Nie minął miesiąc, od kiedy obowiązuje radykalne ograniczenie dla ruchu samochodowego i zakaz poruszania się kopcącymi pojazdami po krakowskim Kazimierzu, a już regulacje te zostały storpedowane przez niezadowolonych przedsiębiorców i część mieszkańców. Na krytyce się jednak nie skończyło, bo sprawa znajdzie swój finał w wojewódzkim sądzie administracyjnym. Wczoraj skargę na nowe ograniczenia jako zbyt daleko ingerujące w ich prawa złożyło ponad 30 firm. Domagają się uchylenia uchwały Rady Miasta Krakowa w całości.
To żółta kartka dla samorządowców, którzy jako pierwsi skorzystali z nowego instrumentu do kształtowania ruchu w obrębie wybranych dzielnic i ustanowili jedyną w Polsce strefę czystego transportu, na co pozwala ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz.U. z 2018 r. poz. 317).
Strefa obowiązuje od 5 stycznia. Od tego dnia wjazd autem, które nie jest elektryczne albo zasilane gazem CNG, jest zabroniony. Przy czym zakaz jest tymczasowy, tak jak i cała strefa, o której władze Krakowa mówią jednoznacznie jako o zaplanowanym na pół roku pilotażu. – Po tym czasie zastosowane w uchwale rozwiązania będą zweryfikowane – zapewnia Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie.
Niewykluczone, że na pierwszy bilans nowych regulacji nie będziemy musieli czekać tyle miesięcy. Bo zdaniem ich przeciwników wprowadzenie strefy w obecnym kształcie – nawet na pół roku – jest niezgodne z prawem.
Zagrożona działalność
Wokół czego ogniskują się zarzuty niezadowolonych przedsiębiorców? Uważają oni, że ograniczenia naruszają konstytucyjną zasadę równości i swobody działalności gospodarczej. Zakaz wjazdu dla pojazdów innych niż niskoemisyjne (a przy tym najdroższych) bezpośrednio rzutuje na ich biznes – twierdzą.
Co prawda, zgodnie z zapisami uchwały do ruchu po terenie strefy, niezależnie od napędu silnika, są dopuszczone pojazdy firm działających na Kazimierzu. Jak szacowali radni, na obszarze objętym strefą zarejestrowanych jest ok. 400 aut (łącznie z tymi należącymi do mieszkańców). Szkopuł w tym, że to nie wszystkie pojazdy, które – chociażby okazjonalnie – muszą wjechać na ten teren. I nie wszyscy przedsiębiorcy działający na terenie strefy mają tam siedzibę – zwraca uwagę adwokat Piotr Capiński, reprezentujący skarżących. I wymienia, że uchwała nie dopuszcza do strefy m.in. pojazdów budowy, czy dostawców.
To nie pierwsza krytyka, z którą spotkała się inicjatywa Krakowa. Na nieprawidłowości i niestaranność w przygotowaniu uchwały zwracał uwagę już wojewoda małopolski. Uznał, że wady dokumentu nie mają takiej skali, aby ją unieważniać.
Przedstawicieli Krakowa skarga do sądu dziwi, szczególnie że – jak podkreślają – za pół roku i tak zostanie ona dopracowana lub w ogóle wycofana. – Wygląda to trochę na chęć stworzenia faktu medialnego, a nie realną polemikę odnośnie do samej strefy – uważa Łukasz Franek. I deklaruje, że miasto będzie dostosowywać się do orzeczeń sądów.
Straszak na innych?
Marcin Gromadzki, ekspert Public Transport Consulting, zachęca samorządy, by nie poddawały się łatwo. – Trudno mi się odnieść do ewentualnych uchybień formalnych przy podejmowaniu uchwały, ale co do zasady stworzenie stref czystego transportu uważam za kierunek właściwy i kibicuję władzom Krakowa, aby nie wycofały się przypadkiem z wprowadzonego rozwiązania – mówi.
Podkreśla jednocześnie, że przy takich regulacjach nie sposób uniknąć konfrontacji z częścią niezadowolonych mieszkańców, którzy mają prawo domagać się uznania swoich racji w sądzie. – Każde działanie poprawiające jakość życia dla większości mieszkańców miasta narusza czyjeś interesy. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia na krakowskim Kazimierzu – dodaje.
Eksperci obawiają się, że negatywny odbiór problemów ze strefą i nagłośnienie sprawy w mediach może też zaszkodzić staraniom rządu, który chce przepędzić smog z centrów miast i uwolnić je od korków, w czym strefy miały pomóc. I zniechęci do tych rozwiązań inne miasta, bo unaoczni, z jakimi kontrowersjami i problemami będą się one mierzyć, jeżeli się zdecydują na stworzenie strefy. Takich samorządów wciąż jednak ze świecą szukać. Z naszych informacji wynika, że nad wprowadzeniem rozwiązań analogicznych do Krakowa nie pracują obecnie żadne większe miasta.