Krzysztof Hołowczyc w Rajdzie Dakar wygenerował 23 mln zł ekwiwalentu

Tomasz Sewastianowicz: Krzysztof Hołowczyc wycofuje się z rajdów – gruchnęło kilka lat temu. Ale Hołowczyc rywalizował w Dakarze, zdobył Puchar Europy w rajdach baja, wszędzie go pełno. Ciągnie wilka do lasu?

Krzysztof Hołowczyc: Dwa razy złamany kręgosłup nie ułatwił sprawy i w pewnym momencie powiedziałem rodzinie, że może rzeczywiście odpocznę. Jednak do tej pory wszyscy wspominają, że sprytnie im to rozegrałem.

Reklama

To znaczy?

Powiedziałem, że kończę intensywną karierę. Nawet tego nie zauważyłem…

Niewiniątko...

Ale to naprawdę było niechcący (śmiech). Wtedy też przy okazji pewnych działań reklamowych nadarzyło się spotkanie z moim przyjacielem. Od słowa do słowa i znowu miałem na sobie kask i kombinezon. Pojechaliśmy 16 rajdów, z których wygraliśmy 9. W tym sezonie startowaliśmy również w Dakarze. Niestety mieliśmy pecha – omijając motocyklistę wjechałem w kamienie i było po rajdzie. Mimo uszkodzeń jechaliśmy do końca. Finalnie od strony marketingu ten rajd pojechaliśmy znakomicie, bo wygenerowaliśmy ekwiwalentu medialnego na 23 mln zł. Także mogę śmiało powiedzieć, że odrobiliśmy pieniądze, które w nas zainwestował sponsor.

Hołowczyc powalczy o mistrzostwo świata w WRC Masters. To nie jest tania sprawa

Reklama

Co dalej?

Nie ukrywam, że radość ze sportu i rywalizacji jest moim napędem. Petter Solberg na Rajdzie Polski powiedział mi, że wymyślono klasyfikację WRC Masters. Czyli dawni mistrzowie mogą wsiąść znowu do rajdówek i ścigać się między sobą. Wtedy zaświeciły mi się wszystkie lampki i pomyślałem sobie, że dlaczego by nie zostać jeszcze mistrzem świata na stare lata? Do roboty! Zbieramy budżet. Spróbujemy. To będzie mój powrót do macierzy, powrót do młodości, do najpiękniejszych czasów, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo Europy.

Jest już na to gotówka?

Motorsport ma jedną wielką wadę – jest piekielnie drogi. Prowadzę rozmowy, negocjuję. Nasz program powinien być dwuletni. W pierwszym roku zamierzam się oswoić, bo to jednak siedem startów w mistrzostwach świata. Start w jednej rundzie kosztuje ok. 120 tys. euro (ponad 500 tys. zł), ale to i tak mniej niż Dakar czy Formuła 1, w której budżet zespołu to 500 mln euro. Mamy świadomość, że możemy z tego coś fajnego ugrać, bo zainteresowanie ze strony kibiców jest ogromne. Także dla sponsorów powinniśmy zrobić atrakcyjny wynik. Musimy wybrać rundy cyklu WRC Masters, w których byśmy startowali, grzecznie zbierać punkty, no i walczyć o mistrzostwo.

Krzysztof Hołowczyc / Materiały prasowe

Czyli Hołek już widzi siebie na najwyższym podium w złotym wieńcu?

Taką mam konstrukcję. Zawsze przyjeżdżam po to, żeby wygrać, mimo że czasami to jest mało realne. Tak jak teraz na Baja Poland – jechałem swoim 15-letnim BMW X3, ponieważ oszczędzamy budżet z myślą o WRC. To jest runda Pucharu Świata, przyjeżdżają najszybsi, najmocniejsi w porządnych rajdówkach nowej klasy T1 plus. A my tym leciwym BMW jesteśmy ok. 1,8 sekundy na kilometrze wolniejsi od najnowszych i najszybszych konstrukcji. Niestety jak to często w motorsporcie bywa, jak bardzo chcesz to zaczyna prześladować cię pech. Na tegoroczną rundę przyjechaliśmy przygotowanym autem, w którym wyeliminowaliśmy wszystkie problemy z jakimi ostatnio się borykaliśmy. I niestety tym razem zawiodło coś zupełnie innego. Taki jest motorsport, nieprzewidywalny, czasem okrutny i bolesny ale przede wszystkim wspaniały. Zawsze z Łukaszem staramy się wycisnąć maksimum. Nie dajemy sobie w kaszę dmuchać i startujemy z założeniem żeby wygrać. Jestem z tych zaciętych. Nie przejmuję się też metryką.

To w jaki sposób utrzymywać się na tak wysokim poziomie formy sportowej?

Moja fizyczność ma duży wpływ na to, co się dzieje w głowie. Mam super trenerów. Niesamowite, jak można utrzymywać ciało w świetnej formie, jeśli się wie jak. Z mojej perspektywy naprawdę świetnie się czuję. Lubię być w ruchu, lubię jak coś się dzieje. Kiedy mam pięć rzeczy do zrobienia, a czasu tylko na cztery, to jestem zadowolony.

Łatwiej być kierowcą rajdowym czy biznesmenem?

Te światy się przeplatają. Pozyskiwanie ogromnych budżetów nauczyło mnie liczenia, odpowiedniego zarządzania pieniędzmi i rozsądnej logistyki. Także sport pomaga w biznesie. Oczywiście wszystko, co jest blisko motorsportu jest łatwe do zarządzania i łatwe do zrealizowania. Jednak zespoły rajdowe to nie są miejsca, gdzie się zarabia pieniądze. Biznes pojawia się w takich przedsięwzięciach jak np. Hołowczyc Racing czy Supercar Club.

Hołowczyc: Moje nazwisko to marka, dlatego odmówiłem i jestem z tego dumny

Czyli z nazwiska można zrobić markę osobistą? Idą za tym pieniądze?

Swój wizerunek budowałem przez lata. Dziś mogę powiedzieć, że Hołowczyc to marka. Nie ciągnie się za mną żaden bałagan i to jest pewien element, który mnie trzyma w świecie biznesowym i reklamowym. Nie mogę narzekać na brak propozycji. Kilka razy pojawiły się bardzo atrakcyjne oferty związane z reklamowaniem produktów finansowych, ale odmówiłem i jestem z tego bardzo dumny. Nie chciałem, żeby ludzie źle kojarzyli sobie moją twarz, bo zostali okradzeni w taki czy inny sposób. Staram się wiązać z dobrymi markami. Mój kontrakt ze szwajcarską firmą zegarków Atlantic jest chyba najdłuższy w Polsce, trwa już 16 lat. To potwierdza, że marka osobista jaką jest szanowane nazwisko przyciąga pozytywne emocje. Nie trzeba być kontrowersyjnym, żeby zostać zauważonym i docenionym.

I ekspresji panu nie brak…

Zawsze opowiadam obrazem, emocjami. Kocham to, bo mówię o tym, co czuję. Nie czytam z kartki. W większość wielkich firm w Polsce prowadzę serię prelekcji motywacyjnych, w których opowiadam na kanwie prawdziwej mojej historii. Nie jestem facetem, który mówi, że wie, bo przeczytał książkę. Jestem gościem, który wie, jak trzeszczy i boli złamana kość, który wie, co trzeba zrobić żeby podnieść się po porażce. Kiedy wszystko idzie dobrze, prowadzisz rajd Dakar i myślisz: Boże tylko trzy oesy do końca, nadchodzi ten cudowny moment, a tu pęka mała rurka i koniec. Musisz się z tym pogodzić. Mimo wszystko znowu wstajesz i jeszcze raz tam jedziesz. Parę razy byłem na szczycie i przekonałem się, że w życiu są też ważniejsze sprawy. Spotykając się z ludźmi chcę im przekazać część mojego życia, żeby oni byli lepsi. To moja potrzeba podzielenia się niesamowitymi doświadczeniami.

Opadł kurz po olimpiadzie. Błysnęło kilku młodych sportowców. Jak oni mogliby wykorzystać początkowy kapitał nazwiska?

Przede wszystkim trzeba być dobrym w tym, co się robi i umieć przekazać własne wartości. Na początku każdy sportowiec ma jedną wewnętrzną potrzebę – dokopać wszystkim, być najlepszym kosztem wszystkiego wokół. To naturalne, nie trzeba się tego wstydzić. Kiedy już przyjdzie sukces, wówczas warto się nim dzielić, zaangażować się w akcje charytatywne, po prostu pomagać i nie stać z boku. To powoduje, że pozostajesz w umysłach, w sercach, w pamięci ludzi. W dzisiejszych czasach popularność ma dwa oblicza. Może być ulotna jak papier wrzucony do ognia, który płonie efektownie ale szybko. Jednak większą wartość ma popularność budowana przez lata zwycięstwami i porażkami – taka popularność przypomina szczapę drewna dającą ciepło i światło przez długi czas. Otaczam się fajnymi ludźmi. Ostatnio przekonali mnie do social mediów i okazuje się, że filmy z moimi opowieściami przyciągają ludzi. Nie należy się obrażać, że świat się zmienia, że jest nowy, że są inne wyzwania, inne możliwości. Trzeba się do tego przystosować. Pamiętam dawne czasy, kiedy po rajdzie byłem zmęczony, a mimo to rozmawiałem z dziennikarzami, kiedy inni zawodnicy byli zajęci sobą. Mistrz Sobiesław Zasada powiedział: Nie sztuką jest wygrać rajd, sztuką jest sprzedać wynik.

Krzysztof Hołowczyc: Wejście do Unii Europejskiej bardzo się opłacało Polsce

To jak osobisty sukces przekuć biznes?

Nie ma jednej i prostej recepty, ale są okazje i wtedy trzeba atakować. Oczywiście, że najprościej jest w moim przypadku być blisko motorsportu czy szerzej motoryzacji. To jest naturalne miejsce, gdzie jestem w jakimś sensie autorytetem i ludzie mają do mnie zaufanie. Wiedzą, że jeżeli coś mówię, to mam świadomość tego, o czym mówię. Nie jestem typem człowieka, który chce budować ogromny koncern by dojść do miliardów. Naprawdę pięknie żyję i bardziej myślę o tym, żeby zabezpieczyć moją rodzinę i moje pasje. Polska na przestrzeni lat rozkwitła. Wystarczy spojrzeć jakimi samochodami jeździmy, bo to jest prosty wskaźnik, który dobrze znam. Ten kraj pięknie się rozwija. Bez względu na to, czy jesteś po tej stronie, czy po tamtej polityki, to trzeba jednoznacznie powiedzieć, że wejście do Unii Europejskiej bardzo się opłacało. Jestem dumny z tego, że jestem i czuję się Europejczykiem. Mogę wsiąść w samochód i przejechać na drugi kraniec Europy. Nikt mnie nie zatrzyma, bo jestem Europejczykiem. Szanujmy to. Warto.

Jakie samochody ma Hołowczyc? To jedyne takie Porsche na świecie i zaskakująca kolekcja

To którym samochodem ze swojej kolekcji Hołowczyc wybrałby się na koniec Europy?

Mam już czwartego Nissana GT-R, którego ukochałem i tego sobie zostawię, bo to ostatnia edycja. BMW szanuję za ergonomię i świetne właściwości jezdne. Kolekcja obejmuje auta z różnych sfer. Mam trochę kultowych amerykańskich samochodów jak np. Corvette C1, Pontiac Grand Prix czy Ford Thunderbird. Z kolegą zbudowaliśmy Porsche 911 HOMA RS, które jest nowoczesne pod karoserią, ale wygląda identycznie jak stary i najbardziej kultowy RS. Teraz sprowadzam wyjątkowy egzemplarz Porsche 911, który należał do właściciela największej sieci modowej w USA. Ten człowiek doszedł do wniosku, że jego auto jest za słabe, więc Porsche na jego życzenie włożyło do tego jednego egzemplarza większy silnik. To jedyny taki egzemplarz na świecie i udało mi się go w cudowny sposób odkupić.

Krzysztof Hołowczyc / Media / Francois Flamand