Na przełomie 2012 i 2013 r. w ramach budowy centrum automatycznego nadzoru nad ruchem zacznie działać system informatyczny, który będzie analizował każde zdjęcie z fotoradaru i w praktyce wystawiał mandaty. Procedury przyspieszą, ale sfotografowani kierowcy będą zdani na łaskę komputera, a nie człowieka. To właśnie budzi największe obawy ekspertów, zwłaszcza że fotoradary czasem popełniają błędy, a system niekoniecznie wszystkie wychwyci.
Taką możliwość ilustrują pokazywane przez nas zdjęcia. Zdaniem Jarosława Teterycza, eksperta w dziedzinie pomiaru prędkości pojazdów i biegłego sądowego, przypadek ciężarówki, która - jeśli wierzyć zdjęciu - jedzie 140 km/h na biegu wstecznym, będzie nie do wychwycenia przez system automatyczny. Nie będzie on bowiem wiedział, czy rozpoznana tablica rejestracyjna jest z przodu, czy z tyłu ciężarówki, a więc jaki jest kierunek jazdy.

http://www.youtube.com/watch?v=jsOAuYheZUk

Reklama
Wątpliwości jest jeszcze więcej. – Fotoradary są umieszczone z boku drogi. Zwykle w kadrze znajduje się kilka pojazdów. Człowiek zwykle bez większego problemu rozróżni, które auto przekracza prędkość, komputer nie – tłumaczy. W praktyce system wyszuka na zdjęciu tablice rejestracyjne, które znajdą się w kadrze, i wykazaną prędkość. Te elementy teoretycznie wystarczą do ustalenia wykroczenia i sprawcy. To oznacza, że gdy zacznie działać system automatyczny, część drogowych piratów może uniknąć kary, a za ich wykroczenia zapłacą omyłkowo złapani w obiektyw urządzenia kierowcy jadący zgodnie z przepisami.
– Wystarczy, że tablica rejestracyjna sprawcy będzie nieczytelna (np. zdąży „uciec” z kadru – przyp. red.), a w kadrze znajdzie się tablica uczciwego pechowca. System w takim przypadku nie rozpozna, że w kadrze jest więcej pojazdów, i uzna wspomnianego pechowca za sprawcę wykroczenia – dodaje Teterycz.
Sprawa jest tym bardziej niepokojąca, że w wystawianiu mandatów GITD chce przejść z trybu wykroczeniowego na tryb postępowania administracyjnego (co znacznie skróci procedury). Ale wtedy kierowca dostęp do zdjęcia będzie mógł uzyskać dopiero na rozprawie sądowej. Dojdzie do niej, jeśli zakwestionuje mandat. Jeśli nie, zapłaci za nie swój błąd.
O wyjaśnienia tych zawiłości poprosiliśmy Marcina Fliegera z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, który na wstępie zaznacza, że trwa jeszcze procedura przetargowa, więc na razie można mówić jedynie o założeniach.
– Planujemy, że system powinien wychwycić pewnego rodzaju anomalia podające dane zdjęcie w wątpliwość. Będziemy dysponować katalogiem tego rodzaju wątpliwych sytuacji. Jeśli system wykryje jedną z nich, przekaże zdjęcie do weryfikacji ręcznej. Wtedy pracownik GITD podejmie decyzję, czy na podstawie danej fotografii wygenerować wezwanie – zapewnia.
Eksperci odpowiadają, że w dalszym ciągu to system będzie decydował, czy człowiek powinien przyjrzeć się zdjęciu. Wskazują też przykład Rosji i Arabii Saudyjskiej, gdzie działają znacznie bardziej nowoczesne fotoradary, wyodrębniające z kadru pojedyncze auta, przez co nie ma wątpliwości, którego pojazdu dotyczy pomiar.
PRAWO
Co może zrobić kierowca
W razie wątpliwości co do popełnienia przestępstwa lub wysokości grzywny prowadzący auto może odmówić przyjęcia mandatu. W takim przypadku Inspekcja Transportu Drogowego lub straż miejska kieruje sprawę do sądu rejonowego a ten rozstrzyga kwestię odpowiedzialności i wysokości sankcji.
Jeśli nawet przyjmiemy mandat, to mamy jeszcze 7 dni na wystąpienie do sądu o jego uchylenie. Złożenie do sądu wniosku zdejmuje z kierowcy obowiązek zapłacenia kary w wyznaczonym terminie. Jeśli sąd przychyli się do twierdzeń wnioskodawcy, anuluje karę. Jeśli nie, to wówczas może zasądzić grzywnę o wyższej wartości niż pierwotnie wystawiony mandat, a dodatkowo kierowca może zostać obciążony kosztami sądowymi.