Nowa opłata emisyjna i utworzenie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu (FNT) – to główne założenia podpisanej przez prezydenta nowelizacji. A sama opłata wyniesie 80 zł od każdego tysiąca litrów paliwa, który trafi na polski rynek. Pieniądze pozyskane w ten sposób w 85 proc. mają trafić do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a w 15 proc. do FNT.
W Ocenie Skutków Regulacji ustawy można przeczytać, że w 2019 r. rząd planuje dzięki nowelizacji zebrać 1,7 mld zł, z czego do FNT trafi 340 mln zł. A w ciągu 10 lat przychody FNT mają wynieść 6,75 mld zł.
Nowe prawo pozwoli też na tworzenie przez samorządy stref czystego transportu w miastach, do których można ograniczyć wjazd pojazdów z tradycyjnym napędem, np. poprzez pobieranie opłat. W efekcie zrezygnowano z dobowej opłaty 25 zł, a za wjazd do strefy czystego transportu opłata nie będzie mogła być wyższa niż 2,50 zł za godzinę i będzie pobierana od 9.00 do 17.00.
Ustawa wprowadza także zmiany w ustawie o podatku akcyzowym (z 2008 r.), wprowadzając m. in. ograniczenie, iż przewidziane w ustawie zwolnienie od akcyzy w okresie do dnia 1 stycznia 2021 r. dotyczy samochodów osobowych stanowiących pojazd hybrydowy o pojemności silnika spalinowego do 2000 cm3.
Ustawa wchodzi w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia. A przepisy dotyczące wprowadzenia opłaty emisyjnej od 1 stycznia 2019 r.
Podwyżki jak w banku
Opłata emisyjna – to dwa słowa, które podniosły ciśnienie posłom opozycji i kierowcom. Wcześniej w trakcie prac nad ustawą opozycja zarzuciła partii rządzącej, że nowa opłata w paliwach to de facto nowy podatek, który zapłacą wszyscy, nie tylko kierowcy. PiS odpowiadało, że nowe przepisy dadzą realne narzędzie do walki z zanieczyszczeniami pochodzącymi z transportu.
Minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał, że pozyskane w ten sposób pieniądze będą wspierać rozwój elektromobilności i nowe obciążenie przejmą na siebie państwowe spółki paliwowe.
– Wprowadzenie opłaty emisyjnej, którą zakłada projekt noweli o biopaliwach, nie spowoduje wzrostu cen paliw na rynku; zdecydowały się na to państwowe spółki paliwowe, kosztem niewielkiego zmniejszenia swojej rentowności – obiecał minister.
W rozmowie z analitykiem rynku usłyszeliśmy jednak, że podwyżki są murowane...
- To niemożliwe, aby wprowadzenie nowej opłaty emisyjnej nie odbiło się na cenach paliw - powiedziała dziennik.pl Urszula Cieślak, dyrektor marketingu BM Reflex.
Piąta danina w cenie paliwa
- Z punktu widzenia konsumentów oznacza to w praktyce podniesienie obciążeń podatkowych na paliwach, czyli wzrost podatków, a w efekcie wzrost cen na stacjach. Już dzisiaj w cenie paliwa jest akcyza, opłata paliwowa, opłata zapasowa i VAT. Teraz ma dojść opłata emisyjna. Tak więc może nie od razu w dniu wejścia nowej ustawy, ale w dalszej perspektywie także państwowe koncerny paliwowe przeniosą koszt opłaty na kupujących paliwa. I ostatecznie za finansowanie elektromobilności na pewno kierowcy zapłacą przy dystrybutorze. To wygląda jak karanie za użytkowanie samochodu - oceniła Cieślak.
- Inaczej ta kwestia wygląda z pozycji rządzących. To doskonały i szybki sposób na pozyskanie dodatkowego źródła finansowania wydatków budżetowych - wskazała.
Zdaniem Cieślak wprowadzanie opłaty emisyjnej przełoży się automatycznie na ceny detaliczne.
- I tak wzrost o 8 groszy na litrze spowoduje wzrost cen detalicznych o 10 groszy brutto, bo musimy pamiętać o podatku VAT. Tym samym oprócz środków z opłaty emisyjnej, które rząd chce przeznaczyć na finansowanie elektromobilności, budżet państwa wzbogaci się o wyższe wpływy z podatku VAT - skwitowała.