Kontrolerzy sprawdzili, jak w 2007 i 2008 roku były wykorzystywane fotorejestratory stojące przy stołecznych ulicach, czy policjanci przestrzegają czasu nałożenia grzywny na kierowców i rejestracji sprawców wykroczeń w bazie danych - donosi "Życie Warszawy".

>>>Zobacz, jak oszukać sidła policji

Reklama

Okazało się, że prawie 32 procent zdjęć (czyli ponad 7 tysięcy) nie zostało zakwalifikowanych do dalszego postępowania. Dlaczego?

"Były złej jakości technicznej, np. na fotografii znajdowało się kilka samochodów albo sfotografowany został tylko fragment tablicy rejestracyjnej" - tłumaczy ŻW Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.

"Niekiedy obraz został zakłócony refleksem światła odbitym od mokrej jezdni, mieliśmy zdjęcia twarzy kierowcy, ale bez tablicy rejestracyjnej. Takie fotografie były odrzucane" - dodaje Krzysztof Bujnowski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KSP.

>>>Oto nowy bezlitosny fotoradar

Reklama

Dlaczego aż tyle zdjęć zdyskwalifikowano? "Urządzenia były źle ustawione przez policjantów" - przyznaje jeden z mundurowych.

Policjanci znacznie lepiej niż z urządzeniami radzili sobie z opracowywaniem zdjęć. 93 proc. fotografii opisali w ciągu miesiąca od ich wykonania, tylko 7 procent w ciągu dwóch miesięcy. W tym wypadku czas jest na wagę złota - po upływie 30 dni od daty wykroczenia ulega ono przedawnieniu. Nie można nakładać mandatu. A w kilku przypadkach tak zrobiono.

Kontrolerzy odkryli też 7 przypadków, gdy informacji o punktach policjanci nie wpisali do systemu komputerowego oraz 52 przypadki pomyłek we wpisach danych do bazy sprawców wykroczeń, czyli jednym dodano, innym ujęto punktów.

>>>Zobacz, jak oszukać laserowy radar

Dlaczego? "Na przykład policjant wpisał na karcie niewłaściwe nazwisko kierowcy lub kod wykroczenia" - wyjaśnił Bujnowski. Jednak zastrzegł, że natychmiast po kontroli błędy te zostały skorygowane. Kontrolerzy odkryli też trzy przypadki, gdy z niewiadomych powodów drogówka odstąpiła od ukarania piratów: dwóch cudzoziemców i funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej.