W listopadzie minie rok od momentu, gdy w stolicy stanął pierwszy punkt do ładowania samochodów elektrycznych – czytamy w "Życiu Warszawy". Konsorcjum Green Stream zapewniało, że do końca 2009 r. powstanie ich jeszcze 30, a do czerwca 2010 r. kolejnych 100. Nie przybył żaden.
"Przez biurokrację. By postawić jeden słupek, potrzeba niemal tylu pozwoleń, co na budowę domu" - mówi Tadeusz Walasek, prezes Green Stream. Tymczasem konsorcjum robi kolejną pokazówkę aut elektrycznych, które mają być przyszłością motoryzacji: do 25 września auta z napędem elektrycznym można oglądać w... Muzeum Techniki.
Jednak nie tylko brak odpowiedniej infrastruktury, ale przede wszystkim cena aut na prąd (ok. 60 tys. zł) powoduje, że do tej pory tylko kilkanaście samochodów z fabryki Impact Automotive Technologies w Pruszkowie sprzedało się w Polsce.
Jesteśmy jedynym krajem, w którym nie ma rządowego programu dotowania kupna aut z napędem elektrycznym. W Irlandii i we Francji kupującemu samochód elektryczny państwo dokłada 5 tys. euro, w Luksemburgu nawet 9 tys. euro. A w Holandii są tak korzystne ulgi podatkowe, że po ich odliczeniu kierowcy zostaje w kieszeni 60 proc. wartości auta.