Uparty sprzeciw Polski względem aut z kierownicą z prawej strony zaprowadził nas przed oblicze Trybunału Sprawiedliwości. Od 2011 r. Komisja Europejska prowadzi w tej sprawie w Luksemburgu spór z Polską. Przed świętami nad potencjalnymi zmianami w prawie debatował natomiast Komitet Stały Rady Ministrów. Wciąż jednak nie wiadomo, czy rząd zerwie z niechęcią do tzw. anglików.
W tej sprawie murem za Polską stoi Litwa, której Komisja Europejska również wytoczyła postępowanie przed Trybunałem w Luksemburgu. Jednak nie wszystkie kraje europejskie (i nie tylko) obawiają się pojazdów z kierownicą po innej stronie.
Jak dowiedzieliśmy się od konsultantów Frost&Sullivan, globalnej firmy doradczej, polskiej niechęci do samochodów z kierownicą po prawej stronie nie podziela się w wielu innych krajach. Jak mówi starszy konsultant firmy Dominik Buszta, takie pojazdy można spotkać często na drogach rosyjskiego dalekiego wschodu, czyli na Syberii. Sprowadzane są tam z Japonii, kraju o ruchu lewostronnym. Kilka lat temu na szczeblu federalnym pojawił się pomysł, żeby zabronić ich rejestracji, ale zakaz trwał krótko.
– Podobnie jak w Polsce, argumentem było bezpieczeństwo. Jednak ze statystyk wynikało, że takie auta nie uczestniczą aż tak często w zdarzeniach drogowych, a jak już uczestniczą, to i tak spełniają wyższe standardy bezpieczeństwa. Właściciele takich pojazdów świadomi zwiększonego ryzyka nawet montują w nich dodatkowe lusterka – mówi Buszta.
Kierownicy po prawej stronie nie boją się też Francuzi, Niemcy i Włosi, przy czym warto zauważyć, że import używanych aut z rynku brytyjskiego to tam zjawisko marginalne. Szczególnie we Włoszech stanowią one raczej kolekcjonerski rarytas, bowiem z Wysp za Alpy trafiają głównie używane auta luksusowe i sportowe. Z kolei we Francji samochód sprowadzony z Wielkiej Brytanii musi być nowy, wyprodukowany na Wyspach; a w samym aucie należy zmienić przednie reflektory na dostosowane do ruchu lewostronnego.
Zdaniem Buszty, w polskim sprzeciwie względem pojazdów z kierownicą po prawej stronie chodzi nie tylko o bezpieczeństwo, ale bardziej o pieniądze. – To kolejna odsłona walki z importem samochodów używanych, aby zachęcić kierowców do kupna samochodów w Polsce. Na pewno lobbing samych firm motoryzacyjnych jest również istotny– mówi Buszta.