Ważą się losy ponad 4 tys. stacji kontroli pojazdów i 12 tys. pracujących tam ludzi. Ale nie tylko, bo zmiany szykowane przez rząd odczują także kierowcy. Przygotowywana nowelizacja prawa o ruchu drogowym wywraca do góry nogami dotychczasowy system badań technicznych pojazdów. Rząd chce zdążyć z nią do 20 maja, by spełnić wymogi unijne.
Główna zmiana polega na tym, że nadzoru nad SKP nie będą sprawować już starostowie (co nie wychodzi im najlepiej), lecz jeden podmiot – Transportowy Dozór Techniczny (TDT). Instytucja będzie potrzebowała dodatkowego zastrzyku środków. Szykowany projekt ustawy przewiduje taką możliwość. Przede wszystkim za każde przeprowadzone badanie techniczne pojazdu diagności będą musieli odprowadzić do TDT opłatę jakościową w wysokości 3,50 zł. Tylko z tego tytułu do TDT może wpłynąć nawet 60 mln zł rocznie.
To nie wszystko. Z samorządów do TDT mają przejść kompetencje do nadawania numeru VIN (dziś to koszt 20 zł wraz z wydaniem tabliczki zastępczej). Diagności zwracają uwagę, że opłata może wzrosnąć nawet do 100 zł.
Reklama
Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów (PISKP) w piśmie do premiera Mateusza Morawieckiego, ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka i parlamentarzystów przestrzega przed zwiększonymi kosztami i podaje kolejne wyliczenia.
Na przykład opłata za przeprowadzenie odbioru stacji kontroli pojazdów przez TDT wzrośnie z 700 zł do nawet 1,5 tys. zł, a koszt wydania świadectwa kompetencji diagnosty z 48 zł do 300 zł. Diagności zauważają, że mimo wprowadzenia nowych opłat zwiększeniu nie ulegnie opłata za przeprowadzenie badań technicznych, która od 14 lat wynosi 99 zł. A PISKP przekonuje, że od 2004 r. koszty prowadzenia działalności stacji wzrosły o prawie 70 proc.
Na rynku diagnostycznym huczy od plotek, że dodatkowe pieniądze miałyby posłużyć TDT do wybudowania biurowca. Od tych zarzutów odcinają się przedstawiciele dozoru. – Te sugestie to spekulacje, a wręcz demagogia – ocenia Antoni Mielniczuk, rzecznik prasowy tej instytucji. – Postawienie budynku TDT jest finansowane ze środków własnych. Zostały one wypracowane przez TDT w ciągu kilkunastu lat działalności i pochodzą z przychodów uzyskanych z tytułu wykonywanych usług – zapewnia.
Za większe obciążenia finansowe SKP mają otrzymać rekompensaty. Wpływy z opłat za badania okresowe zrobione ponad miesiąc po terminie (te opłaty są pobierane w podwójnej wysokości na wyznaczonych stacjach TDT) tylko w połowie będą trafiać do Skarbu Państwa. Resztę zatrzymają stacje kontroli. Tyle że im bardziej kierowcy będą się pilnować, tym wpływy te będą niższe, podczas gdy opłata jakościowa pozostanie taka sama.
Kontrowersje budzi też docelowa rola TDT. Z jednej strony instytucja będzie nadzorować działalność całej branży, z drugiej – sama będzie aktywna na rynku. Zgodnie z planowanymi regulacjami TDT będzie miał też wyłączność na wykonywanie dodatkowych badań pojazdów (w których np. dokonano zmian konstrukcyjnych). Albo gdy np. policja uzna, że pojazd może zagrażać bezpieczeństwu drogowemu lub środowisku i zabierze dowód rejestracyjny. TDT nie wybuduje własnych stacji, tylko wyznaczy je spośród już istniejących.
Ile ich będzie, nie wiadomo. Jak słyszymy, liczba "będzie wyznaczona w sposób zapewniający obywatelom łatwy do nich dostęp". Trafi do nich pokaźna grupa klientów. Tylko w 2016 r. kierowcom zabrano w wyniku kontroli 360 tys. dowodów rejestracyjnych. Do tego dojdą kierowcy, którzy spóźnią się z badaniami auta. – A więc najpierw z własnych pieniędzy sfinansujemy rozrost TDT, by następnie instytucja zaczęła nas kontrolować i chwilę potem stała się konkurencją. Tylko czekać, aż stacje zaczną się zwijać z rynku – kwituje jeden z diagnostów.
– Badania techniczne na tych stacjach będą wykonywane przez dyrektora TDT w zupełnie innym zakresie niż badania przeprowadzane przez komercyjnych przedsiębiorców. W żaden sposób nie będą one stanowiły dla nich konkurencji – ripostuje Antoni Mielniczuk z TDT. PISKP wskazuje zaś, że ucierpią kierowcy. "Każde skierowanie przez policjanta na dodatkowe badanie, nawet po kolizji, będzie dodatkową karą dla jej sprawcy i niesłuszną karą dla ofiary takiego zdarzenia, która będzie musiała przemierzyć wiele kilometrów na swój koszt w celu wykonania badania na stacji wydzierżawionej przez TDT" – stwierdza PISPK. Resort infrastruktury nie znalazł czasu na skomentowanie sprawy.