– W tym roku na polskich drogach do wypadków z udziałem pieszych doszło 5 tys. razy, a niemal połowa tych zdarzeń miała miejsce na pasach. Zginęło ponad pół tysiąca osób – powiedział dziennik.pl podinsp. Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
Mundurowi w walce o poprawę bezpieczeństwa co jakiś czas organizują akcje pod kryptonimem "Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego". Wtedy na cel trafiają kierowcy wyprzedający na przejściach dla pieszych i bezpośrednio przed nim (mandat 200 zł) czy omijający auta, które zatrzymały się przed pasami by pozwolić pieszemu przejść – za ten wyczyn grozi przynajmniej 500 zł. W każdym przypadku konto może wzbogacić się 10 punktów karnych. Jednak w sytuacji, kiedy manewr kierowcy zmusi pieszego do cofnięcia się z przejścia lub zatrzymania wymiar kary może okazać się znacznie ostrzejszy…
– Jeżeli policjant uzna, że w danej sytuacji doszło do narażenia bezpieczeństwa uczestnika ruchu drogowego, w tym przypadku pieszego, wówczas może zatrzymać prawo jazdy i skierować sprawę do sądu – powiedział Kobryś.
– Podstawą takiego podejścia może być przeświadczenie policjanta, że grzywna określona w tzw. taryfikatorze mandatów jest nieadekwatna do popełnionego czynu – wyjaśnił i wskazał, że do tego typu niebezpiecznych sytuacji (wyprzedzanie na pasach czy omijanie przed przejściem) często dochodzi na jezdniach jednokierunkowych o co najmniej dwóch pasach ruchu. – Kierowcy często robią to bezwiednie i zapominają, że zgodnie ze znakami drogowymi powinni zachowywać się szczególnie ostrożnie – przypomniał przedstawiciel KGP.
Jak kierowcom wbić do głowy nawyk "szczególnej ostrożności"? Po ostatnim tragicznym wypadku w Warszawie rozgorzała dyskusja na temat poprawy bezpieczeństwa w okolicy przejść dla pieszych. Ruszyła giełda pomysłów – politycy prześcigają się w deklaracjach.
Premier Mateusz Morawiecki we wpisie na Facebooku podkreślił, że potrzebne są zmiany w przepisach. – Koniec z piractwem drogowym – zapowiedział premier.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski chce zmiany decyzji rządu Ewy Kopacz i przywrócenia samorządom możliwości stawiania fotoradarów. Pojawiła się też propozycja, by maksymalna wysokość mandatów za najcięższe przewinienia drogowe stanowiła 50 proc. średniego wynagrodzenia, czyli aktualnie byłoby to ponad 2,4 tys. zł.
A jak z edukacją kierowców radzą sobie w innych krajach? W internecie hitem staje się wideo z Kanady. Co sądzicie o takim pomyśle?