W miastach zostaną wyznaczone specjalne strefy, do których wjeżdżać będą mogły pojazdy stosunkowo nowe i ekologiczne, czyli np. spełniające określoną przez radę gminy normę Euro. Ten pomysł zmiany prawa autorstwa posłów Platformy Obywatelskiej wywołał ostrą dyskusję. Z jednej strony, jak ocenia autor projektu poseł Tadeusz Arkit, koncepcją zainteresowanych jest już kilkanaście dużych miast, a pierwsze strefy mogłyby powstać już za półtora roku. Z drugiej strony projekt ustawy oprotestowała już lewica, twierdząc, że tego typu regulacja uderzy w najbiedniejszych kierowców, których nie stać na zakup nowszych aut.
CZYTAJ TAKŻE Rząd uderzy w kierowców! Nowy plan PO: starsze auta dostaną zakaz wjazdu>>>
Najbardziej na możliwości wyznaczania stref ograniczonego wjazdu (lub całkowitego zakazu) zależy radnym z Krakowa, który to regularnie zajmuje czołowe miejsca wśród europejskich miast o najgorszej jakości powietrza. - Już od dawna walczymy o możliwość wyznaczania takich stref. Myślę, że Kraków będzie jednym z pierwszych miast, które będzie je próbowało wprowadzić - zapowiada Bogusław Kośmider (PO), przewodniczący rady miasta. - Jestem przekonany, że mimo spodziewanych protestów takie rozwiązania to jedyna droga. I to nie jest kwestia, czy ktoś jest biedny, tylko czy jego samochód zatruwa innych - dodaje.
Pomysł może też chwycić w innych miastach. Samorządowcy przekonują, że to kwestia podążania za europejskimi i światowymi trendami. - W wielu europejskich metropoliach takie rozwiązania się stosuje czasem od lat. Nasze miasto nie jest najbardziej zagrożone smogiem, niemniej trzeba utrzymać to dobre powietrze, które mamy - mówi Małgorzata Chmiel (PO), radna z Gdańska.
Strefy czystego powietrza ma wiele niemieckich miast - m.in. Berlin i Hanower. Mają je Londyn, Paryż, Mediolan i Sztokholm. Dlatego, jak przewiduje Marek Sternalski, przewodniczący klubu radnych PO w Poznaniu, także i u nas samorządy będą chciały się przyłączyć do tego ekologicznego trendu. - Ale diabeł tkwi w szczegółach i dopóki konkretny projekt nie zostanie skonsultowany z samorządami, trudno jest się do tego jednoznacznie odnieść - twierdzi Sternalski.
Warszawscy radni niechętnie wypowiadają się na temat projektu PO. Ale w nieoficjalnych rozmowach nie wykluczają rozwiązań w postaci stref ekologicznych. Miasto i tak ma coraz większe problemy z korkami, a jednocześnie inwestuje w ekologiczny transport i II linię metra (pojawiły się też koncepcje wdrożenia systemu miejskich wypożyczalni samochodów). Zdaniem radnego PiS Jarosława Krajewskiego o kwestii wyznaczania stref w stolicy można rozmawiać, ale najwcześniej za kilka lat. - Trudno wyobrazić sobie, by Warszawa, nieposiadająca ani jednej pełnej obwodnicy, mogła wprowadzić teraz takie ograniczenia. Oczywiście trzeba redukować spaliny i pyły zawieszone, których normy w Warszawie są przekroczone, ale trzeba mierzyć zamiar według sił - zaznacza.
Część radnych ma obawy związane z kontrolą przestrzegania wjazdu do specjalnych stref. - Mamy już w mieście strefy wyłączone z ruchu, np. deptaki, a mimo to nawet tych zakazów nie jesteśmy w stanie wyegzekwować. Służby, zarówno policja, jak i straż miejska, są nieskuteczne - przyznaje Aleksandra Dulkiewicz (PO), radna z Gdańska.
Zdaniem wrocławskiego radnego Bohdana Aniszczyka (Klub Radnych Rafała Dutkiewicza z Platformą Obywatelską) problem kontroli dotyczy nie tyle samorządów, ile szczelności systemu badań diagnostycznych. Posłowie PO sugerują, by podczas badania diagności sprawdzali poziom emisji spalin i na tej podstawie przyznawali naklejki uprawniające bądź nie do wjazdu do specjalnych stref.
Zdaniem części radnych, jeśli ten element systemu nie zawiedzie, to kontrola po stronie samorządów nie będzie problemem. - W Krakowie mamy rozwiniętą strefę płatnego parkowania z identyfikacją kamerową i myślę, że to jest do wykorzystania na potrzeby kontroli wjazdów do stref - przekonuje krakowski radny Bogusław Kośmider.
Podobny pomysł ma Bohdan Aniszczyk z Wrocławia. - Samorząd jest w stanie zapewnić kontrolę, Wrocław ma wiele kamer w centrum miasta. Zamiast kontroli prewencyjnej, polegającej na kontroli wjazdu do strefy, można wykorzystać sieć monitoringu miejskiego i nakładać potem kary na kierowców łamiących zakaz wjazdu - wskazuje radny.
Pozostaje pytanie, jakiego rodzaju samochody będą wykluczone z zielonych stref. Jednak ich granice, normy zanieczyszczeń zawartych w spalinach oraz wyjątki od tych zasad (dla mieszkańców stref czy właścicieli pojazdów zabytkowych) określi dopiero uchwała przyjęta przez radę miasta. Wszystko więc zależy od tego, jak restrykcyjne zasady ustalą samorządowcy.
Jak podaje Radio RMF FM, średni wiek samochodów w Polsce to 15 lat, a to oznacza, że siłą rzeczy większość z nich nie spełnia europejskich norm emisji spalin Euro4 czy Euro5. Jeśli więc radni ustaliliby pułap na poziomie np. Euro4 (wprowadzony od 2005 r.), kłopot z wjazdem miałyby pojazdy, które trafiły do sprzedaży przed 2005 r.
Poseł Tadeusz Arkit (PO) wskazuje, że samorządowcy mogą podejść do tematu elastycznie, bez stosowania terapii szokowej.
- W Berlinie ograniczenia zaczęto od normy Euro1, czyli stosunkowo niskiego pułapu, a teraz granicą jest Euro5 - przekonuje poseł.
CZYTAJ TEŻ: Polskie miasta chcą zakazać wjazdu starym samochodom. Masz takie auto? >>>
Śmiały, wizjonerski plan większości przywódców III RP na przestrzeni minionych 25 lat transformacji zakładał bowiem upodobnienie Polski do uroczej i egzotycznej Wietnamskiej Republiki Ludowej z drugiej połowy ubiegłego wieku. W tym celu stworzono tu eldorado gospodarcze dla niezliczonych tysięcy Wietnamczyków licząc na to, że swoimi skośnookimi żółtawymi osobami dodadzą wietnamskiego kolorytu i uroku polskim miastom, masowo jeżdżąc ulicami na rowerach, w swoich słomkowych kapeluszach i mundurkach a`la przewodniczący Ho Chi Minh.
Nie nękani przez chyba żadne polskie kontrole i polski system podatkowy, nasi sympatyczni wietnamscy goście z drobnych bazarowych handlarzy przemycanymi masowo tanimi azjatyckimi wyrobami i budkowych restauratorów karmiących polskich tubylców zwierzętami udającymi woły, wieprze i kurczaki w rozlicznych smakach, oraz dzięki wielogodzinnej pracy na czarno swoich licznych i nielegalnie przebywających tu rodaków, w krótkim czasie stali się zamożnymi biznesmenami, handlującymi i karmiącymi polskich tubylców na wielką skalę tym samym - lecz już nie w budkach, a w sklepach, schludnych lokalikach i stylowych restauracjach. Prowadzą też inne interesy na dużą skalę, które z uwagi na swój charakter muszą pozostawać w tajemnicy. Ale w sprawie śmiałego planu totalnie zawiedli swoich polskich dobroczyńców, patronów i mocodawców (z którymi wprawdzie zapewne dzielą się od lat częścią zysku). Ni cholery jednak nie chcą jeździć ulicami miast na rowerach, w słomkowych kapeluszach i ubiorach a`la Ho Chi Minh!!! Zamiast tego rozsiadają się w kabinach nowych samochodów wysokiej klasy, ubrani w modne i eleganckie europejskie stroje. Co zatem ze śmiałym planem władz III RP? Porażka? Wszystko stracone? Nie!!! Może i tak by było gdyby nie energiczna akcja PO-PSL.Wprowadzany jest szybko plan awaryjny. W rolę niewdzięcznych wietnamskich przyjaciół wcielą się licznie polscy tubylcy. Jak grzyby PO deszczu mnożą się już w miastach wypożyczalnie rowerów "Veturilo"... ale już w słomkowe kapelusze i mundurki a`la Ho Chi Minh polscy tubylcy muszą się zaopatrzyć jak na razie we własnym zakresie. Lecz to żaden problem - można je zaimportować w dowolnych ilościach ze słonecznego Wietnamu. I to właśnie w ramach tego planu awaryjnego będą wprowadzone zakazy wjazdu do miast starszych samochodów, najliczniej posiadanych przez polskich tubylców. Przesiadać się na rowery polskie golasy, bo pan Nguyen ma za ciasno na jezdni dla swojego Land Criusera!!!
Jeżeli brak im czasu, to podpowiem: trzeba wprowadzić zakaz spalania w miastach węgla, koksu i innych paliw stałych.
W końcu w centrum miast będą jeździły NOWE ŚMIECIARKI I NOWIUTKIE AUTOBUSY ...
sprawne