Na polskich drogach prędkość mierzona jest w sposób automatyczny na kilka sposobów. Mogą to być stacjonarne, obklejone na żółto fotoradary umieszczone na masztach czy nieoznakowane radiowozy ITD uwieczniające popisy kierowców, którzy po jakimś czasie dostają do domu „pocztówkę” od inspekcji. W użyciu jest także 30 instalacji odcinkowego pomiaru prędkości (tzw. section control, wdrażany stopniowo od 2015 roku), mierzących średnią szybkość poruszania się pojazdów na wybranym fragmencie drogi, liczącym nawet kilka kilometrów.

Reklama

Section control oznakowany jest jak standardowy fotoradar. Z boku drogi znajduje się niebieska tablica z ikonografiką urządzenia i ostrzeżeniem o pomiarze. Pod nią widnieje biała tabliczka informująca dość drobnym drukiem, na jakim odcinku dokonywany jest ten pomiar. Po chwili kierowca mija nad sobą masz, na którym zamieszczona jest kamerka. Po jakimś czasie mija kolejny masz z kamerą, co oznacza, że pomiar się zakończył.

Jak ustaliliśmy, resort Andrzeja Adamczyka doszedł do wniosku, że to oznakowanie jest niewystarczające. W związku z tym bardzo prawdopodobne są zmiany w tym zakresie. - Ministerstwo prowadzi analizy sposobu oznakowania urządzeń rejestrujących, które ujawniają naruszenia przepisów w ramach odcinkowego pomiaru prędkości. Obecnie z podmiotami działającymi na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego prowadzone są konsultacje dotyczące zakresu zmian przepisów. Wyniki analiz przesądzą o zakresie ewentualnych działań legislacyjnych dotyczących oznakowania urządzeń rejestrujących - mówi Szymon Huptyś, rzecznik resortu.

W nieoficjalnych rozmowach wysokiej rangi urzędnik ministerstwa mówi nam, jaka jest wstępna koncepcja. - Po pierwsze chodzi o to, by przy każdym niebieskim znaku informującym o zbliżającym się pomiarze średniej prędkości za każdym razem znalazło się przypomnienie o obowiązującym na danym odcinku limicie prędkości. Dziś problemem jest to, że takie znaki często są dużo wcześniej niż zaczyna się section control i kierowcy nie pamiętają lub nie wiedzą, jaka prędkość obowiązuje. Po drugie rozważany jest też pomysł, by nad jezdnią umieścić duże znaki, podobne do tych zielonych informujących o zjazdach na poszczególne miejscowości, że pomiar w tym miejscu się zaczyna i powtórzyć je na końcu odcinka pomiarowego. To wyeliminuje wszelkie wątpliwości - tłumaczy nasz rozmówca z resortu.

Inicjatywę pozytywnie ocenia Marek Konkolewski, szef Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, nadzorującego sieć fotoradarów. - To krok w bardzo dobrym kierunku. Odcinkowe pomiary prędkości wymagają lepszego oznakowania, by zwiększyć świadomość kierowców - komentuje.

Reklama

Skąd w ogóle wzięła się refleksja dotycząca tego, by zmienić oznakowanie? W końcu dzisiejsze oznakowanie jest zgodne z przepisami i kierowcy - nawet gdyby chcieli - nie mogą tej kwestii zaskarżyć i liczyć, że wygrają przed sądem. Ale jeden z inspektorów mówi nam, że zdarzały się sygnały ze strony policji, zarządców dróg i samorządów, że kierowcy jeżdżą… za wolno. I tym samym niepotrzebnie tamują ruch. - Ludzie np. na siedemdziesiątce dla pewności jadą 40 km/h, bo nie są pewni obowiązującego ograniczenia ani kiedy pomiar się kończy. Nikt przecież nie liczy przejechanej odległości, tylko ewentualnie wypatruje masztu z kamerką na drugim końcu odcinka - opowiada nasz rozmówca.

Nasze inne źródło patrzy na sprawę politycznie, tzn. że chodzi o jakiś pozytywny przekaz dla kierowców. Sugeruje, że można spodziewać się więcej takich przekazów w sytuacji, gdy PiS boryka się z kryzysem wizerunkowym na wielu frontach. I że nawet takie drobne sprawy jak poprawa oznaczenia section control (i skuteczne nagłośnienie tego tematu) mogą złożyć się na jakiś efekt.

Nasz rozmówca zwraca jednocześnie uwagę na zmianę ogólnego klimatu wokół fotoradarów jako takich. - To już nie są czasy, gdy urządzenia traktowano jako maszynki do zarabiania pieniędzy i łupienia kierowców. Zasady ich używania ucywilizowano - odebrano je strażom miejskim, pojawiło się oznakowanie i żółte folie. Badania zresztą pokazują, że społeczna akceptacja dla automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym wzrasta - dodaje nasze źródło.