Suzuki Ignis zadebiutował w 2016 roku i za jednym zamachem w nadwoziu połączył cechy auta miejskiego z zaletami SUV-a. Dziś, po 4 latach od premiery, doczekał się nowego wcielenia. Japoński chirurg plastyczny okazał się mistrzem w swoim fachu, ponieważ po zmianach Ignis nie tylko odmłodniał, ale też stał się bardziej zadziorny.
Zyskał bojowo przetłoczone zderzaki i szczelinową osłonę chłodnicy à la Jimny. Kontrastowe słupki sprawiają, że wygląda szpanersko, jakby założył okulary przeciwsłoneczne. Powiew świeżości wlał się też do kabiny – teraz można zażyczyć sobie srebrne lub niebieskie panele zdobiące kokpit, panel z przełącznikami w stylu lotniczym, tunel środkowy i boczki drzwi.
O ile powierzchowne poprawki Ignisa można potraktować jako kosmetykę, to bardziej radykalne zmiany zaszły pod karoserią. Tu Suzuki postawiło na własnej konstrukcji układ mild hybrid 12V w połączeniu z nowym benzynowym silnikiem 1.2 DualJet (83 KM i 107 Nm). Nowe rozwiązanie miękkiej hybrydy ma godzić dynamiczne osiągi z umiarkowanym spalaniem. Pierwsze skrzypce w takim zespole gra silnik benzynowy. Zamiast typowego alternatora mamy "rozrusznik-alternator", który ładuje litowo-jonowy akumulator (10Ah) w trakcie hamowania (silnikiem spalinowym), a podczas przyspieszania potrafi wspomagać silnik konwencjonalny. Przy okazji zastępuje rozrusznik, co poprawia komfort w mieście, bo układ start-stop działa wręcz bezszelestnie.
Zamiast manualnej pięciobiegowej skrzyni w wersji przednionapędowej alternatywnie można mieć nową przekładnię bezstopniową CVT, która nie tylko ułatwi jazdę w mieście, ale też przyczyni się do zmniejszenia spalania.
Marka Suzuki kojarzy się z autami 4x4. Ignis także skrywa w bagażu dorobek swoich dzielnych czteronapędowych przodków – modeli LJ, SJ i Vitary. W jego przypadku inżynierowie postawili na układ AllGrip Auto, który za pośrednictwem sprzęgła wiskotycznego automatycznie dołącza tylną oś, gdy wykryje uślizg przednich kół. Napędu 4x4 nie można zablokować, ale taka bezobsługowa opcja w połączeniu z 18-centymetrowym prześwitem z całą pewnością poprawia trakcję i bezpieczeństwo prowadzenia na kiepskiej nawierzchni.
Odmłodzone Suzuki Ignis można już zamawiać. Japońskie auto od najtańszej wersji popisuje się bogatszym wyposażeniem. Podstawowa odmiana Comfort Plus zyskała reflektory w technice LED (światła mijania i drogowe), które z pewnością podniosą bezpieczeństwo nocnych podróży. Seryjne wyposażenie obejmuje także system automatycznego włączania świateł i przednie lampy przeciwmgłowe. Klimatyzacja czy radio to również standard. Taki model kosztuje od 56 900 zł.
Bogatsza wersja Premium to m.in.:16-calowe alufelgi, osłony nadkoli i progów, relingi dachowe, podgrzewane fotele i lusterka zewnętrzne oraz stacja multimedialna z 7-calowym ekranem dotykowym, kamerą cofania, Bluetooth i możliwością połączenia ze smartfonem (Apple CarPlay, Android Auto). Ignis w odmianie Premium został wyceniony na 61 900 zł. Tylko dla tej konfiguracji przewidziano przekładnię CVT (dopłata 4 tys. zł). Auto z napędem 4x4 AllGrip Auto to koszt 68 900 zł.
Najlepiej wyposażony Ignis Elegance występuje w przyrodzie wyłącznie z napędem 4x4 i w cenie od 75 900 zł. Auto zapewnia dodatkowo: tempomat z ogranicznikiem prędkości, wspomaganie zjazdu ze wzniesienia oraz system kontroli przyczepności.