"Zobaczyć Neapol i umrzeć" – mawiał Goethe, który szczególnie upodobał sobie stolicę południowych Włoch. Za równie wartościowy, żeby nie powiedzieć bezcenny, uznają ten region sami Włosi – aby do niego dojechać, tylko na autostrady trzeba wydać około 100 euro. A jeżeli dodatkowo zechcemy wjechać na Półwysep Apeniński od strony Francji i wybierzemy przejazd tunelem Frejus, będziemy musieli wyciągnąć z kieszeni jeszcze 33 euro ekstra.

Reklama

Nieco taniej jest w Hiszpanii, Francji czy Portugalii. Niemniej ze względu na odległości, jakie trzeba pokonać w tych krajach, aby dostać się na śródziemnomorskie plaże, turyści muszą być przygotowani na to, że autostradowe rachunki będą stanowiły sporą część ich wakacyjnych budżetów. Co więcej, zdarza się, że w sezonie urlopowym za przejazd niektórymi popularnymi odcinkami dróg trzeba zapłacić o 20 – 30 proc. więcej niż zwykle.

Na szczęście policja w krajach śródziemnomorskich jest znacznie bardziej pobłażliwa w stosunku do zagranicznych turystów niż tamtejsi operatorzy autostrad. Choć oficjalne stawki w lokalnych taryfikatorach przyprawiają o zawrót głowy, to na drobne wykroczenia mundurowi we Włoszech, Grecji czy Chorwacji przymykają oko. Mniej wyrozumiali są ich francuscy i hiszpańscy koledzy, ale również nie można powiedzieć, że się czepiają.

Południowcy niekiedy zaskakują także dziwnymi przepisami. W Hiszpanii nie można używać w samochodzie żadnych urządzeń z ekranem oprócz nawigacji. Czyli oglądanie telewizji czy DVD podczas jazdy, nawet przez pasażerów siedzących na tylnich fotelach, jest wykluczone. Z kolei w Portugalii – odwrotnie niż u nas – można dostać mandat za jazdę z zapalonymi światłami w ciągu dnia, przy dobrej widoczności.