Jeszcze na początku roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oraz minister infrastruktury Andrzej Adamczyk zapowiadali, że w tym roku zostanie oddanych blisko 500 km szybkich tras. Te obietnice są już nierealne. Łączna długość otwieranych dróg zmniejszy się przynajmniej o 50 km.
Do ograniczenia planów przyczyniło się głównie zrywanie kontraktów. Po wyrzuceniu firmy Salini w tym roku nie będzie np. brakujących 15 km trasy ekspresowej S3 koło Lubina czy bardzo potrzebnego fragmentu autostrady A1 koło Częstochowy. Wprawdzie drogowcy liczą jeszcze, że przed końcem roku nowy wykonawca zapewni przejezdność tej ostatniej trasy, ale wielu ekspertów wątpi, czy to realne. Z kolei po zerwaniu kontraktów z firmą Impresa Pizzarotti nie uda się prędko połączyć Poznania z Bydgoszczą trasą ekspresową S5.
Z czym zdążą drogowcy przed zimą? Dla kierowców dużą ulgą będzie zapowiadane na jesień oddanie blisko 120-km odcinka biegnącej wzdłuż Wybrzeża trasy S6. Dzięki temu w drodze ze Szczecina będzie można dotrzeć ekspresówką za Koszalin. Do końca roku będzie też gotowa ogromna większość (130 ze 170 km) trasy S17 z Warszawy do Lublina. GDDKiA liczy też, że uda się udostępnić ostatnie odcinki ekspresówki z Poznania do Wrocławia.
Ten rok z wynikiem prawie 450 km oddanych szybkich tras będzie jednym z najlepszych w historii. Dotychczasowy rekord padł w 2012 r., w którym rozgrywano mistrzostwa Europy w piłce nożnej (otwarto wtedy 573 km szybkich tras). Powoli można się zatem pokusić o podsumowanie dokonań rządu PiS w kwestii budowy dróg. Jeśli sprawdzą się ostatnie zapowiedzi GDDKiA, to w ciągu czterech lat – od początku 2016 r. do końca 2019 r. – uda się udostępnić 1174 km tras szybkiego ruchu (ekspresówek i autostrad).
Reklama
Już jest zatem pewne, że w tej statystyce rządzącym nie uda się przebić drugiej kadencji rządu PO-PSL, kiedy przyspieszono budowę i w efekcie w latach 2012–2015 oddano do użytku aż 1243 km ekspresówek i autostrad. Różnica to ok. 70 km na korzyść poprzedniego rządu, choć nie można wykluczyć, że w przypadku nowych opóźnień inwestycji (poślizg jest możliwy m.in. na drodze z Poznania w kierunku Wrocławia) przewaga urośnie do ok. 150 km.
Politycy PO lubią wytykać obecnemu rządowi, że w ciągu ostatnich dwóch i pół roku nie oddał ani jednego kilometra autostrady. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk odpowiada, że rządzący skupiają się teraz na budowaniu dróg ekspresowych. Zarzut PO o tyle nie ma uzasadnienia, że do braku kolejnych odcinków w dużej mierze przyczyniła się poprzednia ekipa, która nie przygotowała ich budowy. Trzeba też przyznać, że w Polsce zaplanowano tylko trzy główne ciągi autostradowe (A1, A2 i A4) i zostały one w dużej mierze ukończone.
Rządzącym można za to wytknąć, że powinni skuteczniej pilnować realizacji brakujących odcinków kluczowej dla kraju autostrady A1. Opóźni się nie tylko oddanie trasy w rejonie Częstochowy, ale także przebudowa do parametrów autostrady tzw. gierkówki z Piotrkowa Trybunalskiego do Częstochowy. Przez kłopoty z wyłonieniem wykonawcy jej ostatni odcinek ma być skończony dopiero jesienią 2022 r.
Według Barbary Dzieciuchowicz, szefowej Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa, rządowi PiS trzeba też zarzucić, że nie poradził sobie z problemem nierentownych kontraktów z lat 2015–2017. To w dużej mierze przyczynia się do zrywania kontraktów i kłopotów finansowych części firm. – To mocno osłabiło rynek. Nawet największe firmy mówiły o setkach milionów strat na kontraktach infrastrukturalnych. Mogły je zredukować tylko dzięki innym zamówieniom, np. w mieszkaniówce – przyznaje. – Jeśli po ogromnych wzrostach cen materiałów nie da się wprowadzić waloryzacji, to rząd powinien wprowadzić szybką ścieżkę dochodzenia roszczeń w ramach prawa cywilnego – dodaje.
Ostatnio coraz głośniej jest o problemach finansowych polskich firm. Nie wiadomo, czy przed upadłością wybroni się np. spółka Energopol Szczecin, która realizuje kilka ważnych inwestycji drogowych na Pomorzu. Rząd PiS zaczyna się zatem zmagać z podobnymi problemami, jakie pojawiły się w budowlance w zeszłej kadencji. Na razie nie ma jeszcze takiej fali bankructw firm budowlanych, jak w 2012 r. Wtedy kłopoty dotykały bardziej podwykonawców, którym nie płaciły duże firmy. Po tamtych problemach wprowadzono mechanizmy, które mają ratować mniejsze przedsiębiorstwa. Teraz bardziej narzekają te większe.
Robert Chwiałkowski ze stowarzyszenia SISKOM, które monitoruje budowę dróg w Polsce, przewiduje, że niebawem mogą zostać zerwane lub porzucone kolejne kontrakty drogowe. Przyznaje, że do kłopotów przyczynili się drogowcy, którzy akceptowali oferty firm stanowiące tylko 50–60 proc. kosztorysu. – Tyle że do takich sytuacji dochodziło zarówno za tego, jak i poprzedniego rządu – mówi Chwiałkowski. Dodaje też, że liczba kilometrów dróg oddawanych w poszczególnych latach w dużej mierze zależy od tego, co zostawili poprzednicy. – Przygotowanie i budowa drogi trwa dłużej niż kadencja. Można powiedzieć, że przez trzy lata rząd kończył to, co przygotowała poprzednia ekipa – zaznacza.
Dodaje, że rządowi PiS można zarzucić, że podchodzi zbyt politycznie do budowy niektórych odcinków. – Chodzi np. o trasę Via Carpatia na północy kraju. Rząd forsuje przebieg przez Biebrzański Park Narodowy, a to może skończyć się podobną awanturą, jak w przypadku Doliny Rospudy – mówi Chwiałkowski. Według władz prowadząca od granicy z Litwą w stronę Słowacji Via Carpatia ma ożywić wschodnią część kraju. Na razie w budowie jest jedynie odcinek między Rzeszowem i Lublinem. Cała trasa może być gotowa najwcześniej w 2026 r.