Pakiet mobilności zakłada m.in. objęcie delegowaniem kierowców w transporcie międzynarodowym. To regulacje, którym sprzeciwia się część krajów, w tym Polska, wskazując na ich protekcjonistyczny charakter. Przyjęcie zmian forsowały kraje Zachodu, głównie Francja i Niemcy. Zapisy pakietu oznaczają duże utrudnienia dla firm transportowych z Europy Środkowo-Wschodniej działających na Zachodzie, powodując wzrost obciążeń administracyjnych i kosztów. Pakiet jest krytykowany m.in. za to, że zakłada obowiązkowe, okresowe powroty ciężarówek, które operują poza granicami kraju, w którym mieści się siedziba firmy, do tego kraju. Budzi to szereg kontrowersji nie tylko ze strony krajów UE, ale również Komisji Europejskiej. Przeciwnicy przepisów wskazują, że ciężarówki będą musiały wracać co osiem tygodni do kraju, w którym znajduje się siedziba firmy, bez ładunku, a to oznacza, że niepotrzebnie będą emitowały CO2 do atmosfery, zanieczyszczając środowisko.
We wtorek w Brukseli z unijnymi komisarzami rozmawiał na ten temat minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. W spotkaniach brali też udział ministrowie transportu innych krajów UE. Adamczyk powiedział dziennikarzom, że Polska liczy na usunięcie z unijnego pakietu mobilności najbardziej szkodliwych zapisów, szkodzących nie tylko gospodarce, ale i środowisku. Liczba krajów, które nie zgadzają się z zapisami pakietu mobilności w tym kształcie, jaki jest proponowany, rośnie - powiedział dodając, że krytycznych wobec tej regulacji jest obecnie dziewięć państw.
Nie wykluczył złożenia w przyszłości skargi przez Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE przeciwko przepisom, jeśli regulacje zostaną przyjęte "w nieakceptowalnej formie". Wskazał, że ewentualnej skargi do Trybunału nie wykluczają też inne kraje krytyczne wobec regulacji.