29-letnia kobieta na godzinę zostawiła w Ciechanowcu swoje 15-miesięczne dziecko w samochodzie i poszła na zakupy; na zewnątrz był mróz.
"To jest nieodpowiedzialne zachowanie" - powiedział Kamil Tomaszczuk z zespołu prasowego podlaskiej policji. Policja bada okoliczności zdarzenia, zarówno relacje świadków, jak i tłumaczenie matki. Zastanawia się też, jakie konsekwencje prawne mogą grozić kobiecie.
Dziecko zauważyli we wtorek około godziny 18 przechodnie, którzy około godziny próbowali sami znaleźć opiekuna dziewczynki. "Dziecko obudziło się w wyziębionym samochodzie i strasznie płakało" - poinformował Tomaszczuk.
Gdy na miejsce przyjechali policjanci, okazało się, że auto jest otwarte. Policjanci zaopiekowali się 15-miesięczną dziewczynką. Dziecko było wystraszone, zziębnięte, zapłakane. Trafiło pod opiekę lekarza w Ciechanowcu. Według policji nic się mu jednak nie stało, jest zdrowe.
Gdy matka wróciła i zauważyła, że córeczki nie ma aucie, zadzwoniła na policję i od policjantów dowiedziała się, że dziewczynka jest od niedawna u lekarza pod opieką policji. Jak poinformował Tomaszczuk kobieta była zdziwiona powstałym zamieszaniem. Tłumaczyła, że poszła jedynie na chwilę do apteki, by kupić leki dla starszego dziecka. Mówiła, że gdy wychodziła z samochodu, córeczka spała. Dziecko zostało oddane matce.
Na konsekwencje zdrowotne pozostawienia dziecka w aucie na mrozie wskazują lekarze. Według białostockiej lekarki rodzinnej Joanny Zabielskiej-Cieciuch pozostawienie dziecka w wychłodzonym samochodzie może skończyć się dla niego katarem lub przeziębieniem, ale też zapaleniem płuc.
Dodała, że im mniejsze dziecko, tym szybciej jego ciało się wychładza. W rozmowie podkreśliła też, że konsekwencje zależą od tego, jak dziecko było ubrane i jak długo przebywało w samochodzie.
Zabielska-Cieciuch oceniła też, że bulwersujący jest sam fakt zostawienia dziecka bez opieki. "Mimo że fizycznie nic mu się nie stanie, pozostanie to w jego psychice" - dodała.