We wrześniu 2015 r. wyszła na światło dzienne tzw. afera Diselgate, w którą zamieszany był niemiecki koncern Volkswagen. Proceder polegał na montowaniu w samochodach specjalnego oprogramowania, pozwalającego na manipulację wynikami pomiarów emisji spalin z układu wydechowego. Ten skandal odbił się głośnym echem na całym świecie.
W ślad za tym w styczniu 2016 r. KE przedstawiła propozycję zaostrzenia przepisów dotyczących produkcji i testów samochodów. Europejskie instytucje i kraje członkowskie porozumiały się co do tego, jak konkretnie będą one wyglądały.
Proponowane rozwiązania dają Komisji Europejskiej więcej władzy w nadzorze nad procesem homologacji nowych aut i mają zapobiegać takim oszustwom, jak to, którego dopuścił się Volkswagen.
Obecnie to władze krajowe odpowiadają za wydawanie certyfikatów, które poświadczają, że samochód spełnia wszystkie warunki (w tym dotyczące wymogów prawa UE) i może trafić na rynek. Propozycja KE zmierza do tego, by testy samochodów były bardziej niezależne od producentów, a także by kontrolowane były również używane auta. Komisja ma mieć większy nadzór nad całością systemu.
Propozycja przewiduje, że unijni kontrolerzy będą mogli nałożyć karę wynoszącą 30 tys. euro od samochodu, jeśli jego producent nie będzie spełniał wymogów uprawniających do uzyskania homologacji.
Kary maja grozić też za stosowanie urządzeń pomagających oszukiwać w testach lub za składanie nieprawdziwych deklaracji przez producentów.
Obecny system homologacji oparty jest na wzajemnym zaufaniu; samochód, który otrzyma certyfikat w jednym z państw członkowskich, może być bez dalszych formalności sprzedawany na całym unijnym rynku. Projekt nowych przepisów wprawdzie nie zrywa z tą zasadą, ale wprowadza zabezpieczenia, które pozwalają państwom UE na ściślejsze kontrolowanie pojazdów, poruszających się po ich drogach.
Zgodnie z propozycją KE testowanie samochodów ma mieć charakter bardziej niezależny. Większość państw członkowskich wyznacza firmy, które przeprowadzają badania techniczne i orzekają o zgodności danego typu pojazdu z wymogami homologacji UE. Problem w tym, że usługi te są opłacane bezpośrednio przez producentów samochodów. KE chce to zmienić, by zerwać połączenia finansowe między przeprowadzającymi testy i koncernami.
Zdaniem wiceszefa KE Jyrki Katainenena, nowe przepisy pozwolą odbudować zaufanie konsumentów do przemysłu motoryzacyjnego. Unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego Elżbieta Bieńkowska powiedziała, że Dieselgate ujawniło słabości systemu nadzoru regulacyjnego i rynku.
- Wiemy, że niektórzy producenci samochodów oszukiwali, a wielu innych wykorzystywało luki. Po prawie dwóch latach negocjacji z zadowoleniem przyjmuję fakt, że kluczowe elementy naszej propozycji zostały utrzymane (...). W przyszłości Komisja będzie mogła przeprowadzić kontrole samochodów w całej UE i nakładać kary pieniężne w wysokości do 30 tys. euro na samochód, gdy prawo zostanie złamane - zaznaczyła cytowana w komunikacie KE.
Z zawarcia porozumienia zadowolony jest też europoseł Daniel Dalton (ECR), który był sprawozdawcą komisji rynku wewnętrznego PE ws. projektu.
- To jest ostatni krok do naprawy zepsutego systemu. To dobra wiadomość dla właścicieli samochodów, którzy mogą być pewni, że ich pojazdy działają tak, jak powinny. Także dla producentów, którzy mogą być pewni, że konkurenci nie łamią przepisów i dla jakości powietrza - powiedział.
Czwartkową umowę pozytywnie odbiera też Europejska Organizacja Konsumentów (BEUC). Monique Goyens, dyrektor generalna organizacji napisała, że UE wyznaczyła cele dot. kontroli samochodów, także tych, które są już w użyciu, bo kraje dotychczas nic w tej sprawie nie robiły.
Porozumienie ma charakter wstępny, zostało zawarte w ramach prac grupy roboczej i wymaga jeszcze ostatecznego zatwierdzenia przez Parlament Europejski i stałych przedstawicieli krajów przy UE, jednak zwykle jest to formalnością. Przepisy mają obowiązywać od 1 września 2020 r.