Nawet 20 tys. zł kary dostanie przedsiębiorca, który będzie instalował lub dokonywał przeglądów urządzeń chłodniczych bez odbycia specjalnego przeszkolenia – proponuje resort środowiska
Warsztat, który dziś serwisuje klimatyzacje samochodowe, będzie musiał wydać 2500 zł na specjalny certyfikat. Bez tego dokumentu nie napełni legalnie instalacji specjalnym czynnikiem chłodniczym. Analogiczne certyfikaty będą musieli mieć także pracownicy takiej firmy. W ich przypadku koszt jego uzyskania ma wynieść około 1200 zł.
Zgodnie z przygotowanymi przez Ministerstwo Środowiska założeniami do ustawy o fluorowanych gazach cieplarnianych takie certyfikaty będą wydawać specjalne jednostki, które wskaże minister. Nowe wydatki czekają wszystkie przedsiębiorstwa, które zajmują się instalacją i serwisem urządzeń chłodniczych, klimatyzacji, pomp ciepła, a nawet systemów przeciwpożarowych.
– Dziś nie ma takich certyfikatów, a ich wprowadzenie stanie się pewną fikcją. Przedsiębiorcy po prostu co jakiś czas będą płacić za uzyskanie takiego dokumentu. Natomiast rynek powinien sam weryfikować przedsiębiorców zajmujących się montażem i serwisem urządzeń chłodniczych oraz klimatyzacyjnych – uważa Tadeusz Cherek, właściciel firmy Cherek-Chłód „Technoszron”.
Obciążenie dla firm
Zmiany czekają te firmy, które w klimatyzacjach i systemach chłodniczych korzystają z gazów fluorowanych - czyli 90 proc. rynku. Okazuje się, że tylko 10 proc. takich urządzeń wykorzystuje substancje, które są dla środowiska mniej szkodliwe niż gazy fluorowane – bezpieczniejszymi chłodziwami są dwutlenek węgla, azot czy propan. Pozostałe działają w oparciu o fluorowane gazy. W przypadku klimatyzacji samochodowych niemal 100 proc. z nich napełnionych jest fluorowym czynnikiem R134a, a niemal w ogóle nie stosuje się bezpieczniejszego dla środowiska czynnika, oznaczonego symbolem R744. To oznacza, że zmiany obejmą de facto każdy warsztat, w którym uzupełnia się klimatyzacje samochodowe.
Przedsiębiorca zajmujący się serwisem klimatyzacji, by uzyskać odpowiedni certyfikat, będzie więc musiał posiadać (oprócz pieniędzy) odpowiednie wyposażenie techniczne. Natomiast jego pracownicy zostaną przeszkoleni i będą musieli zdać egzamin.
– Uzyskanie takich certyfikatów będzie najbardziej odczuwalnym kosztem np. dla warsztatów samochodowych, zajmujących się serwisem klimatyzacji tym bardziej, że certyfikat będzie musiał być odnawiany co 5 lat – mówi Rafał Szczerbicki, radca prawny z kancelarii SKP – LEX. Dodaje, że przedsiębiorcy będą faktycznie ponosili koszty szkolenia pracowników.
Sami przedsiębiorcy przyznają, że nowe obowiązki zaplanowane w założeniach do ustawy będą dla nich problemem.
– W naszym serwisie jest nas tylko dwóch, ale i tak wydatki na certyfikaty będą znaczącym obciążeniem – mówi Jan Grabowski z firmy Klima-Car, która serwisuje klimatyzacje samochodowe.
Serwis, który nie będzie posiadał certyfikatu, narazi się na karę 20 tys. zł, którą nałoży wojewódzki inspektor ochrony środowiska. A to nie koniec kar. Zgodnie z założeniami, jeżeli serwis napełni nieszczelny system klimatyzacji samochodowej przed jego uszczelnieniem, które zapobieże wyciekom fluorowanych gazów, to narazi się na karę 5 tys. zł.
Raportowanie o gazach
Zgodnie z planami resortu środowiska na samych certyfikatach nowe obciążenia dla firm się nie kończą. Przedsiębiorcy, którzy wprowadzają na polski rynek fluorowane gazy, będą musieli składać roczne raporty m.in. o ilości wprowadzonych takich substancji i ich rodzaju. Takie same sprawozdania mają też składać firmy, które stosują fluorowane gazy cieplarniane w instalacjach chłodniczych, przy ich serwisowaniu lub konserwacji oraz gdy wykorzystały je w gaśnicach.
Raporty o ilości takich gazów mają przedstawiać także przedsiębiorcy, którzy przywożą do Polski urządzenia, klimatyzacje czy gaśnice, które są już napełnione takimi czynnikami. Po co to wszystko? Michał Dobrzyński, prezes Fundacji Ochrony Warstwy Ozonowej PROZON przypomina, że to Unia Europejska wymaga informacji o zużyciu gazów fluorowanych i o ich emisjach.
– Musi więc powstać system umożliwiający rzetelne zbieranie tych danych, co wcale nie oznacza, że wszyscy, na każdym etapie dystrybucji czynników powinni zostać obarczeni obowiązkami ewidencyjnymi i sprawozdawczymi – mówi Michał Dobrzyński. Wskazuje, że różnorakich sprawozdań – także natury ekologicznej – mamy już dziś zbyt wiele, a w obecnym systemie dokładnie te same dane trzeba wysyłać do różnych urzędów, tyle że w różnych formach.
– Na przykład emisje czynników chłodniczych już dziś trzeba raportować raz na pół roku do urzędu marszałkowskiego i do lokalnego wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska, a dodatkowo praktycznie te same dane raz na rok należy przesyłać do Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami – wylicza Michał Dobrzyński. Zaznacza, że powinna powstać jedna centralna baza, najlepiej prowadzona elektronicznie poprzez WWW, z której odpowiednie urzędy mogłyby pobrać informacje, które je interesują.
Częściowo te życzenia zostaną być może spełnione. Ministerstwo zakłada, że sprawozdania będą przekazywane na formularzach mających postać dokumentów elektronicznych.
Koszty wprowadzenia
Na proponowanych zmianach zarobi Skarb Państwa. Przedsiębiorcy, którzy wprowadzają gazy fluorowane na polski rynek, będą za to płacić. Za każdy kilogram fluorowanego gazu cieplarnianego firma zapłaci 0,003 zł opłaty jednostkowej, pomnożonej przez współczynnik ocieplenia globalnego (GWP). Przykładowo, czynnik R134a (stosowany w klimatyzacjach samochodowych, ale nie tylko) ma GWP równe 1300 i opłata za tonę takiej substancji wyniesie 3900 zł.
Taki sposób wyliczania opłat wynika stąd, że każda substancja ma inny współczynnik z uwagi na różny niekorzystny wpływ na środowisko i warstwę ozonową. Przykładowo uznaje się, że mniej szkodliwy jest dwutlenek węgla, a jego współczynnik ocieplenia globalnego wynosi 1.
– To oznacza, że jeden kilogram czynnika chłodniczego R134a jest równoważny wyemitowaniu 1,3 tony dwutlenku węgla – zauważa Michał Dobrzyński. Wskazuje jednak, że system opłat powinien być inaczej skonstruowany.
– Opłatami powinny zostać objęte emisje, a nie używanie czynników. Samo zastosowanie czynników chłodniczych w urządzeniach jest bezpieczne i pożyteczne dla środowiska, pod warunkiem, że profesjonalni instalatorzy będą montować urządzenia chłodnicze i klimatyzacyjne zgodnie ze sztuką, a użytkownicy tych urządzeń będą zapewniać wymagane prawem okresowe przeglądy szczelności – zaznacza Michał Dobrzyński.
Ministerstwo, by mobilizować przedsiębiorców do realizowania nowych wymagań, wprowadzi kary, i to nie tylko za brak certyfikatów. Za nie przesyłanie sprawozdania, dotyczącego ilości wprowadzonych gazów fluorowanych, firma zapłaci 3 tys. zł. Za to, że czynnik chłodniczy od dostawcy przyjmie pracownik nieposiadający certyfikatu, przedsiębiorca zapłaci 20 tys. zł. 30 tys. zł kary grozić ma za stosowanie heksafluorku siarki lub jego preparatów m.in. do napełniania opon.
Nadzór nad wykonywaniem obowiązków przez przedsiębiorców sprawować będzie inspekcja ochrony środowiska, a w przypadku urządzeń gaśniczych – Państwowa Straż Pożarna.
Etap legislacyjny
Projekt założeń