Podejrzany nie przyznał się do zarzutów, odmówił składania wyjaśnień - poinformowała w czwartek prokurator Dorota Antychowicz, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.
Wypadek miał miejsce pod koniec maja. Land rover Straży Granicznej był jedną z atrakcji festynu rodzinnego w Bohonikach k. Sokółki. Grupę dzieci kierowca SG zabrał na przejażdżkę. Na zakręcie auto wypadło z drogi i dachowało. Różne obrażenia odniosło jedenaścioro dzieci i jedna osoba dorosła.
Dwie nastoletnie dziewczynki z najpoważniejszymi obrażeniami (m.in. głowy) musiały zostać w szpitalu na kilka dni, pozostałe osoby po opatrzeniu urazów jeszcze tego samego dnia wyszły ze szpitali.
Prokurator Antychowicz dodała, że z postawieniem zarzutów czekano, bo w śledztwie potrzebne były opinie różnych biegłych: z zakresu medycyny (co do obrażeń osób uczestniczących w wypadku), techniki samochodowej (czy land rover był sprawny), a także z zakresu ruchu drogowego (co do przebiegu wypadku).
Z zebranych w śledztwie danych wynika, że kierowca jechał zbyt szybko: dopuszczalna była jazda 40 km/h, a - według biegłego - auto jechało 88 km/h. Dlatego prokuratura przyjęła, że kierowca naruszył zasady ruchu drogowego i doprowadził do wypadku, z racji liczby osób poszkodowanych - kwalifikowanego jako katastrofa drogowa.
Podejrzany jest funkcjonariuszem Straży Granicznej w Kuźnicy. Ponieważ postawiony mu zarzut dotyczy przestępstwa kwalifikowanego jako nieumyślne, mężczyzna nie został zawieszony służbowo.
Wszczęte w tej sprawie postępowanie dyscyplinarne zostało zawieszone w oczekiwaniu na prawomocne zakończenie sprawy sądowej.