Suzuki DL 1050 pełnymi garściami czerpie z modelu DR 800, do którego przylgnął przydomek DR BIG. Przodek potrafił zaimponować. Tylko 50 KM, za to poważny moment obrotowy i genialny gang. Był też największym jednocylindrowym motocyklem na świecie. Ludzie lubią mieć coś "NAJ". Jednak nawet 30 lat temu jego parametry autostradowe nie kładły na łopatki. Na długiej prostej wyciągał niewiele ponad 160 km/h. Rzadko palił poniżej 6 l na setkę, najczęściej częstował się siódemką lub ósemką. Wibrował, nie przepadał za niskimi obrotami i był propozycją dla wysokich jeźdźców. Mimo to DR 800 dał się lubić. Znosił najgorsze drogi, paskudne dziury i dobrze się zbierał. Jego gang potrafi do dziś śnić się po nocach…
Suzuki DL 1050. Motocykl na nowe czasy
Świat idzie do przodu, stąd Suzuki DL 1050 jest z innej bajki. To kolejne wcielenie V-Stroma 1000, któremu w międzyczasie stuknęło dwie dekady od debiutu. Pierwszy DL 1000 pojawił się 20 lat temu i był sensacją. Miał silnik dwucylindrowy o mocy dwukrotnie większej niż DR 800. W pierwszych recenzjach zachwycał osiągami, którymi uterenowiony DL 1000 bił na światłach mocniejsze, sportowe motocykle klasy 600. One były szybsze na papierze, a V-strom szybszy spod świateł. Tej krzepy "de-el-owi" nieco ubyło. Aby przepchnąć jego najnowszy silnik przez normę Euro 5 trzeba było przesunąć moment obrotowy o 2 tys. obrotów w górę. Ta norma zmiotła z rynku kolejne modele różnych motocykli, które przetrwały wprowadzenie normy Euro 4. Nawet teraz na brak mocy nikt nie powinien narzekać. Oczywiście są na rynku mocniejsze motocykle klasy adventure, jak Ducati Multistrada, KTM 1290 Super Adventure, czy BMW R 1200 GS. Ale największym konkurentem DL-a jest Honda Africa Twin CRF 1100 L. Ona też nawiązuje do legendy – pierwszej generacji Afryki. Nie mniej kultowej od modelu DR BIG.
Suzuki DL 1050 i moc ponad 107 KM. Ile kosztuje?
Przez wiele lat Suzuki miało przystępne ceny, zdecydowanie niższe niż Honda. Dopiero kiedy go mocno doposażymy, cena nowego Suzuki DL 1050 zbliża się do ceny Hondy CRF1110 L, czyli "Afryki Twin". Najtańsza wersja DL 1050 na zwykłych, odlewanych kołach kosztuje około 53 tys. zł – to niemal okazja. Z zestawem Travel Pack wersja "bez szprych" wymaga ok. 57 tys. zł. Ale dalekobieżne, duże enduro aż prosi się o szprychowe koła i parę dodatków. Ma je droższa wersja XT (testowa, widoczna na zdjęciach). Doposażona w najbogatszy zestaw Travel Pack kosztuje obecnie 67 tys. zł – to kwota w ramach oferty specjalnej, która w Suzuki, tak jak u wielu producentów, pojawia się pod koniec roku. Promocyjna, maksymalnie doposażona odmiana ma tempomat, stelaż i trzy kufry, stopkę centralną, solidne gmole, szybę turystyczną z regulacją wysokości oraz osłony rączek kierownicy z grzanymi manetkami. Ich grzanie okazuje się tak skuteczne, że motocykliści chwalą je za możliwość suszenia przemoczonych rękawic w czasie jazdy. I faktycznie – ogrzewanie włączone na maksymalną moc daje efekt trzymania w dłoni gorącego kartofla. Działa jak diabli. Pakiet kufrów skrojony jest na modłę motocykli typu BMW GS. Kanciaste, metalowe, można wybrać czarne lub srebrne. Gmole się przydadzą, bo wywrotka na takim motocyklu to nic niezwykłego. Zwłaszcza, że jest wysoki, a każdy kilogram na wysokości mści się podwójnie, jeśli tylko omsknie się stopa… Afrykę też można doposażyć i poubierać, przy czym nie ma tańszej wersji z odlewanymi felgami. Są za to droższe wersje ze zautomatyzowaną dwusprzęgłową skrzynią biegów. Od niedawna Honda ma także systemem pokładowy Apple Car Play. To żeby utrudnić wybór.
Suzuki DL 1050. Jak to jeździ?
Suzuki DL 1050 XT ubrany w stylowe dodatki, które podnoszą jego masę, wymaga ostrożności podczas wolnych manewrów. Gdy jednak potwór ruszy z miejsca, to rwie z siłą wkurzonego parowozu, a kilogramy magicznie ulatują. Hamowanie, skręcanie i przyspieszanie jest po prostu łatwe. Owiewki dobrze chronią nogi przed wiatrem, osłony rąk przydają się podczas chłodnych poranków. Tworzą dobraną parę ze skutecznym podgrzewaniem rączek kierownicy. Manualnie ustawiana szyba daje się łatwo regulować – w chłodne dni także wędruje do najwyższego położenia.
DL 1050 ma kilkustopniową regulację kontroli trakcji i trzy mapy silnika – od łagodnej do ostrzejszej. Zużycie paliwa zależy od temperamentu kierowcy. Jeśli ktoś chce podróżować po drodze krajowej 90 km/h, przecież w Polsce wszyscy szanujemy przepisy, to spalanie średnie spanie do 4 l na 100 km. Może nawet niżej. Przy normalnej jeździe miejskiej da się zmieścić w 6 l/100 km. Osiągnięcie wartości 7 litrów oznacza ostre traktowanie manetki gazu...
Do tego mamy bak o pojemności 20 l, tempomat i komputer pokładowy. Testowy egzemplarz miał też dodatkowe, akcesoryjne światła na gmolach. Na co dzień nieprzydatne – ale wyglądają super. Kanapa jest długa. Zawieszenie dobrze łyka nierówności. Progi zwalniające, trelinka, dziury – właśnie dlatego motocykle klasy adventure nadają się do podróży po Polsce, Rumunii, czy innych krajach o podobnej jakości lokalnych dróg. A i na autostradzie wstydu nie ma. Mocy jest tyle, że nawet załadowany motocykl, przeciwny wiatr, czy podjazd nie zrobią na DL-u większego wrażenia. Niewielki ruch manetki zniweluje wszelkie przeszkody. W końcu po to kupuje się motocykle o litrowej pojemności silnika.
Suzuki DL 1050. Czy warto?
Suzuki DL 1050 pozostaje jedną z najtańszych opcji wejścia do klasy dużych motocykli typu adventure. Jeśli ktoś często jeździ po mieście, lepiej sprawdzi mu się lżejszy i znacznie tańszy model DL 650. Ale w trasie DL 1050 pokaże swoją wyższość. Jest stabilny, ma odpowiednią moc i wyposażono go we wszystko, czego potrzeba podczas długich przelotów. Co ważne – ten sprzęt po prostu fenomenalnie wygląda. Nawiązanie do DR 800 nie jest tylko pustym sloganem, lecz zgrabnym wykorzystaniem legendy. Duży DL doskonale nadaje się do przekraczania granic kolejnych państw. To może być sprzęt, na którym wakacyjna wyprawa do Chorwacji czy Mołdawii dałaby oddech od naszej strefy kulturowej.