Z końcem sierpnia prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację przepisów, zgodnie z którą straże miejskie i gminne stracą prawo do używania stacjonarnych i mobilnych fotoradarów. Część samorządów najwyraźniej spodziewały się takiej decyzji – bo choć nowe regulacje zaczną obowiązywać z początkiem przyszłego roku, urządzeń zaczęło ubywać jeszcze zanim prezydent złożył podpis pod ustawą.

Reklama

W Warszawie kilka tygodni temu zniknęły fotoradary na dwóch dużych skrzyżowaniach – ul. Wołoskiej i Domaniewskiej oraz Al. Solidarności i Jana Pawła II. Miasto wciąż dysponuje 23 rejestratorami, ale wkrótce to się zmieni. We wrześniu mają zniknąć kolejne urządzenia, tym razem przy ul. Dźwigowej. Katarzyna Dobrowolska ze stołecznej straży miejskiej przekonuje, że demontaż urządzeń nie ma związku ze zmianami w prawie. Powodem jest koniec umowy na dzierżawę sprzętu od producenta. Gdy jednak pytamy, czy miasto wypożyczy w takim razie ponownie sprzęt na ostatnie miesiące 2015 roku, nasza rozmówczyni przyznaje, że dalsze rozmowy z producentem tych urządzeń nie będą prowadzone, a radary znikną na dobre.

Z fotoradaru zrezygnowała też już straż miejska z Łodzi. – Urządzenie się popsuło, a naprawę wyceniono na 8-10 tys. zł. Komendant wahał się z decyzją, czy wydawać te pieniądze jeszcze wówczas, gdy trwały prace w parlamencie nad nowymi przepisami odbierającymi nam prawo do korzystania z fotoradarów. Do tego doszło postępowanie Urzędu Komunikacji Elektronicznej, które wszczęło postępowanie w związku z tym, że nasz fotoradar działał na paśmie wojskowym. To tylko wzmocniło przekonanie, że nie warto do tego wracać – tłumaczy Radosław Kluska, rzecznik łódzkiej straży.

Gminy coraz głośniej pytają o to, co stanie się z ich urządzeniami. Wcześniej posłowie optujący za zmianami twierdzili, że sprzęt powinna przejąć Inspekcja Transportu Drogowego. Teraz już nie są tacy zdecydowani. – Sejm tylko odebrał kompetencje gminom do korzystania z fotoradarów. Nie możemy ich fizycznie odebrać, bo byłaby to niezgodna z konstytucją ingerencja w budżety gmin – tłumaczy poseł SLD Maciej Banaszak, autor projektu, na podstawie której parlament odebrał gminom kompetencje fotoradarowe. – Tak więc te dzierżawione urządzenia, co prowadziło zresztą do wielu patologii, wrócą z powrotem do firm, z którymi gminy podpisały umowy. Co najwyżej problem będzie z rejestratorami będącymi własnością gmin – dodaje.

Reklama

Zdaniem posła w dalszym ciągu inspekcja mogłaby jednak odkupić te fotoradary, które dałoby się podłączyć do jej Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD). Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że taki właśnie scenariusz jest rozpatrywany, jednak nie ma co liczyć na jakieś masowe zakupy ze strony inspekcji.

– Aktualnie brak jest precyzyjnych informacji odnośnie typu, rodzaju oraz stanu technicznego urządzeń rejestrujących pozostających w dyspozycji straży – wskazuje Łukasz Majchrzak z CANARD. Dodaje, że przejęcie od straży urządzeń skutkowałoby zwiększeniem ogólnej liczby urządzeń wykorzystywanych przez Inspekcję, a co za tym idzie wzrostem liczby procedowanych spraw. – W tym kontekście warto wskazać, iż nasze działania determinowane są z jednej strony przez obowiązujący system prawny, a z drugiej – przez dostępne zasoby kadrowe– zwraca uwagę Łukasz Majchrzak.

W sumie na polskich drogach znajduje się ok. 800 fotoradarów. Połowa z nich należy do CANARD (do końca tego roku zamontowanych będzie 400), a pozostałe do straży miejskich i gminnych (dane za 2014 r.). Pod koniec zeszłego roku w rozmowie z DGP dyrektor CANARD Marcin Flieger stwierdził, że w obecnych realiach prawnych i kadrowych inspekcja osiągnie "punkt krytyczny" przy zainstalowaniu 450 urządzeń. To pozwala sądzić, że jeśli inspekcja w ogóle zdecyduje się odkupić urządzenia od gmin, zdoła przejąć co najwyżej jedną ósmą z nich. To również oznacza, że całkowita liczba urządzeń działających obecnie przy drogach, od przyszłego roku zmniejszy się praktycznie o połowę. – Ale jak niedawno się okazało, większość straży używa fotoradarów wykorzystujących częstotliwości wojskowe, więc wiele z nich i tak musiałoby zapewne zniknąć – zwraca uwagę poseł Banaszak.

Reklama