Wypadek na autostradzie A1. Zginęła trzyosobowa rodzina
Dla przypomnienia: do zdarzenia doszło na autostradzie A1 pod Łodzią na jezdni w kierunku Katowic. Przebieg wypadku na razie nie jest oficjalnie znany, jednak powszechnie spekuluje się, że jadące z bardzo wysoką prędkością BMW serii 8 najechało na tył Kii, którą podróżowała trzyosobowa rodzina (rodzice z pięcioletnim synem). Koreańskie auto uderzyło w bariery/ekrany i natychmiast stanęło w płomieniach, bo najprawdopodobniej doszło do eksplozji zbiornika paliwa. Pożar był tak gwałtowny oraz intensywny, że żadnej z trzech osób podróżujących Kią nie udało się uratować.
Jak się okazuje, badanie badanie trzeźwości kierowcy BMW przeprowadzono od razu po zdarzeniu, ale policja początkowo wydawała się wcale nie łączyć BMW z wypadkiem w którym brała udział Kia (!). W każdym razie wynik badania alkomatem kierowcy BMW dał wynik negatywny, tak samo jak test na obecność środków odurzających. I tyle w tej sprawie na razie wiemy na pewno. Oraz to, że jak dotąd nikt usłyszał zarzutów.
Prokurator przyznaje: BMW prawdopodobnie zahaczyło o Kię
Nieco dziwne w tym wszystkim wydaje się też to, że dopiero po dość długim czasie od wypadku najpierw policja, a potem prokurator Magdalena Czołnowska-Musioł w końcu przyznali, że rozpędzone BMW jednak prawdopodobnie zahaczyło o Kię. Tymczasem na podstawie nagrań (wypadek oraz chwile po nim uchwyciło przynajmniej kilka kamer w samochodach przejeżdżających w pobliżu) i zdjęć przedstawiających oba auta po kolizji od samego początku powszechnie stawiano tezę, że do kontaktu między oboma samochodami dojść musiało. I że innej opcji nie ma. Pytanie, czy prokuraturze tyle czasu zajęło dojście do takich samych wniosków, czy doszła do nich już wcześniej, ale dopiero teraz o nich informuje.
A dlaczego w ogóle doszło do kontaktu między oboma pojazdami? Kierowca BMW migał światłami drogowymi, by zepchnąć Kię, a potem postanowił jednak wyprzedzać z prawej? W tym samym momencie koreańskie auto zaczęło zmieniać pas? Część poszlak właśnie na to wskazuje, ale podkreślmy – mogło też być inaczej, a oficjalnego stanowiska co do przebiegu wypadku na razie nie ma.
Oficjalne stanowisko: "Trwają intensywne czynności dowodowe"
Pojawił się natomiast oficjalny komunikat Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim, ale jest on stosunkowo lakoniczny. Czy powstał ze względu na presję wywieraną przez media i użytkowników portali społecznościowych? Zapewne częściowo tak, bo zdementowano w nim m.in. pogłoski mówiące o tym, że kierujący BMW był w jakiś sposób powiązany ze środowiskiem policyjnym. Oto, co czytamy w oświadczeniu:
W związku z dużym zainteresowaniem opinii publicznej przebiegiem wypadku na autostradzie A1, w którym zginęły trzy osoby, w tym małe dziecko, Prokuratura Okręgowa informuje, że w tej sprawie trwają intensywne czynności dowodowe i przesłuchania świadków.
Tuż po zdarzeniu z udziałem prokuratora i biegłego dokonano oględzin miejsca wypadku, zwłok oraz obu uczestniczących w wypadku samochodów marek BMW i Kia. Przesłuchano w charakterze świadków osoby, które podjęły próbę udzielenia pomocy ofiarom, a także osoby, które utrwaliły moment tragedii na kamerach we własnych pojazdach. Przeprowadzono również badanie trzeźwości i test na obecność substancji odurzających u kierującego BMW z wynikiem negatywnym.
Pojazdy uczestniczące w zdarzeniu zostały zabezpieczone do dalszych badań – kluczowe w sprawie będzie uzyskanie danych elektronicznych z ich komputerów pokładowych. Cały zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy zostanie w najbliższych dniach przekazany biegłym w celu wydania opinii co do przebiegu zdarzenia.
Prokuratura zwraca się z apelem o zgłaszanie się osób, które mogą dysponować materiałem filmowym istotnym dla odtworzenia przebiegu wypadku lub mają o nim wiedzę.
Ponadto odnosząc do pojawiających się w mediach informacji dotyczących rzekomego pokrewieństwa funkcjonariusza, który przybył na miejsce wypadku z kierowcą BMW, Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim informuje, że doniesienia te zostały zweryfikowane jako nieprawdziwe.
Ojciec domniemanego sprawcy: syn był uczestnikiem wypadku, a nie sprawcą
Onetowi udało się też skontaktować z ojcem domniemanego sprawcy wypadku. "Syn był uczestnikiem wypadku, a nie jego sprawcą. Internet już wydał niesłuszny wyrok." – twierdzi mężczyzna. I zapowiada wyciągnięcie kroków prawnych wobec osób, które wygłaszają taki wyrok w sieci. Inna ciekawostka: jak udało się ustalić dociekliwym internautom, BMW domniemanego sprawcy jakiś czas temu trafiło do firmy specjalizującej się w tuningowaniu aut bawarskiej marki – efekt to m.in. znacznie podniesienie mocy i momentu obrotowego. Z facebookowego profilu tunera wpis jednak chwilowo zniknął, gdyż podobno budził zbyt dużo negatywnych emocji.