Wszystko wskazuje na to, że pierwszy, feralny tydzień działania e-myta był tylko początkiem złej passy. Po dwóch dniach poślizgu w uruchomieniu infrastruktury, problemach z bramkami, gigantycznych kolejkach do punktów rejestracyjnych, opóźnieniach w wydawaniu urządzeń viaBOX i ciężarówkach, które omijają płatne odcinki, przyszła kolej na kłopoty z formą rozliczania płatności. System pre-padi, który wybrało 90 proc. kierowców jest niezyciowy.

Reklama

System, który 1 lipca zastąpił tradycyjne winiety, dotyczy wszystkich pojazdów o masie powyżej 3,5 tony i obowiązuje na 1600 kilometrach autostrad, dróg ekspresowych i niektórych odcinkach krajówek. Większość spośród nich zarejestrowało się w systemie pre-paid. Zasada jego działania jest niemal taka sama jak w przypadku telefonów komórkowych – urządzenie viaBOX doładowuje się konkretną kwotą (minimum 200 zł), z której potrącane są opłaty za przejazd poszczególnymi odcinkami. Problemów nie ma, gdy przewoźnik jest jednoosobową działalnością gospodarczą i ma jeden pojazd. Zaczynają się, gdy flota liczy kilkanaście lub kilkadziesiąt pojazdów.

– Administrowanie taką liczbą urządzeń i czuwanie nad tym, by każde było naładowane, to duże wyzwanie – uważa Michał Bałakier, prezes firmy DKV Euro Sernice, która pośredniczy w rejestracji w systemie. Jeżeli przewoźnik na bieżąco nie sprawdza stanu konta poszczególnych urządzeń, naraża się na dodatkowe koszty. Wystarczy, że zapomni naładować jedno urządzenie, i samochód z nim wyjedzie na płatny odcinek – zapłaci 3 tys. zł mandatu za nieuiszczenie e-myta.

Skoro pre-paid jest niewygodny, to dlaczego wybrała go większość przewoźników? – Po prostu rejestracja była najszybsza. Wybranie post-paid wiązało się z koniecznością spełnienia dodatkowych formalności – tłumaczy Paweł Dudek z krakowskiej firmy Pablo Sped. Przewoźnik, który rejestrując się u operatora systemu viaTOLL, wybrał rozliczenie polegające na tradycyjnym fakturowaniu, musiał przedstawić mu gwarancje bankowe, i to nierzadko na kwoty liczone w dziesiątkach tysięcy złotych. To odstręczało transportowców od tej formy płatności. Jednak w obliczu problemów, jakie rodzi pre-paid, zaczynają się do niej przekonywać.



– To, że przewoźnicy zaczną przechodzić z systemu przedpłaconego na post-paid, jest kwestią czasu. Podobnie było w innych państwach, w których funkcjonuje system e-myta – mówi Anna Wrona ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.

Tyle że to przejście nie będzie takie proste. Nie można bowiem po prostu zgłosić operatorowi chęci płacenia za korzystanie z dróg z dołu, a nie z góry. Jak przyznaje firma Kapsch, która zbudowała system viaTOLL, zamiana formy rozliczeń wymaga wyrejestrowania się z systemu oraz powtórnego zarejestrowania w nim. – Sądząc po doświadczeniach ostatnich dni, może się z tego zrobić niezły bałagan – obawiają się przewoźnicy. Na razie jednak część z nich zajmuje się takim planowaniem tras przejazdu, aby w ogóle uniknąć płacenia e-myta.

Reklama

Jak zmienić formę płatności na post-paid

Aby przejść z systemu pre-paid (przedpłacony) na post-paid (tradycyjne fakturowanie), przewoźnik musi wyrejestrować się w tym pierwszym i zwrócić viaBOX (odzyska kaucję za urządzenie i środki, które zostały na koncie). Następnie musi ponownie się zarejestrować, znów przedstawiając dokumenty. Jeżeli rejestruje się u operatora, będzie musiał przedstawić gwarancje bankowe. Wtedy otrzyma nowe viaBOX-y, a opłaty za korzystanie z dróg będzie uiszczał na podstawie faktur. Możliwa jest też rejestracja za pośrednictwem firm oferujących karty paliwowe, np. DKV. Tu nie są wymagane gwarancje bankowe, ale firma pobiera prowizję 0,5 – 2,5 proc. od wysokości opłat za e-myto.