Urząd skarbowy w Częstochowie wreszcie pozbył się Ferrari F430, które wrastało w parking. A nie było łatwo. Przypominamy, że włoski samochód znalazł się wśród ponad 20 licytowanych luksusowych aut, które fiskus zajął na poczet zaległych podatków jednej z warszawskich spółek działających w branży chemicznej. Z tej puli po dwóch aukcjach na F430 zabrakło kupca. Powód?
Do redakcji napisał czytelnik, który przesłał również fotografie wykonane przy okazji pierwszej licytacji.
– Ferrari, o którym mowa, jest warte tyle, ile masa złomu składająca się na to auto – relacjonował pan Grzegorz.
– Samochód stoi od ponad 2 lat, z otwartymi szybami, w środku tapicerka jest zagrzybiała i spleśniała, była wielokrotnie zalana. Na uszczelkach wyrósł mech, a w drzwiach osy zrobiły gniazdo. Na aucie pozostał jeden emblemat Ferrari, reszta zniknęła. Brak silnika, skrzyni biegów, układu przeniesienia napędu. Uszkodzone zawieszenie i układ kierowniczy. Auto nie nadaje się do niczego. Nawet plastikowe części są uszkodzone, niekompletne, połamane czy zagrzybiałe. Aż łza w oku staje na widok takiego traktowania takich samochodów – opisał.
Ferrari z gniazdem os sprzedane za 82 tys. zł
Cena wywoławcza Ferrari podczas drugiej licytacji wynosiła 112 650 zł. Amatorów zabrakło. Stąd urząd skarbowy zdecydował się na sprzedaż auta z wolnej ręki. I udało się!
– Na Ferrari dziś również znalazł się kupujący. Ostatecznie poszło za 82 tys. zł. Takiej kwoty się spodziewaliśmy mając na uwadze stan samochodu – powiedział dziennik Michał Kasprzak, rzecznik prasowy IAS w Katowicach. – Na taką też możliwą kwotę, która jest "do uzyskania" ze sprzedaży wskazywali uczestnicy dwóch poprzednich licytacji. Wspominamy o tym, bo przy pierwszym terminie znaleźli się malkontenci, którzy uważali, że sprzedajemy złom. A tymczasem mimo stanu auta udało się uzyskać ze sprzedaży całkiem poważną kwotę. Widać, że także takie samochody warto wystawić na licytacje, bo dzięki temu sporo pieniędzy trafia do budżetu państwa – ocenił dodał.
W trzecim terminie sprzedaży pojawiły się cztery osoby. – To dużo, bo często przy sprzedaży z wolnej ręki zjawia się tylko jeden zainteresowany – stwierdził Kasprzak. – Sprzedajemy jeszcze Maserati Quattroporte i jeśli ono także się sprzeda, to wszystkie samochody z dwóch ostatnich licytacji znajdą nowych właścicieli – podkreślił i wyliczył, że na tych licytacjach skarb państwa zarobi 1,7 mln zł.