Program Budowy Dróg Krajowych do 2023 r. został urealniony.
Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) ma go przedstawić w ciągu najbliższych dni. Oficjalnie nie ma mowy o cięciach. Ale będzie to pierwszy raz, kiedy resort przyzna, że nie wszystkie obiecane
drogi zostaną zbudowane w tej perspektywie UE.
– Wszystkie powstaną, jest tylko pytanie kiedy – mówi DGP Jerzy Szmit, wiceminister infrastruktury. – Mamy za krótką finansową kołdrę, dlatego trzeba wskazać priorytety – twierdzi.
Plan
PO sprzed wyborów zakładał budowę przez
Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad do 2023 r. 3,9 tys. km szybkich tras za 107 mld zł. PiS go podtrzymał, ale wyliczył realny koszt na 198 mld zł. Nawet zakładając oszczędności w przetargach i odchudzenie projektów, dziura finansowa to jakieś 50 mld zł. Do jej zasypania miała posłużyć podwyżka opłaty paliwowej, na którą ostatecznie rząd się nie zgodził. To z tego powodu drogi zostaną podzielone na dwie kategorie. To lista podstawowa – z pewnym finansowaniem do 2023 r. I lista rezerwowa: drogi, które się tu znajdą, będą budowane, jeśli znajdą się pieniądze.
Jak się dowiedzieliśmy, pewność finansowania – oprócz dróg już budowanych – ma zdecydowana większość z 800 km za ok. 30 mld zł, na które zostały ogłoszone przetargi. W tej ostatniej grupie są tyko dwa wyjątki.
MIB postawiło pod znakiem zapytania S6 od Koszalina do Trójmiasta. Droga została wstawiona do planów drogowych przed wyborami przez PO i nie jest tajemnicą, że dla PiS priorytetem nie jest. Według naszych ustaleń rozważane są
inwestycje punktowe – np. obwodnice Słupska i Lęborka. Na razie S6 została wpisana na listę do zbadania pod kątem możliwości budowy w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP).
Po drugie, MIB podjęło decyzję o unieważnieniu przetargu na trasę S14, czyli zachodnią obwodnicę Łodzi. Po otwarciu ofert w przetargu okazało się, że trasa kosztowałaby 250 mln zł ponad kosztorys. –
Robimy analizy przebiegu trasy S14 i możliwości jej zoptymalizowania, czyli obniżki kosztów – mówi Jan Krynicki z GDDKiA.
W przygotowaniu są za to nowe przetargi. Pewna jest autostrada A1 między Piotrkowem Trybunalskim a Częstochową. Trasa ma liczyć 81 km, a pochłonie ok. 3,5 mld zł. Po zbadaniu różnych scenariuszy zdecydowano, że realizowana będzie w systemie tradycyjnym, czyli z KFD (więcej w ramce).
Pewne jest dofinansowanie dla ostatnich dwóch odcinków S61, czyli
Via Baltica. Brakujące postępowania dotyczą odcinków między Ostrowią Mazowiecką a planowaną obwodnicą Łomży. W ciągu ostatnich tygodni
GDDKiA ogłosiła
cztery inne przetargi dla Via Baltica – m.in. w rejonie Stawisk, Szczuczyna i Łomży. Dzięki temu na etapie przetargów albo realizacji jest cały odcinek S61: od trasy S8 do granicy z Litwą.
Rząd zdecydował, że w ramach obecnej perspektywy UE sypnie pieniędzmi na trasy S1 z Katowic do Bielska-Białej, a także S3, czyli szlak łączący południe Polski z portami w Szczecinie i Świnoujściu. W pierwszej połowie roku ma być przetarg na S3 między Bolkowem a Lubawką. To ostatni graniczny odcinek S3 w kierunku Czech, który z powodu konieczności budowy tunelu pod Górami Wałbrzyskimi może kosztować ponad 3 mld zł. Dla S3 na północnym odcinku Świnoujście – Wolin prawdopodobnie będą pieniądze na prace przygotowawcze z opcją na realizację pod koniec perspektywy UE.
Nie jest do końca jasne, które odcinki znajdą się na liście podstawowej, jeśli chodzi o S19, czyli Via Carpatia, który jest oczkiem w głowie obecnej ekipy. Na etapie przetargu jest odcinek między Lublinem i Rzeszowem, który nie jest zagrożony. Rząd przymierza się, żeby zapalić zielone światło dla trudnego górskiego fragmentu od Rzeszowa do południowej granicy. Z naszych ustaleń wynika, że dla odcinka na północ od Lublina MIB wysupła pieniądze tylko na uzgodnienia i prace projektowe.
– Przygotowania do budowy Via Carpatia potrwają kilka lat. Ale chcemy zaawansować tę inwestycję do takiego stanu, żeby nie dało się jej cofnąć w razie ewentualnej zmiany wyborczej – usłyszeliśmy wczoraj w MIB.
Które trasy na pewno będą na liście rezerwowej? Wiadomo, że przy obecnej skali finansowania nie będzie budowy S11 z Koszalina w kierunku Poznania, a potem dalej w kierunku Śląska, który i tak jest dobrze skomunikowany. Małe są szanse na S10 od strony Szczecina w kierunku Bydgoszczy i Warszawy. Zabraknie S74 z Piotrkowa Trybunalskiego przez Kielce do Stalowej Woli. Nie ma żadnych szans na S12 z okolic Piotrkowa do Radomia i trasy S17, a także ekspresowe wyloty z Lublina przez Chełm i Zamość do granicy ukraińskiej (ewentualnie powstaną obwodnice tych dwóch miast).
W budowie jest dziś ponad 1,3 tys. km wartych ponad 51 mld zł (to cena wraz z wykupami gruntów). Z harmonogramów GDDKiA wynika, że w tym roku kierowcom przybędzie prawie 400 km nowych dróg.
Rząd ostrzy sobie zęby na A1
Nawet 150 mln zł rocznie – na taki zastrzyk gotówki może liczyć państwo po otwarciu płatnego odcinka autostrady A1 Częstochowa – Piotrków Trybunalski. Z tego 100 mln pochodziłoby od pojazdów ciężarowych, a 50 mln od samochodów osobowych.
Analizy dotyczące brakującego odcinka autostrady prowadzone są w MIB. Jak mówi nam wiceszef tego resortu Jerzy Szmit, biorąc pod uwagę przewidywane natężenie ruchu, będzie to jedna z najbardziej dochodowych płatnych dróg w Polsce. Mało tego: nowy odcinek A1 niemalże podwoi obecne wpływy, jakie generuje trasa A1 na odcinkach objętych systemem państwowego e-myta (pomijając fragment od Torunia do Gdańska, gdzie opłaty pobiera koncesjonariusz). Z najnowszych danych firmy Kapsch, operatora systemu viaTOLL, wynika, że tylko w okresie wrzesień 2016 – marzec 2017 droga A1 zapewniła wpływy do Krajowego Funduszu Drogowego na poziomie prawie 89 mln zł. Można więc założyć, że w skali całego roku daje to ok. 150 mln zł. Czyli praktycznie tyle, ile ma zarobić brakujący odcinek A1 Częstochowa – Piotrków.
Jeśli chodzi o wpływy (także w okresie wrzesień 2016 – marzec 2017), obecnie wyższy wynik niż A1 odnotowują tylko: autostrada A2 (92,1 mln zł), trasa S8 (126,6 mln zł) oraz A4 (221,8 mln zł). Gdyby już dziś uwzględnić dodatkowe wpływy z A1, wówczas trasa ta awansowałaby na drugie miejsce w rankingu z kwotą ponad 176 mln zł.
W tym świetle przestaje dziwić, dlaczego MIB nie paliło się do tego, by oddawać brakujący fragment autostrady A1 w ręce prywatnego koncesjonariusza. A tak by zapewne się stało, gdyby Ministerstwo Rozwoju przeforsowało swoją wizję, zgodnie z którą odcinek ten byłby jednym z tych, które powstaną w formule partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP).
Na to jednak nie chciał przystać resort Andrzeja Adamczyka, który optował za wybudowaniem wartej 3,5 mld zł trasy wyłącznie za pomocą pieniędzy z budżetu państwa. Teraz wygląda na to, że MIB dopięło swego. Świadczy o tym opublikowana przez resort Mateusza Morawieckiego lista zamierzeń inwestycyjnych PPP, na których sporny odcinek A1 się nie znalazł. Jest za to sześć innych przedsięwzięć (S6 Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej, S6 Koszalin – Gdańsk, A2 Siedlce – granica państwa, S10 Toruń – Bydgoszcz, S6 Zachodnie Drogowe Obejście Szczecina oraz przebudowa autostrady A18 Olszyna – Golnice).
Taki stan rzeczy oznacza, że nie będzie potrzeby dzielenia się z prywatnym partnerem wpływami z brakującej trasy A1 lub uiszczania mu opłaty za dostępność w formie ryczałtu. Jak słyszymy w MIB, odcinek ten ma załapać się już na nowy system e-myta. Plus jest taki, że może unikniemy stania w korkach przy bramkach. Zgodnie z zapowiedziami resortu nowy system ma odejść od poboru manualnego na rzecz nowocześniejszych rozwiązań (typu e-winiety czy powszechne urządzenia pokładowe).
W budowę tego odcinka nie będą też zaangażowane środki unijne. To paradoksalnie również nie najgorsza wiadomość – choć w tym przypadku akurat bardziej dla rządu niż dla samych kierowców. Jeśli bowiem Unia dorzuca się do takiej inwestycji, warunkiem jest to, by w tzw. okresie trwałości projektu (wynoszącym zazwyczaj pięć lat od jego rozliczenia) droga na siebie nie zarabiała, a więc by stawki opłat pozwalały jedynie na bieżące utrzymanie trasy.
Ale w przypadku odcinka A1 Częstochowa – Piotrków Unia do stawek mieszać się już nie może. To oznacza, że rząd zdecyduje, jak wysokie stawki będą tam obowiązywać.