z udziałem "Służby Obijania Pojazdów" - powiedział Olszewski, w ironiczny sposób rozwijając skrót "SOP".

Reklama

Poseł zwrócił się z pytaniem do wicepremiera Gowina, by wyjaśnił, „co zmusiło go do tak szaleńczego rajdu, który mógł się skończyć tragedią i śmiercią wielu osób".

Były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz dopytywał, czy to Gowin polecił kierowcy jazdę z tak dużą prędkością, czy była to decyzja samego oficera Służby Ochrony Państwa. - Co się jeszcze takiego musi stać w Polsce, żeby przestano uprawiać +państwowe piractwo drogowe+? Czy musi zginąć ktoś ważny z rządu, czy musi zginąć człowiek na drodze jadący ze swoją rodziną? Czy musi zginąć oficer SOP w trakcie wykonywania czynności służbowych, żebyśmy się nagle obudzili, że tak po prostu nie może być? - zastanawiał się Sienkiewicz.

Jak podkreślił, w czasach rządów PO-PSL ówczesny premier Donald Tusk dał członkom swego rządu nieformalny zakaz używania sygnalizacji świetlnej i dźwiękowej. Nieuzasadnione użycie takich sygnałów - jak wspominał - groziło konsekwencjami ze strony szefa rządu. - Ja w trakcie pełnienia funkcji ministra spraw wewnętrznych pamiętam, że poleciłem użycie sygnalizacji świetlnej i dźwiękowej dwa razy w ciągu 18 miesięcy. Nam po prostu nie przyszłoby do głowy, że można robić takie rzeczy, jakie obecnie są normą - zaznaczył Sienkiewicz.