W przyszłym tygodniu Senat zajmie się rządowym projektem nowelizacji ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym (PPP), który daje samorządom kompetencje do tworzenia śródmiejskich stref płatnego parkowania. W założeniu strefy te mają przyczynić się do zwiększenia rotacji miejsc parkingowych w najbardziej zatłoczonych miastach. A w dłuższej perspektywie – do zmniejszenia korków. W praktyce ich wprowadzenie może oznaczać radykalny wzrost opłat.
– Spodziewamy się szybkiego przyjęcia ustawy – zdradza nam nasz rozmówca z Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, które przygotowało projekt ustawy.
Przypomnijmy: strefy śródmiejskie będą mogły tworzyć miasta powyżej 100 tys. mieszkańców. Stawki za parkowanie w nich mają wynieść 0,45 proc. płacy minimalnej, co oznacza, że za pierwszą godzinę postoju zapłacimy prawie 10 zł. W „zwykłych” strefach stawka wyniesie 0,15 proc. pensji minimalnej, czyli trochę ponad 3 zł. Kolejne godziny (w obu strefach) będą droższe. Stawka za drugą może być najwyżej o 20 proc. wyższa niż za pierwszą, za trzecią – najwyżej o 20 proc. wyższa niż za drugą. Zaostrzeniu ulegną również kary za brak kwitka za szybą – nie będzie to 50 zł opłaty dodatkowej jak obecnie, lecz 10 proc. minimalnego wynagrodzenia, a więc ponad 200 zł.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama
Jest to jednak rewolucja, na którą przyjdzie jeszcze poczekać. Artykuł 3 projektu, który wprowadza te zasady, wejdzie w życie dopiero po roku od ogłoszenia ustawy w Dzienniku Ustaw. – To oznacza, że najwcześniej pod koniec 2019 r. rady nowej kadencji będą mogły podjąć jakieś decyzje w tej sprawie – mówi Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza, wskazując, że dyskusja na ten temat jest w tej chwili przedwczesna. Na razie miasto – w ramach walki z korkami – skupia się na inwestowaniu w komunikację zbiorową.
Zresztą wiele miast wypowiada się w podobnym tonie. Wychodzą m.in. z założenia, że po co narażać się wyborcom – także przed wyborami parlamentarnymi czy potem prezydenckimi (partie rządzące w dużych miastach mogą się wzajemnie atakować w kampanii). A że wyborczy maraton potrwa do 2020 r., wdrożenie parkingowej rewolucji może się opóźnić jeszcze bardziej, niż wynika z projektowanych przepisów.
– Mimo aspiracji na miarę metropolii zachodnioeuropejskich Warszawa pod względem wykorzystania transportu indywidualnego w komunikacji coraz bardziej przypomina metropolie azjatyckie – podkreśla Bartosz Dominiak ze Smart City Blog, wskazując na zakorkowane ulice, parkowanie w miejscach niedozwolonych czy inwestycje publiczne i prywatne nastawione na ułatwianie wjazdu aut do centrum.
Centrum Monitoringu Rozwoju Warszawy (CMRW) zwraca uwagę, że miasta zagraniczne w sprawie zakorkowanych centrów przyjmują strategie radykalne i przez to skuteczne. W Londynie opłata za wjazd do City kosztuje 11,5 funta za dzień, a opłata parkingowa nawet 32 funty za godzinę (150 zł), dlatego większość pracowników z centrum Londynu korzysta z komunikacji miejskiej. Odchodzi się też od inwestycji deweloperskich z miejscami dla osobówek. – Nowa siedziba Google’a Landscraper, 11 kondygnacyjny budynek o powierzchni 90 tys. mkw., będzie miał 700 miejsc dla rowerów i… cztery dla samochodów – podaje CMRW.
W Paryżu stawka za parkowanie w centralnych dzielnicach miast to 4 euro za godzinę. Jednak dotyczy ona tylko pierwszych 2 godzin. Każda kolejna to znaczne zwiększenie opłat: trzecia godzina parkowania – 8 euro, czwarta – 10 euro, a piąta i szósta po 12 euro. – Wykorzystując więc maksymalny dozwolony czas parkowania w centralnych dzielnicach Paryża (6 h), zapłacilibyśmy 50 euro, czyli ok. 210 zł – podaje CMRW. Duże polskie miasta, zaostrzając swoje regulacje w tej kwestii, nie wymyślałyby zatem prochu, a realizowały jedynie rozwiązania praktykowane w wielu krajach UE.