Z najnowszego raportu międzynarodowej firmy doradczej Kienbaum wynika, że aż 38 proc. prezesów, członków zarządu i rady nadzorczej jeździ Audi, po 14 proc. BMW i Volkswagenami, co dziesiąty Mercedesem lub Oplem, a tylko co dwudziesty Skodą. Średnio na auto dla przedstawiciela najwyższej kadry zarządzającej firma wydaje 200 tys. zł.

Reklama

- Choć od kilku lat trwa kryzys, to firmy nie oszczędzają na samochodach dla swoich prezesów czy członków zarządu. Przyjęło się, że osoby piastujące najważniejsze stanowiska mogą wybrać sobie auto najwyższej klasy - mówi Mariola Kaźmierczak, konsultant w polskim oddziale firmy Kienbaum. - Oczywiście są korporacje, w których nikt nie dostaje samochodu na wyłączność, a może jedynie skorzystać z floty kilku aut zakupionych do dyspozycji pracowników, ale one nie wprowadziły takich zasad w ramach oszczędności, a miały taką politykę od wielu lat - dodaje Mariola Kaźmierczak.

O ile firmy dalej hojnie wynagradzają kadrę najwyższego szczebla, o tyle wobec dyrektorów i menadżerów już tak szczodre nie są. Tylko co dwudziesty dyrektor dostaje do dyspozycji Audi lub BMW. Prawie połowa (42 proc.) jeździ Volkswagenami (42 proc.), reszta - Mercedesami, Oplami, Fordami i Skodami. Samochód dyrektora - jak wynika z raportu firmy Kienbaum - średnio kosztuje 102 tys. zł.

Najmniej firmy wydają na auta dla menedżerów - średnio 69 tys. zł. W tej grupie w ogóle jednak nie ma osób jeżdżących Audi czy BMW. Najwięcej menedżerów dostaje od firmy Volkswagena (33 proc.), spora grupa (po 17 proc.) Opla lub Skodę, a nieliczni (8 proc.) Mercedesa lub Forda.

Reklama

- Co ciekawe, bardzo często prezes czy menedżer przy podpisywaniu kontraktu dostaje kwotę, w jakiej musi się zmieścić, ale może wybrać sobie auto dowolnej marki. Może też zadecydować, czy woli droższy samochód lepszej marki, ale w wersji podstawowej, czy auto nie tak prestiżowo wyglądające z zewnątrz, ale świetnie wyposażone wewnątrz - mówi Mariola Kaźmierczak.

- Zdarza się jednak, że korporacja jest związana tylko z jedną marką samochodów i pomimo tego, że ktoś całe życie jeździł np. Toyotą i jest do niej przyzwyczajony, musi przesiąść się do innego auta. Takie zasady najczęściej można spotkać w korporacjach francuskich, które zazwyczaj oferują swoim pracownikom tylko francuskie samochody - dodaje Kaźmierczak.