Przypomnijmy – zmiany w zakresie bezpieczeństwa przechodniów zapowiedział Mateusz Morawiecki w exposé. – Badania pokazują, że piesi zachowują się w większości roztropnie na przejściach. Dlatego wprowadzimy pierwszeństwo pieszych jeszcze przed wejściem na przejście – zadeklarował szef rządu.
Wyniki pokazują, że przeprowadzenie takiej zmiany wcale nie musi być proste z wizerunkowego czy politycznego punktu widzenia. Z badania wynika bowiem, że zapowiedzi premiera popiera tylko 49 proc. wyborców PiS. Jednocześnie aż 17 proc. nie ma wyrobionej opinii. Większą ochronę pieszych najbardziej popiera elektorat lewicy (aż 72 proc.), potem Koalicji Obywatelskiej (54 proc.) i Konfederacji (52 proc.).
Zresztą Koalicja już podchwyciła temat i w zeszłym tygodniu wniosła do Sejmu własny projekt nowelizacji prawa o ruchu drogowym. Nadaje on pierwszeństwo pieszemu nie tylko wtedy, gdy już jest na zebrze (tak jak obecnie), ale też w sytuacji, gdy „ma zamiar wejść na przejście i sygnalizuje to oczekiwaniem bezpośrednio przed tym przejściem”.
Łukasz Zboralski, twórca portalu BRD24.pl, liczy, że przeciwników zmian w zakresie ochrony pieszych przekonają najnowsze statystyki z Litwy, która rok temu wprowadziła zmiany, o jakich mówił premier. Według statystyk litewskiego ministerstwa transportu po wprowadzeniu regulacji było o 40 proc. mniej zabitych na przejściach: od stycznia do października tego roku zginęło 9 osób, a w analogicznym okresie 2018 r. – 15.
Poza większą ochroną przechodniów konieczne jest też podniesienie sankcji za wykroczenia drogowe – uważa Jan Mencwel, szef stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Nie jest wykluczone, że w tej materii dojdzie do poważnych zmian. W kręgach rządowych pojawiły się pomysły m.in. na radykalną podwyżkę stawek (lub wręcz uzależnienie wysokości kar od zarobków), a nawet odbieranie pojazdu w przypadku najcięższych przewinień drogowych. Mówił o nich premier w trakcie czatu z internautami na jednym z portali społecznościowych.
Powiązanie wysokości mandatów z zarobkami byłoby dobrym rozwiązaniem. Konieczne jest także zwiększenie liczby fotoradarów – mówi Mencwel.
Główny Inspektorat Transportu Drogowego jest akurat w trakcie realizacji projektu unijnego, który zakłada, że sieć rejestratorów od III kw. 2020 r. zacznie się zagęszczać (rozpocznie się montaż ponad setki urządzeń). Zdaniem Mencwela urządzenia powinny wrócić pod skrzydła samorządów. Zaznacza, że GITD nie radzi sobie z kontrolą prędkości, co potwierdził ostatni raport NIK-u. W przypadku odcinkowego pomiaru prędkości GITD dopuścił do przedawnienia 60 proc. wykrytych przekroczeń. Inspekcja miała też systemowo odpuszczać tysiącom kierowców łamiących przepisy. Zdaniem NIK celowo przeprogramowano urządzenia (także stacjonarne fotoradary) nawet o 30 km/h powyżej dozwolonej prędkości. Przez to w latach 2015–2018 wysokość nienałożonych kar sięgnęła co najmniej 2,8 mld zł.