Przed halą Cobo w Detroit, w której trwa wystawa, pracownicy amerykańskich koncernów samochodowych demonstrowali przeciw ograniczaniu ich świadczeń socjalnych w wyniku kryzysu w przemyśle motoryzacyjnym. To pierwszy taki protest od wielu lat...

Reklama

Nieciekawa sytuacja na rynku motoryzacyjnym sprawiła, że show jest skromniejsze niż zazwyczaj. Chrysler zrezygnował z wystawnego dorocznego firehouse party. Podobnie General Motors odpuściło sobie tradycyjne, ekskluzywne przyjęcie organizowane co roku wieczór przed otwarciem wystawy dla mediów. W obecnej sytuacji urządzenie takiej zabawy byłoby co najmniej nieeleganckie...

Mało tego, jeszcze w 2008 roku z wystawiania swoich produktów zrezygnował Nissan i Infiniti (auta pokazują lokalni dilerzy tych marek), Mitsubishi, Land Rover, Suzuki i Rolls-Royce. Brakuje także Porsche.

Firmy, które pojawiły się na wystawie, jak jeden mąż twierdzą, że sposobem na wyjście z kryzysu jest elektryczność. Prąd to źródło napędu odmieniane przez wszystkie przypadki… Po tym, co błyszczy w Detroit, widać, że wyścig zbrojeń trwa. Pierwszy seryjnie produkowany samochód elektryczny nowej generacji powinien pojawić się na rynku za dwa lata… Przynajmniej tak wynika z deklaracji ludzi z GM.

Reklama

Największy Amerykański koncern podtrzymuje termin startu produkcji volta - listopad 2010 r. Cena? Tą Chevrolet chowa za pancernymi drzwiami, ale można spodziewać się, że auto będzie kosztować ok. 30-40 tys. dolarów. Zachętą do kupowania mają być ulgi podatkowe.

Podłoga volta skrywa baterie litowo-jonowe, których pełne naładowanie z domowego gniazdka trwa ok. 3 godzin i wystarcza na przejechanie 60 km w cyklu miejskim. Po wyczerpaniu akumulatorów do akcji samoczynnie wkracza niewielki silniczek - generator ze stałymi obrotami dostarcza prąd do elektrycznej jednostki napędowej i jednocześnie uzupełnia baterie.

Prądnica spala zwykłą benzynę lub bioetanol (E85 - paliwo składa się w 85 procentach z alkoholu i w 15 procentach z etyliny). Zatankowany do pełna zbiornik pozwala wydłużyć zasięg o setki kilometrów, aż akumulator zostanie naładowany!

Reklama

Przypominamy, że GM zakłada, że posiadanie i używanie volta powinno kosztować 2 eurocenty (ok. 7 groszy) za kilometr jazdy na akumulatorze, w porównaniu do 12 eurocentów (40 groszy) za kilometr podróżowania przy spalaniu benzyny po 1,50 euro za litr (ok. 5 zł). Jak obliczyli fachowcy z Detroit, kierowca pokonujący ok. 100 km dziennie oszczędzi ok. 2 tys. litrów paliwa rocznie, w porównaniu do spalania auta podobnych rozmiarów (śr. 7,8 l/100 km).

>>>Siedem groszy za kilometr

Elektryczność wdziera się także pod karoserię luksusowego Cadillaca. Amerykański konkurent Mercedesa pokazał prototyp o nazwie converj. Dwumiejscowe coupe wykorzystuje rozwiązanie napędu chevroleta volt i tak jak on jeździ dzięki energii elektrycznej.

Chrysler pokazał 200C EV - prototyp hybrydowej limuzyny naszpikowanej elektroniką i systemami multimedialnymi. Auto przed kradzieżą chroni miin. pokładowa kamera antywłamaniowa. Dodge Circuit EV to sportowa maszynka z napędem całkowicie elektrycznym. Przyspieszenie do pierwszej setki zalicza w 5 sekund.

Toyota to specjalista od hybryd. Japońska marka ujawniła najnowszą, trzecią generację priusa, który wejdzie do sprzedaży pod koniec 2009 roku. Pod maską nowy silnik benzynowy 1.6, układ z bateriami niklowymi (później pojawią się litowo-jonowe).

Honda insight drugiej generacji będzie rywalką dla priusa. Hybryda jeździ dzięki sile dwóch serc - mocy dostarczą benzynowy silnik 1.3 wspólnie motorkiem elektrycznym. Układ to lżejsza i mniejsza wersja hybrydowego systemu IMA, jaki wykorzystuje civic.

Ciekawostką jest Ecological Drive Assist System, czyli sprytny układ, który podpowie kierowcy, co ma robić, by jego auto spalało jak najmniej paliwa. A mniej zużytej benzyny to mniej dwutlenku węgla w atmosferze.

Jak twierdzi producent, insight będzie najtańszą propozycją wśród samochodów hybrydowych dostępnych na rynku. Podstawowa wersja to wydatek około 18 tys. dolarów. Toyota prius jest droższa o 3 tys. dolarów - kosztuje 22 tys. zielonych.

Kryzys kryzysem, ale poza autami z oszczędnymi i ekologicznymi napędami nie mogło zabraknąć fajnych samochodów, które nawet w czasach krachu znajdą amatorów. Hm, kto by nie skusił się na najnowsze audi R8 z widlastym dziesięciocylindrowym silnikiem 5,2 l? 525 KM gna do setki w 3,8 sekundy, a przestaje przyśpieszać dopiero przy 316 km/h.

BMW to światowa premiera nowego roadstera Z4. Do wyboru trzy wersje silnikowe (wszystkie to rzędowe sześciocylindrówki) od 2,5 l do 3,0 l. Moc - 204, 258 i 306 KM.

Ford mustang - odmłodzona ikona amerykańskiej motoryzacji. Bazowy silnik to czterolitrowa jednostka V6 - 210 KM i 325 Nm. Motor V8 o pojemności 4,6 litra ma 315 KM i 441 Nm. Na szczycie stoi mustang shelby GT 500 - kobra królewska i największy z jadowitych węży, jaki wypełzł z gniazda Forda. Moc - 540 KM i 692 Nm momentu obrotowego.

Maserati Quattroporte Sport GT S - jedna z najmocniejszych limuzyn na rynku. Boska maszyna włoskiej stajni. Auto napędza 8-cylindrowy silnik 4,7 l/433 KM.

Mercedes to SLR McLaren Strirling Moss. Perła w koronie MB nie ma dachu ani szyby za to 650-konne doładowane V8, które do setki rwie w 3,5 sekundy. Powstanie ledwie 75 sztuk, każda po 750 tys. euro. I gdzie tu kryzys?

Hity z Detroit znajdziecie także w serwisie specjalnym tygodnika "Auto Świat" - targi.autoswiat.pl