Komis widmo - to najnowszy problem miejskich włodarzy. Mechanizm jego działania jest prosty. Osoby, które zawodowo trudnią się sprowadzaniem z zachodu używanych samochodów, stawiają je na ogólnodostępnych parkingach, a potem wystawiają na aukcjach internetowych. Komis oficjalnie nie istnieje i nie reklamuje się. Dzięki temu nie musi nawet mieć zgody na zajęcie terenu do prowadzenia działalności gospodarczej.
Tego typu półlegalne komisy działają w całej Polsce – w tym roku na ich działalność skarżyli się m.in. mieszkańcy Warszawy, Chełma, Rzeszowa czy Tomaszowa Lubelskiego. – W tej sprawie interweniowaliśmy u burmistrza i w zarządzie dróg miejskich, ale bez skutku – mówi nam mieszkaniec osiedla na warszawskim Mokotowie. Dodaje, że od trzech lat parking zajmuje kilkanaście samochodów na niemieckich rejestracjach, a mieszkańcy nie mają gdzie parkować swoich aut.
Lokalne władze niewiele mogą poradzić na ten proceder. – Takimi sprawami zajmuje się Zarząd Dróg Miejskich – mówi Jacek Dzierżanowski, rzecznik burmistrza Mokotowa. Ale okazało się, że ZDM również ma związane ręce. Powód? Brak podstaw prawnych do usunięcia komisu z parkingu. Z naszych ustaleń wynika, że nieoficjalnie padła propozycja rozszerzenia strefy płatnego parkowania – tak by opłaty objęły także komis. Ale na to nie chcieli się zgodzić mieszkańcy.
Zdaniem ekspertów patowa sytuacja jest rezultatem dziurawego prawa dotyczącego korzystania z miejskiej przestrzeni publicznej. A problem dzikich komisów samochodowych to tylko element kłopotliwej układanki.
– Brak regulacji w tym względzie powoduje też, że np. przerobienie samochodu na stojącą na kołach reklamę pozwala na ominięcie przepisów o drogach publicznych – mówi Wojciech Jagnieża, prawnik z kancelarii Bird & Bird.
Także Dorota Wesołowska z poznańskiego ZDM zgadza się, że nie sposób skutecznie zwalczać dzikich komisów bez odpowiednich narzędzi prawnych. – Bardzo często ustawodawca nie jest w stanie przewidzieć pewnych sytuacji – przyznaje.
Kilka lat temu Poznań przekonał się o tym, walcząc z mobilnymi reklamami na parkingach. By się ich pozbyć, konieczna była zmiana prawa – wcześniej nie można było nakładać opłat za parkowanie, bo przyczepy nie były traktowane jak pojazdy. Po licznych zatargach ZDM z firmami reklamowymi władze w końcu uznały przyczepy za nośniki reklam, do których stawiania konieczna jest zgoda zarządcy drogi.
Ale eksperci są zdania, że do takich sytuacji nie dochodziłoby w ogóle, gdyby kompleksowo uregulowano dopuszczalne formy korzystania z dróg (łącznie z pasem przydrożnym) w obrębie miast. – Dopóki zmiany systemowe nie zostaną wprowadzone, samorządy pozostaną bez środków prawnych do walki z procederem dzikich komisów czy samonośnych reklam – ostrzega Wojciech Jagnieża.
Marcin Kaliński, jeden z nieoficjalnych komisów samochodowych na warszawskim Mokotowie
"Do walki z dzikimi komisami potrzebne są zmiany w prawie"