Kobieta spieszy się na spotkanie. Zamawia taryfę. Jest już blisko miejsca docelowego. Brakuje dogodnego miejsca do postoju, więc taksówkarz zatrzymuje się na chodniku przy drodze. Pasażerka wysiada od strony kierowcy (na ulicę), bo tak jej wygodniej. Sytuacja, jakich codziennie w kraju są dziesiątki. Co jednak, gdy pasażerka tak otworzy drzwi, że uderzy nimi w jadący pojazd? Czy należy mówić o wyłącznej odpowiedzialności nieostrożnej kobiety, czy też winę ponosi profesjonalista w obrocie – taksówkarz, który powinien przewidywać takie sytuacje?

Aż do wyjścia

Z takim pytaniem musiał zmierzyć się Sąd Rejonowy Poznań-Stare Miasto w Poznaniu. I orzekł (wyrok jest nieprawomocny), że "kierującemu taksówką (...) należy przypisać winę nieumyślną w postaci rażącego niedbalstwa, polegającą na zaniechaniu sprawdzenia, czy pasażerka wysiadająca z pojazdu nie stworzy zagrożenia w ruchu drogowym".
Reklama
Sprawa trafiła na wokandę dlatego, że ubezpieczyciel odmówił wypłaty świadczenia poszkodowanemu (właścicielowi obtłuczonego auta), choć kierowca taksówki uznał swą odpowiedzialność. Ubezpieczyciel stwierdził, że za szkodę wyłączną odpowiedzialność ponosi pasażerka. Bo to ona wysiadała z pojazdu i nie zachowała ostrożności. Poszkodowany z tą interpretacją się nie zgodził, w związku z czym złożył powództwo.
Na wstępie należało określić, które przepisy będą najodpowiedniejsze w sprawie. Sąd uznał, że zastosowanie znaleźć powinien art. 436 par. 2 kodeksu cywilnego. Sęk w tym, że aby tak się stało, należało wpierw stwierdzić, czy można w ogóle mówić o zderzeniu dwóch pojazdów mechanicznych poruszanych za pomocą sił przyrody. Zdaniem sądu – jak najbardziej. W utrwalonym już orzecznictwie sądowym wskazuje się, że pojazd zatrzymujący się na chwilę, np. w celu wysadzenia pasażera, nadal pozostaje w ruchu. Pozostała zatem kwestia ustalenia, czy do zdarzenia doszło wskutek wyłącznej winy osoby trzeciej, za którą prowadzący pojazd nie ponosi odpowiedzialności. Jeśli tak – rzeczywiście ubezpieczyciel by nie odpowiadał. Tyle że zdaniem sądu trudno mówić o wyłącznej winie pasażerki.
– Nie ulega wątpliwości, że kierowca taksówki, trudniący się zawodowo przewozem, winien jako profesjonalista zachować szczególną ostrożność i zapewnić odpowiednie bezpieczeństwo pasażerom podczas całej trasy, to jest od momentu wejścia pasażera do auta, aż do chwili jego opuszczenia – wskazał poznański sąd, powołując się na podobne orzeczenie sprzed kilku lat. Co więcej, nawet gdyby przyjąć, że kierowca zatrzymał się w miejscu dozwolonym, to i tak na nim spoczywał obowiązek sprawdzenia, czy pasażer opuszczający auto nie spowoduje zagrożenia w ruchu drogowym. Tak więc za szkodę odpowiedzialny jest taksówkarz, a co za tym idzie – ubezpieczyciel powinien wypłacić pieniądze powodowi.

Rozsądek pasażera

Eksperci, których poprosiliśmy o ocenę wyroku, uważają go za niewłaściwy.
Średnio rozgarnięta osoba wie, że gdy wysiada z samochodu na ulicę, powinna uważnie sprawdzić, czy nie wpadnie pod koła oraz czy nie uszkodzi jakiegokolwiek pojazdu. Jeśli ktoś tego nie uczynił, ponosi winę za zdarzenie – uważa prof. Mariusz Bidziński, szef departamentu prawa gospodarczego w kancelarii Chmaj i Wspólnicy. I dodaje, że gdyby stawiać taksówkarzom wymogi takie, jakie postawił poznański sąd, należałoby jako zasadę przyjąć, iż to zawsze kierowca wysiada z auta i otwiera drzwi pasażerowi. A przecież takiej praktyki nie ma.
Podobnie twierdzi adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga. – Taksówkarz jest profesjonalistą, ale w zakresie świadczenia usługi przewozu. Oczywiście powinien służyć radą pasażerowi, kiedy można bezpiecznie wysiąść, ale trudno od niego wymagać, by miał zakazywać swemu klientowi wyjścia na ulicę, gdy ten np. się spieszy – uważa mec. Płonka.
– Ostatecznie to pasażer podejmuje decyzję, gdzie wysiada. W przeciwnym razie mogłoby dochodzić do kuriozalnych sytuacji, w których taksówkarze informowaliby klientów, że muszą jechać jeszcze np. kilometr, by się bezpiecznie zatrzymać, naliczając w tym czasie dalszą opłatę – twierdzi prawnik.