Eurovia jest jedną z trzech największych firm drogowo -budowlanych w Europie z rocznymi przychodami na poziomie 34 mld euro. Spółka wchodzi w skład Grupy Vinci, światowego potentata na rynku budowlanym. W Polsce firma wciąż jest jednak tylko średniakiem. Weszła na nasz rynek w 2003 r., ale pierwszy duży kontrakt na budowę dróg wygrała dopiero w 2008 r., wtedy gdy za sterami siedział już jasnowłosy Szwed.
Deklaracje na wyrost
Jonas Hogberg swoją karierę nad Wisłą rozpoczął już pod koniec lat 90. Wtedy zarząd NCC – budowlanego giganta ze Skandynawii, który na temtejszym rynku ustępuje tylko Skanskiej – powierzył wówczas 27-letniemu Hogbergowi budowanie w Polsce swojego ramienia. Młody menedżer zabrał się za tworzenie fundamentów firmy od zera i szybko nawiązał współpracę z polskim oddziałem autriackiego Strabagu. Kooperacja układała się tak dobrze, że Strabag... wchłonął NCC. Po dwóch latach pracy dla Austriaków w 2007 r. Jonas Hogberg zaczął szukać nowych wyzwań i szybko je znalazł, stając na czele Eurovii, czołowego producenta materiałów do budowy dróg.
Już wtedy głośno mówił, że wkrótce dołączy do czołówki branży wykonawczej działającej w Polsce. Kiedy padały te śmiałe deklaracje, Polska płynęła na fali hurra- optymizmu wywołanego przyznaniem prawa do organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej. W ekspresowym tempie miało u nas powstać w sumie 3 tys. autostrad i dróg ekspresowych. Dla budowlanej branży szykowało się eldorado, zasilane miliardami euro płynącymi z Unii Europejskiej. Dziś buduje się zaledwie połowa z zapowiadanych tysięcy kilometrów nowych dróg.
W połowie 2008 r. Eurovia Polska zatrudniała 600 pracowników. I choć dzisiaj podwoiła liczebność załogi, daleko jej do tuzów takich jak Budimex, Skanska, Strabag czy Polimex-Mostostal.
Hogberg cierpliwie budował jednak podstawy potęgi i czekał na swoje pięć minut. Dziś ma już 14 oddziałów budowlanych i 2 jednostki centralne. Spółka ma na własność także 9 wytwórni mas bitumicznych, żwirownie, a także kopalnie kruszyw.
Kiedy na przełomie roku rząd obciął pieniądze na drogi i anulował kilkadziesiąt przetargów Eurovia przeszła do kontrataku, bo uzbierany portfel zamówień nie robił dużego wrażenia na francuskim właścicielu. Pech chciał, że spółka w kolejnych potyczkach przegrywała kontrakty, plasując się zwykle na drugich i trzecich pozycjach.
Jazda po bandzie
Dlatego gdy tylko wybuchła afera z Chińczykami na A2, Hogberg – miłośnik, a w przeszłości czynny gracz w hokeja – postanowił bezpardonowo zaatakować. Eurovia jako jedna z nielicznych spółek budowlanych zaakceptowała wyśrubowane warunki rządu na dokończenie obu rozgrzebanych odcinków autostrady Łódź – Warszawa, m.in. udostępnienie trasy kierowcom już na koniec maja 2012 r. Teraz negocjowana jest cena. Branża przygląda się temu z lekkim niedowierzaniem.
– Wejście w chińskie buty na A2 wymaga potężnej wiary we własne siły. Hogberg jest szalenie ambitny, ale nawet perfekcyjnie obliczony harmonogram prac i skrojony pod niego kosztorys do góry nogami wywrócić mogą ulewny deszcz, obfite opady śniegu albo utrzymujący się nieco dłużej mróz. Nad tym Szwed nie będzie mógł zapanować – mówi „DGP” prezes jednej ze spółek z branży budowlanej.
Jonas Hogberg marzy o wyjściu z cienia budowlanych tuzów. Lepszej okazji do wykazania się już może nie mieć. Ambitny Szwed musi jednak pamiętać, że to, co może go wynieść na piedestał, może też złamać jego błyskotliwą karierę. Nie tylko w Polsce. Z powodu spektakularnego fiaska Chińczyków, bo na autostradę A2 zwrócone są oczy całej budowlanej Europy.