Rosnąca od początku roku sprzedaż nowych samochodów nie poprawiła w szczególny sposób sytuacji dilerów. Interes zwijają lub wystawiają na sprzedaż kolejne firmy. Dzieje się tak nawet w Skodzie, najchętniej kupowanej marce w naszym kraju. Dilerzy twierdzą, że to wina importerów, którzy zbijają marże, a z drugiej strony podbijają koszty poprzez wprowadzanie nowych standardów działalności.
Pomorze do przejęcia
Presji nie wytrzymali m.in.: poznański Opel Niedbała (kupiony przez Auto Poznań), Olczak Motors z Płońska (kupiony przez firmę spoza branży) oraz dealerzy VW, Skody i Audi, tacy jak Gajos, Groblewski czy Wojtanowicz. Te dwa ostatnie biznesy w całości lub w części przejął inny diler, Lelek. Aktywni w przejęciach są też Sobkol oraz Krotoski-Cichy. Ta ostatnia firma przejęła Autocentrum, a pierwsza – Morysińskiego.
Mówi się o kolejnych transakcjach, szczególnie na Pomorzu. W Elblągu i Słupsku na sprzedaż wystawione są salony Hondy, a w Gdańsku Toyoty. W Elblągu sfinalizowano już najprawdopodobniej także przejęcia salonów Skody i Opla. – Bankructw jako takich nie ma, ale dochodowość sieci w zeszłym roku znacząco się obniżyła – przyznaje Marcin Bulanda, dyrektor zarządzający Stowarzyszenia Partnerów General Motors.
Obecnie z ceny każdego auta sprzedanego klientowi indywidualnemu diler inkasuje 3 – 4 proc. Gdy kontrakty zawierają floty, marża jest dwukrotnie niższa. Dla porównania pod koniec lat 90. marże były dwucyfrowe.
Paweł Tuzinek, radca prawny Związku Dealerów Samochodów, twierdzi, że mamy do czynienia nie tylko z naturalną tendencją zwiększania wartości firm poprzez przejęcia. – Dilerzy łączą się, bo chcą być także silniejsi w kontaktach z importerami – mówi.
Twierdzi, że w ostatnich latach podstawowym wykładnikiem u osób zarządzających spółkami importerskimi stał się zysk. – Chcą zarabiać dosłownie na wszystkim, także na dilerach – mówi Tuzinek. Diler, postrzegany z zewnątrz jako przedłużenie koncernu samochodowego, faktycznie został sprowadzony do roli klienta fabryki.
Importerzy milczą
Importerzy niechętnie rozmawiają na ten temat. Na zarzuty dilerów rozesłane przez DGP do 15 firm odpowiedziało tylko czterech: Renault, Nissan, Skoda i Fiat. Rafał Grzanecki z Fiat Auto Poland przyznaje, że w obecnej ciężkiej sytuacji rynkowej marże ze sprzedaży nowych samochodów często są wykorzystywane jako dodatkowe narzędzie wspierające sprzedaż, np. na wyższe rabaty gotówkowe. Jednak zwraca uwagę, że firmy dilerskie czerpią dochód także z innych źródeł, związanych z działalnością w branży motoryzacyjnej.
Na rynek nie ma rady
– W tym biznesie ważne elementy dochodowości to też działalność serwisowa, sprzedaż części zamiennych oraz usług takich jak ubezpieczenia – mówi Grzanecki. A Klaudyna Gorzan ze Skoda Auto Polska zwraca uwagę, że na wiele czynników, które wpływają na rentowność dilerów, importer ma ograniczony wpływ. Chodzi jej np. o wielkość popytu na nowe samochody czy koszty kredytów. – Inwestycje poczynione przez wiele firm dilerskich kilkanaście lat temu realizowane były na bazie założeń chłonności rynku, na poziomie 600 – 800 tys. nowych samochodów osobowych rocznie, z perspektywą dojścia do miliona samochodów rocznie – przypomina przedstawiciel Fiata. Rzeczywistość jest inna. Rynek nowych samochodów osobowych w Polsce od ponad dziesięciu lat oscyluje w granicach 200 – 300 tys.
Firmy zakładały sprzedaż 800 tys. aut rocznie. Realia to 200 – 300 tys.