– To rozwiązanie przyczyni się do tworzenia nowych miejsc pracy w branżach zaawansowanych technologii – ocenia Wojciech Makowski z Instytutu Spraw Obywatelskich, członek europejskiej sieci Transport i Środowisko, która lobbuje za ograniczeniem emisji CO2 przez koncerny.

Reklama

Jednak koncernom motoryzacyjnym to się nie podoba. – Nie możemy w nieskończoność redukować zanieczyszczeń emitowanych w silnikach, bo na tym etapie pociąga to za sobą zbyt wysokie koszty – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Przypomina, że już dziś niektóre modele nie są dostępne w Europie – za to wciąż są sprzedawane w Azji, Afryce czy Ameryce. Tam przepisy środowiskowe są o wiele mniej restrykcyjne.

Najwięcej modeli, które są przeznaczone na rynki o mniej restrykcyjnych warunkach homologacyjnych niż Europa, ma w swojej ofercie Toyota. – Ze względu na ograniczony potencjał popytu na samochody tego typu i koszt dostosowania ich do potrzeb emisji w Europie nie są oferowane na naszych rynkach. Przykładami takich pojazdów są Toyota Highlander oferowana w RPA czy Camry w Rosji – mówi Maciej Gorzelak, starszy specjalista ds. PR w Toyota Motor Poland.

Z tych samych powodów z importu modeli CX7 i CX9 zrezygnowała Mazda. – Obecnie największym SUV-em oferowanym przez nas jest model CX5 – mówi Magdalena Węglewska, dyrektor PR w Mazda Motor Poland.

Jednak są też koncerny, które zapewniają, że wszystkie produkowane auta mogą sprzedawać w Europie. Do tej grupy należą m.in. Hyundai, Audi oraz Volvo. – Wszystkie nasze modele spełniają europejskie normy dotyczące tych emisji. Niektóre nawet z ogromną rezerwą, ale podejmujemy kolejne kroki, aby jeszcze bardziej obniżyć emisję CO2 – deklaruje Stanisław Dojs z Volvo Auto Polska. Zapowiada, że niedługo oferowane przez koncern silniki sześciocylindrowe będą zastąpione gamą mocnych jednostek VEA o czterech cylindrach. – Najmocniejsze odmiany będą miały napęd hybrydowy – dodaje Dojs. Nie kryje, że inwestycje w innowacje oznaczają wyższe ceny aut.

Eksperci oceniają, że po wprowadzeniu nowych obostrzeń samochody mogą być droższe średnio nawet o 4 tys. zł. Według Instytutu Spraw Obywatelskich efekt podwyżki zostanie skompensowany korzyściami wynikającymi z niższych kosztów eksploatacji auta. – Oszczędności na paliwie sprawią, że dodatkowe inwestycje zwrócą się w ciągu 2–3 lat – uważa Wojciech Makowski.

Reklama

Według niego przeciętny polski kierowca zaoszczędzi na benzynie ok. 1,5 tys. zł rocznie. A jeszcze lepiej mają mieć kupujący samochody na raty. Według ISO będą oni oszczędzać od początku, bo podwyżka miesięcznej raty będzie od początku kompensowana przez niższe rachunki za paliwo.

Po wprowadzeniu nowych regulacji auta zdrożeją średnio o 4 tys. zł