Kierowcy podróżujący autostradami i drogami ekspresowymi musza pamiętać, że od 1 czerwca obowiązuje prawo nakazujące zachowanie minimalnego odstępu między pojazdami. Zgodnie z przepisami bezpieczna odległość to połowa wartości aktualnej prędkości kierowcy. To oznacza, że jadąc 100 km/h musimy zachować odstęp 50 m za poprzedzającym samochodem, 120 km/h – 60 m, 140 km/h – 70 m. Podobne rozwiązania zostały zastosowane w wielu europejskich państwach, w tym m.in. w Niemczech. Obowiązek zachowania minimalnego odstępu nie będzie stosowany tylko podczas manewru wyprzedzania.

Reklama

Policja nie ma wątpliwości, że jazda na zderzaku innego pojazdu może powodować zagrożenie w ruchu drogowym, w szczególności na drogach tzw. szybkiego ruchu. Wtedy funkcjonariusz może wypisać 500 zł mandatu, a na konto kierowcy trafi 6 punktów karnych. Przy tym wykroczenia mogą występować w różnych kombinacjach - jako pojedyncze lub sumować się. A osoba, która nie zachowa bezpiecznego odstępu, w skrajnych przypadkach może też zostać uznana winną kolizji.

Jazda na zderzaku - dron nad trasą S7 i mandaty

Niedawno policja z Kielc sprawdziła, jak kierowcy stosują się do nowych przepisów. Nad drogę ekspresową S7, na odcinku od węzła Jaworznia do węzła Chęciny (to fragment łączący m.in. Warszawę z Krakowem) wzbił się dron. Do tego mundurowi korzystali również z miernika laserowego. Efekt? W ciągu trzech godzin wpadło trzech kierowców.

Policja użyła drona nad trasą S7 / Policja
Policja użyła drona nad trasą S7 / Policja

Problem jazdy na zderzaku jest poważny, czego dowodem mogą być próby przeprowadzone na trasie S8 w Warszawie. Wtedy testom poddano urządzenie o nazwie Integra 3D+ – to rosyjski fotoradar śledzący, który potrafi m.in. prowadzić pomiary odległości między pojazdami (zarówno według kryterium czasu, jak i odległości w metrach). W trakcie czterogodzinnego eksperymentu na dwukilometrowym odcinku S8 urządzenia zarejestrowały ponad 4400 pojazdów. W tej liczbie aż 4077 aut nie zachowało bezpiecznej odległości. A na potrzeby pomiarów testowych założono 2 sekundowy odstęp, czyli i tak wartość krótszą od zalecanych przez ekspertów od bezpieczeństwa ruchu 3 sekund. Rekordzista pędził 167 km/h oraz utrzymywał dystans od poprzedzającego pojazdu poniżej 3 s (2,379 s). Jakby tego było mało, fotoradary wyłapywały też kierowców, którzy siedzieli na zderzaku poprzedzającego auta i obsługiwali telefon!

– Wielu kierowców zgadza się, że niezachowanie odpowiedniego odstępu między poprzedzającym pojazdem, to praktyka nie dość, że irytująca, to jeszcze niebezpieczna. Zwiększa ona bowiem ryzyko kolizji, zwłaszcza na autostradach i drogach ekspresowych, gdzie jest jedną z najczęstszych przyczyn wypadków – powiedziała dziennik.pl Magda Zglińska reprezentująca operatora systemu Yanosik. – Mimo, iż pomiar odległości między pojazdami może być na tych drogach trudny do przeprowadzenia, to w dobie wysokiej popularności kamerek samochodowych, a także częstszego wykorzystywania dronów przez drogówkę, trzeba liczyć się z tym, że nasze poczynania mogą być stale obserwowane. Możliwość otrzymania mandatu powinna ostudzić zapędy wielbicieli "siedzenia na ogonie", oczywiście pod warunkiem wzrostu świadomości wśród zmotoryzowanych – oceniła.

Reklama

Zasada dwóch sekund - na czym polega zachowanie odstępu

Jednym ze sposobów na zachowanie bezpiecznej odległości jest zasada dwóch sekund. Prowadząc samochód, należy wybrać przed sobą charakterystyczny stały punkt przy drodze (np. znak, słupek kilometrowy, drzewo). W chwili, gdy ten punkt minie poprzedzające nas auto, zacznijmy liczyć upływające sekundy. Następnie, jeśli sami miniemy wybrany punkt zanim upłyną 2 sekundy, oznacza to, że jesteśmy za blisko i musimy zwiększyć odstęp.

Policja użyła drona nad trasą S7 / Policja