Od początku roku kurs akcji spółki urósł o ponad 200 proc. Firma, która w całym ubiegłym roku mogła się pochwalić przychodami niewiele przekraczającymi 400 mln dolarów i blisko 400 mln dolarów straty, ma wartość rynkową sięgającą 12 mld dolarów, co stawia ją w jednym rzędzie z bardziej znanymi w Polsce koncernami, takimi jak Mitsubishi czy Porsche (i nieco przed Fiatem).
Co tak znakomicie się udało? W I kw. firma miała wyniki dużo lepsze niż w całym minionym roku. Przede wszystkim wykazała pierwsze w historii zyski. Pochwaliła się, że prognozowana sprzedaż jej flagowego Modelu S wyniesie na całym świecie nie 20 tys., ale 21 tys. sztuk. A także przed terminem spłaciła pół miliarda dolarów pożyczki od rządu.
Na razie tesle sprzedają się głównie w Stanach Zjednoczonych. I to przede wszystkim w Kalifornii. To najbardziej ekologiczny stan – przynajmniej jeśli chodzi o regulacje. Producenci są tam obarczeni specjalną opłatą za sprzedawanie samochodów, które przyczyniają się do zanieczyszczenia środowiska (nawet jeśli zanieczyszczenie jest niewielkie). Chyba że robią auta, które nie wrzucają dwutlenku węgla do atmosfery – wtedy to oni dostają pieniądze od władz stanowych. W takiej właśnie sytuacji jest Tesla – za każdy samochód (w najlepiej wyposażonej wersji wart jakieś 100 tys. dolarów), który trafia na rynek, może otrzymać certyfikaty warte nawet 35 tys. dolarów.
Innymi słowy – samochody Tesli są bardziej przystępne dla klientów (choć nadal trudno mówić o tym, że są tanie). Równocześnie jednak nabywcy pojazdów innych marek muszą zrzucić się na certyfikaty Tesli. Dla krytyków „elektromobilizmu” sprawa jest prosta: Jeśli Tesla przestanie sprzedawać samochody, wszyscy zaoszczędzimy.
Reklama
Sprawa nie jest jednak taka oczywista. Prezes Elon Musk zapowiada, że coraz większa część sprzedaży będzie przypadać na rynki inne niż amerykański. Zwykłe doświadczenia z akumulatorami mówią, że ważne, żeby były to kraje o dość ciepłym klimacie, bo na zimnie zasięg na jednym ładowaniu znacznie się skraca. Dobitnie przekonywał o tym w lutym motoryzacyjny recenzent „New York Timesa”. Z drugiej strony – do największych pozaamerykańskich odbiorców samochodów Tesli należą Szwajcaria i Norwegia, które do najcieplejszych nie należą. Prezes Elon Musk jest więc przekonany, że pod koniec tego roku firmie uda się osiągnąć zyski, nawet gdyby z „zielonych certyfikatów” nie dostała nic. Tego typu zapewnienia wystarczają, by akcje spółki biły rekordy, a o ich zakupach myśleli najpoważniejsi zarządzający funduszy hedgingowych.
Oczywiście nie tylko Tesla chce zrewolucjonizować rynek motoryzacyjny, licząc na auta elektryczne. Inny przykład: Better Place, które chciało zbudować w USA ogólnokrajową sieć wymiany baterii. Chociaż właściciele dostarczyli miliard dolarów, to nie wystarczyło. Kilka dni temu izraelska firma zbankrutowała.
Kurs akcji firmy Tesla z USA, producenta aut na prąd, wzrósł od początku roku o 200 proc.