O drogowych kłopotach Marcina Dubienieckiego pisze "Fakt". Wszystko działo się w piątek w Sopocie. Mąż Marty Kaczyńskiej przed południem jechał po mieście bez zapiętych pasów, a do tego rozmawiał przez telefon komórkowy. Miał jednak pecha, bo po drodze zatrzymała go policja, która wystawiła mandat i wzbogaciła go o jeden punkt karny. Okazało się jednak, że zięć zmarłej pary prezydenckiej ma na swoim koncie znacznie więcej punktów, niż dopuszczają przepisy. Prawo jazdy traci się przy 24 punktach, tymczasem Dubieniecki zgromadził ich aż 33.
Jednak utrata dokumentu nie powstrzymała męża Marty Kaczyńskiej od kierowania pojazdem. Wieczorem, kiedy zasiadł za kółkiem swego bmw, znów jednak natrafił na patrol policji. Tym razem jednak nie zatrzymał się do kontroli. Próbując ratować się ucieczką, nie wahał się przekraczać podwójnej ciągłej linii. Wreszcie zajechał przed drzwi komendy miejskiej, gdzie chciał poskarżyć się na funkcjonariuszy za bezprawne działanie. Skończyło się jednak na wniosku do sądu, ale przeciwko niemu.
"Faktycznie miały miejsce dwa takie zdarzenia na ulicach Sopotu" - potwierdza w rozmowie z "Faktem" Karina Kamińska z sopockiej policji. "Za pierwszym razem kierowca otrzymał mandat za brak zapiętych pasów, a za telefon został pouczony. Za drugim razem policjanci skierowali już sprawę do sądu za niezatrzymanie się do policyjnej kontroli i przejeżdżanie przez podwójną ciągłą oraz kierowanie pojazdem bez wymaganych uprawnień. Sąd zdecyduje o wymiarze kary" - wyjaśnia.
Co na to sam Marcin Dubieniecki? "Lakonicznie odpowiedział nam, że nie sposób jeżdżąc po polskich drogach dobrym samochodem nie uzbierać 24 punktów" - wyjaśnia "Fakt".
>>> Czytaj także: Oto prawdziwy kryzys. Ludziom nie płacą już pensji
Komentarze(45)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeOj, biedna Marta- gleboko spadla.
Dubieniecki Marcin
Premier z Kwidzyna
Marcin Dubieniecki: syn funkcjonariusza peerelowskich służb, ateista, biznesmen hołdujący zasadzie, że czego prawo nie zabrania, jest dozwolone.
Deklaracja kojarzonego dotąd z lewicą Marcina Dubienieckiego, męża Marty Kaczyńskiej, że w imię pamięci o jej rodzicach chciałby wystartować w najbliższych wyborach do Sejmu z listy PiS, była jedną z największych sensacji prezydenckiej kampanii wyborczej. Media okrzyknęły go łącznikiem między SLD a PiS.
Gdy po pierwszej turze wyborów Dubieniecki spotykał się z byłym premierem Józefem Oleksym i byłym ministrem skarbu Wiesławem Kaczmarkiem, spekulowano, że zabiegał o poparcie lewicy dla kandydatury Jarosława Kaczyńskiego. - To bzdura. Od dawna nie jestem członkiem SLD. Spotkanie nie miało żadnego związku z polityką. Marcin prosił mnie o ocenę szansy powodzenia pewnego przedsięwzięcia w branży medycznej - wyjaśnia Kaczmarek. O biznesie medycznym ma sporo do powiedzenia, bo od kilku lat szefuje spółce Platinum Hospitals, która w przyszłym roku ma uruchomić w Warszawie prywatny szpital. Józef Oleksy tematu swoich spotkań z Dubienieckim nie chce zdradzić.
Genetyczny lewicowiec
Starą lewicową gwardię Marcin zna od lat. Jego dziadek Henryk Dobrowolski był w latach 80. przewodniczącym komisji rewizyjnej KC PZPR, dyrektorem fabryki obuwia Syrena. Ojciec, adwokat Marek Dubieniecki, należał do PZPR, od 10 lat jest szefem sądu partyjnego w pomorskim SLD. W kadencji 1993-97 r. był asystentem i doradcą prawnym posłanki Małgorzaty Winiarczyk-Kossakowskiej. - Co drugi dzień jeździłem do Sejmu. Zabierałem Marcina. Chodził ze mną na spotkania, imprezy. Poznawał polityków z pierwszych stron gazet - wspomina Marek Dubieniecki.
Gdy Marcin związał się z Martą Kaczyńską, uwaga mediów skupiła się na jego ojcu, który służył w organach bezpieczeństwa PRL. Tygodnik „Nie” kpił wówczas, że Lech Kaczyński będzie musiał „zdekomunizować i odesbeczyć swoją rodzinę”. W wywiadzie udzielonym ostatnio „Gali” Marcin Dubieniecki wspominał: „Powiedziałem panu prezydentowi od razu w czasie pierwszej rozmowy, że tata był w służbach. On tylko się upewnił: »Ojciec nie był w SB? To pewnie był w MSW, w inspektoracie II. To jest kontrwywiad«”.
Na pytanie, czy w czasie wyborów w 1989 r. jego ojciec był przerażony, bo walił się jego świat, Marcin odpowiedział: „Nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że Elbląg, Kwidzyn, z którego pochodzę, to był pierwszy okręg stryja. Wtedy miałem dziewięć lat”. Marek Dubieniecki: - Nie wiem, o kim mówił Marcin. On nie ma stryja. Jestem jedynakiem.
Marcinowi najwyraźniej chodzi o Jarosława Kaczyńskiego, który w latach 1989-91 był senatorem z województwa elbląskiego. - Pewnie sam Kaczyński nie pamięta, że w 1989 r. kandydował z naszego okręgu. Marcin się ośmiesza. Przecież wszyscy wiedzą, że do niedawna angażował się w kampanie wyborcze SLD. Ba! W 2002 r. sam zostałby radnym z listy tej partii, gdyby się trochę przyłożył - wytyka kolega Marcina z Kwidzyna. W 2002 r. w wyborach do rady miasta Dubieniecki zdobył tylko 34 głosy. Według Jarosława Szczukowskiego, szefa SLD na Pomorzu, jeszcze w marcu 2010 r. Dubieniecki uczestniczył w zjeździe wojewódzkim Stowarzyszenia Ordynacka, którego gośćmi byli Aleksander Kwaśniewski i Włodzimierz Czarzasty. W PiS Ordynacka uważana była do niedawna za część układu.
Pan prezes
Choć w Kwidzynie Marcina zna niemal każdy, trudno znaleźć kogoś, kto chciałby powiedzieć coś o nim pod własnym nazwiskiem. - Po co mu podpadać? Nie wiadomo, jak wysoko jeszcze zajdzie - mówią mieszkańcy.
15.05.2009 Adam S. i Marcin D. ZALOZYLI SPOLKE Nord-Meat Gdynia sp. z o.o.
UŁASKAWIENIE NASTĄPIŁO 9 CZERWCA TEGO SAMEGO ROKU.
29.06.2009 - Adam S. odkupuje udziały od Marcina D. w spółce Megii Food Technology sp. z o.o.
9.03.2010 - Adam S. odkupuje udziały od Marcina D. w spółce DDGS Chemical Investments sp. z o.o.
7.10.2010 - do dziś - Adam S. i Marcin D. są wspólnikami w spółce MTA Trade sp. z o.o.
Jakieś wątpliwości co do powiązań tych panów?
PROBLEM W TYM, ZE PISAL DO WLASNEGO TESCIA.
Ułaskawienie to indywidualny akt łaski, skierowany do przestępcy, który zgodnie z art. 139 Konstytucji RP przysługuje Prezydentowi RP.
Ułaskawianie ma służyć przede wszystkim temu, aby orzeczona i wykonana kara nie była niesprawiedliwa, niehumanitarna oraz nieracjonalna.
Jesli orzeczona w tej sprawie kara jednakowoz nie spelnia zadnego z tych warunkow, a nalezy przypuszczac, ze prawomocny wyrok zostal wydany przez sedziego z uwzglednieniem calego materialu dowodowego i z zachowaniem obowiazujacych w Polsce procedur prawnych - to juz sam fakt wniesienia o ulaskawienie tego akurat skazanego wydaje sie co najmniej dziwny, poniewaz - nawet jesli prezydent by ulaskawil Krzysztofa S. - taki akt laski bylby co najmniej podejrzany w swietle obowiazujacego prawa!!!
Zupelnie nieistotne, bezprzedmiotowe i do pominiecia byloby pytanie, kto i ile na ulaskawieniach zarabia, gdyby do ulaskawien nie dochodzilo w ogole!
Natomiast bardzo istotne jest pytanie, kto i co traci na tym, ze sie przestepcow przez furtki tego typu wypuszcza na wolnosc i umozliwia im w ten sposob kontynuacje przestepczego procederu!
A wszyscy, ktorzy w tym maczaja palce (obojetne, czy jest to prezydent RP, czy jego rodzina) i czerpia z tego korzysci, powinni byc uznani za wspolnikow przestepstwa!
Nierzad nie jest przeciez sam w sobie przestepstwem - natomiast czerpanie z niego zyskow jak najbardziej!
Nalezy wiec adwokatow-sutenerow karac z cala surowoscia prawa!
Prowadza oni w ten sposob bardzo szeroko zakrojona, a przez media jeszcze szerzej propagowana "akcje wychowawcza" przyszlych pokolen, ktorej to akcji owoce polska rzeczywistosc bedzie konsumowac (i placic za nie) w wymiarze przyszlych pokolen!
"Ma dopiero 30 lat, ale też trawią go już wielkie polityczne ambicje. Marcin Dubieniecki, mąż Marty Kaczyńskiej, coraz poważniej myśli o wejściu do polityki. Ale Sejm go nie interesuje. Za niskie progi?
Marcin Dubieniecki już w kampanii prezydenckiej przebąkiwał, że zastanawia się nad polityczną karierą. Myśl tą nieco rozwinął w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Co ciekawe mąż Marty Kaczyńskiej wcale nie myśli o tym, żeby zostać posłem. Bo jak twierdzi w Sejmie "materialnie by stracił". On po prostu od razu chce iść w ministry! - Gdybym miał się angażować, to bardziej w działalność wykonawczą - stwierdził bez ogródek. - Fajnie byłoby, gdyby PiS chciało skorzystać z ludzi, którzy są w stanie wzmacniać rząd, nadać mu nowy wizerunek. Nie mówię tu o sobie - dodawał z chyba jednak trochę udawaną skromnością."
"Ma dopiero 30 lat, ale też trawią go już wielkie polityczne ambicje. Marcin Dubieniecki, mąż Marty Kaczyńskiej, coraz poważniej myśli o wejściu do polityki. Ale Sejm go nie interesuje. Za niskie progi?
Marcin Dubieniecki już w kampanii prezydenckiej przebąkiwał, że zastanawia się nad polityczną karierą. Myśl tą nieco rozwinął w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Co ciekawe mąż Marty Kaczyńskiej wcale nie myśli o tym, żeby zostać posłem. Bo jak twierdzi w Sejmie "materialnie by stracił". On po prostu od razu chce iść w ministry! - Gdybym miał się angażować, to bardziej w działalność wykonawczą - stwierdził bez ogródek. - Fajnie byłoby, gdyby PiS chciało skorzystać z ludzi, którzy są w stanie wzmacniać rząd, nadać mu nowy wizerunek. Nie mówię tu o sobie - dodawał z chyba jednak trochę udawaną skromnością."