Program ruszył w połowie sierpnia. Jako że niemal zbiegło się to z dniem ogłoszenia terminu wyborów samorządowych, a także z uwagi na trwającą od dawna prekampanię niektórych kandydatów, nie brakowało komentarzy, że jest to wabik wyborczy PiS. Choć rządowy program (zwany „Mosty plus”) jest adresowany do wszystkich władz lokalnych, to - jak ustaliliśmy - do niedawna prawie nikt do niego nie aplikował. Jak informuje Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju (MIR), w końcówce października - a więc po niemal 2,5 miesiąca po rozpoczęciu naboru - formalny wniosek złożyła tylko… jedna jednostka.
Resort nie precyzuje, o jaki samorząd chodzi. A urzędnicy starają się nie tracić optymizmu. Do tej pory wpłynęło do nas wiele pytań dotyczących programu. Przygotowanie wniosku nie jest łatwe i dotyczy poważnych inwestycji. Samorządy potrzebują czasu na przygotowanie. Konkurs trwa do końca marca 2019 r. Spodziewamy się, że bliżej tego terminu wpłynie najwięcej wniosków - odpowiada nam biuro prasowe MIR.
Reklama
Rządowy program potrwa do 2025 r., a jego budżet wynosi 2,3 mld zł. Samorządy, które zdecydują się na budowę mostów, mogą liczyć na dofinansowanie do 80 proc. wartości przedsięwzięcia. Choć każda jednostka może zgłosić swój projekt, to ministerstwo zdążyło już wytypować 21 priorytetowych, rekomendowanych przez rząd inwestycji (m.in. pięć przepraw przez Wisłę, dwie przez Bug czy cztery przez Odrę). Ale ich realizacja zależy od decyzji samorządów.
Reklama
Dlaczego jednak samorządy wykazują się tak niską aktywnością? Jest kilka powodów. Chodzi głównie o termin naboru i okoliczności natury politycznej. Program ruszył w roku wyborczym, jesteśmy tuż po zakończonych samorządowych i w przededniu uformowania się nowych władz w gminach, powiatach i województwach. Końcówka kadencji nie sprzyja nowym przedsięwzięciom, większość lokalnych władz tak wydawała pieniądze, by projekty mogły się zmaterializować jeszcze za jej rządów. A wejście w program skutkowałyby zwiększeniem zadłużenia jednostki – tłumaczy Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich (ZMP).
To także efekt czystej kalkulacji władz lokalnych. Oczekiwania resortu są takie, by były to przedsięwzięcia o dużej skali i koncentrujące się na moście. A w grę wchodzą przecież np. drogi dojazdowe - zauważa Marek Wójcik. I tłumaczy, że część gmin zastanawia się, czy nie lepiej poczekać z wnioskami na uruchomienie Funduszu Dróg Samorządowych. Wtedy pieniądze na most byłyby z jednego źródła, a środki na drogi prowadzące do mostu - z drugiego. Samorządy mogą też korzystać z pieniędzy z rezerwy subwencji ogólnej, które również mogą być przeznaczane na obiekty inżynierskie - wskazuje Wójcik.
Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR zwraca uwagę, że budowa mostu to nie to samo co prosty remont odcinka drogi, bo w grę wchodzą ogromne pieniądze, kwestie zgód środowiskowych, a nawet zmiany miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. A to żmudny proces. Poza tym na liście 21 rekomendowanych projektów są dwa dotyczące Warszawy. Jeden most dla stolicy to wydatek około miliarda złotych. Tymczasem cały budżet programu to 2,3 mld zł. Ewentualność, że Warszawa złoży wniosek i skonsumuje większość pieniędzy, może działać zniechęcająco na pozostałe samorządy. Uważam, że pieniądze z programu, zamiast na budowę niepotrzebnych w tej chwili mostów, jak np. dla Warszawy, powinny w pierwszej kolejności trafić na likwidację przepraw promowych – ocenia ekspert.
Co robi resort, by wypromować program i zachęcić samorządy do udziału w nim? Jak dotąd niewiele. Od sierpnia 2018 r. działa strona internetowa, na której znajdują się szczegółowe informacje na temat programu i warunków naboru. O możliwościach uzyskania dofinansowania przypominają w swoich wypowiedziach m.in. podczas spotkań z przedstawicielami władz samorządowych członkowie kierownictwa Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju oraz pan premier - wskazuje resort. W rozmowie z DGP szef MIR Jerzy Kwieciński przyznaje że strona rządowa musi być bardziej proaktywna w tej kwestii (więcej w rozmowie poniżej).
Czy szykowany w rządzie Fundusz Dróg Samorządowych rzeczywiście okaże się atrakcyjniejszą alternatywą dla władz lokalnych niż program „Mosty plus”, będzie wiadomo już niebawem. Trwają prace nad rozporządzeniem dotyczącym sposobu podziału pieniędzy z tego źródła. W grę wchodzić mają m.in. wielkość sieci drogowej potencjalnie wymagającej interwencji, liczba użytkowników tych dróg czy zamożność poszczególnych województw. Wśród samorządowców słychać głosy, że preferowane mogą być regiony wschodnie – zwłaszcza że to tam PiS przejmie teraz władzę w sejmikach. Jerzy Kwieciński odpiera te zarzuty, twierdząc, że rewolucyjnych zmian w kryteriach podziału środków nie będzie, a zwiększy się jedynie poziom maksymalnego dofinansowania projektów.

Musimy być bardziej proaktywni

Tomasz Żółciak: Dlaczego jest tak mało zgłoszeń do programu „Mosty dla regionów”, promowanego m.in. przez premiera Morawieckiego?

minister Jerzy Kwieciński: Oczekuję, że prawie wszystkie wnioski zostaną złożone w ostatniej chwili, czyli pod koniec marca. Znam samorządy, myślę, że nieliczne będą projekty, które zostaną złożone do nas wcześniej.
Który samorząd jest tym rodzynkiem, który zgłosił się jako jedyny?
Nie chciałbym tego ujawniać, bo myślę, że ten sam by na razie tego nie chciał. Prowadzimy rozmowy, lokalne władze muszą jeszcze wprowadzić poprawki do swojego wniosku. Generalnie myślę, że musimy być bardziej proaktywni. Mam nadzieję, że po tej wyborczej gorączce usiądziemy z niektórymi samorządami, których ten program może dotyczyć, zwłaszcza z rekomendowanych lokalizacji.
Żeby je ośmielić?
To jest trudny proces, bo prawie każda z tych inwestycji wymaga porozumiewania się między samorządami, i to nie tylko na poziomie gminnym, ale też np. gminy z powiatem. Gminy często też liczą na pomoc marszałka województwa, z uwagi na skalę przedsięwzięcia. Rekomendowane przez nas inwestycje rozwiązują nie tylko problemy lokalne, ale często także między regionalne, bo rzeki bywają granicami regionów. Ale absolutnie nikogo nie jesteśmy w stanie zmusić do składania wniosku. To jest szansa, możliwość, którą dajemy.
Trwają prace nad określeniem zasad rozdziału pieniędzy z Funduszu Dróg Samorządowych. Wśród lokalnych włodarzy pojawiły się komentarze, że preferowane mogą być regiony wschodnie, to tam PiS przejmie zaraz władzę w sejmikach.
Absolutnie tak nie jest. System dystrybucji tych środków na każdy region będzie taki sam jak do tej pory. Zwiększamy też poziom dofinansowania. Wcześniej w Narodowym Programie Przebudowy Dróg Lokalnych (tzw. schetynówki – red.) dofinansowanie było na poziomie 50 proc. Teraz będzie 60 proc., a dla biedniejszych samorządów nawet do 80 proc.