W listopadzie 2017 roku razem z wdrożeniem CEPiK rząd zaostrzył zasady przeprowadzania badań technicznych pojazdów. Jedną z najważniejszych wprowadzonych zmian jest fakt, że za przegląd trzeba płacić z góry. I to niezależnie od tego, czy samochód pomyślnie przejdzie kontrolę, czy nie. W przypadku wykrycia usterki nie ma możliwości przerwania badania i dokonania naprawy. Nie ma też co liczyć na zwrot pieniędzy.
Teraz wygląda na to, że kierowców może czekać kolejna nowość, która zmusi do sięgania głębiej w kieszeni - Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów (PISKP) w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, prosi o "zmiany tabeli opłat za badania techniczne pojazdów".
- Opłaty za badania techniczne nie zmieniły się od 2004 roku, czyli już prawie 14 lat. Przez ten czas znacznie wzrosły koszty prowadzenia tej działalności - ocenia PISKP w swoim piśmie.
Według przedstawicieli organizacji dziś prowadzenie Stacji Kontroli Pojazdów kosztuje nawet o 70 proc. więcej niż w 2004 roku. Wśród czynników wpływających na tak poważny wzrost wymieniają: wyższe ceny energii i wody, drogie urządzenia diagnostyczne oraz wprowadzone przez rząd podatki (zmiana stawki VAT z 22 proc. na 23 proc.).
Przegląd auta droższy o ponad połowę
Czego chcą diagności od szefa rządu? Proponują, by badanie techniczne auta kosztowało 150 zł - dziś za przegląd kierowca płaci 98 zł. Podwyżki jeszcze mocniej uderzyłyby użytkowników samochodów z instalacją LPG albo CNG - za badanie takich pojazdów musieliby płacić 210 zł, a nie jak obecnie 161 zł.