Tak zmieniają się auta elektryczne
Przekonania o autach elektrycznych warto rewidować. Technologia rozwija się obecnie tak szybko, że to co jeszcze parę lat temu było prawdą, lub przynajmniej miało w sobie dużo prawdy, dziś pozostaje tylko popularnym, ale nieaktualnym mitem. Dobrze ilustruje to przykład elektrycznych modeli z koncernu Volkswagena. Najnowsze modele marek takich jak Audi, Porsche, Cupra czy Volkswagen są wyposażone w nowe silniki, nowe baterie i oprogramowanie, które czuwa nie tylko nad sprawnym zarządzeniem energią, ale i nad tym, by użytkownik w podróży miał jak najmniej zmartwień.
Czym kuszą w tej kwestii nowości Grupy VW? Od strony technicznej są to m.in. nowe silniki dla aut opartych o platformę MEB. 204 i 286-konne jednostki zużywają mniej energii, są mocniejsze od poprzedników i mają znacznie większy maksymalny moment obrotowy.
Skalę postępu można porównać do tego, co na przestrzeni kilku dekad spotkało jednostki benzynowe - nowe silniki napędzające modele takie jak Volkswagen ID.7 czy Cupra Tavascan są dziś oszczędne i zapewniają przyzwoite osiągi.
Kolejną kwestią jest moc ładowania, a właściwie to czas ładowania. Dlaczego warto mówić o ładowaniu w kontekście jednostek czasu, a nie mocy? Bo niezależnie od tego, ile watów może przyjąć akumulator auta, koniec końców liczy się to, czy w czasie zamawiania kawy na stacji i wizyty w toalecie samochód będzie w stanie naładować się na kolejny odcinek podróży. I tak Volkswagen ID.7 Pro S potrafi w ciągu 10 minut zwiększyć zasięg o 244 km, a Audi Q6 e-tron, mimo większej mocy ładowania (200 kW vs 270 kW) w tym samym czasie zyska bardzo zbliżone 255 km dodatkowego zasięgu.
Elektrykiem w trasę
Ustaliliśmy już więc, że projektanci i inżynierowie pracowali w pocie czoła. A co w tym czasie robili programiści? Volkswagen chwali się, że dział odpowiedzialny za oprogramowanie auta również nie próżnował, czego efektem są ulepszenia dotyczące zarówno zarządzania energią, jak i aplikacji, z którymi kierowca ma styczność podczas planowania trasy.
To kolejny z mitów, który warto skonfrontować dziś z rzeczywistością. Nowe auta elektryczne zdejmują z użytkownika obowiązek posiadania całego folderu z aplikacjami służącymi do planowania ładowań i rozliczania się za uzupełnianie energii. W tym pierwszym wyręczy nas wbudowany w fabryczną nawigację route planner, który bierze pod uwagę zmienne takie jak stan naładowania, ukształtowanie terenu, ruch drogowy, warunki atmosferyczne, dostępność ładowarek czy styl jazdy. Zaplanowanie podróży i postojów po drodze jest więc banalnie proste, a kierowca może wybrać, czy do miejsca docelowego chciałby dotrzeć z zapasem energii w akumulatorze, czy może zakończyć podróż "na rezerwie", by skorzystać np. z taniej ładowarki w hotelu. A skoro już o cenach mowa…
Ile kosztuje podróżowanie elektrykiem?
Także w kwestii cen jazdy autem elektrycznym popularne przekonania straciły już na aktualności. Fakt, ładowanie DC w trasie nadal potrafi być drogie, ale tu z pomocą przychodzą rozwiązania takie jak markowe karty i abonamenty. Volkswagen proponuje abonament We Charge, który pozwala zmniejszyć koszty ładowania AC i DC w ponad 750 tysiącach punktów ładowania w Europie. Warto dodać, że z danych organizacji FuelsEurope wynika, że w UE funkcjonuje dziś około 110 tys.stacji paliw.
Volkswagen dowodzi swego na przykładzie konkretnej trasy. Cztery elektryki wybrały się tej jesieni w podróż do Toskanii. Podsumowanie kosztów mówi jasno - najoszczędniejszy z całego grona elektryk (ID.7 ze zużyciem 16,7 kWh) ładowany w większości na stacjach DC pozwolił dotrzeć do oddalonego o 1800 km miejsca docelowego za 521 zł. Najbardziej prądożerny (Porsche Taycan 4S Sport Turismo) z całej czwórki pokonał trasę za opłatą 764 zł. A jak wypadł samochód spalinowy? Nowy Volkswagen Passat z silnikiem 2.0 TSI 265 KM, zużywając 8 l/100 km i tankując za 6,20 zł w Polsce i średnio za 1,75 zł za granicą przejechałby 1800 km za 992 zł. Różnica jest więc zauważalna.
Autem elektrycznym do Toskanii? Da się i to taniej
Wnioski z porównania podpowiadają, że podróżowanie elektrykiem nie wymaga wcale wyrzeczeń, wielu godzin planowania podróży, wielogodzinnych postojów, ani przesadnie dużych wydatków. 1 karta do płatności daje dostęp do gigantycznej bazy stacji ładowania, a opcja Plug&Charge pozwala wpiąć wtyczkę i udać się na odpoczynek - bez konieczności autoryzowania ładowania kartą. Koszt przejazdu autem BEV okazuje się być niższy niż w przypadku auta spalinowego, a czas podróży najczęściej… nie różni się wcale od tego, który znamy z Passatów, Audi Q7, Porsche Panamera czy Cupry Ateca. Spalinowe odpowiedniki aut użytych w teście niekoniecznie muszą nadawać się na trasy lepiej, niż widoczne na zdjęciach samochody z zielonymi tablicami. Są dwa warunki - warto odświeżyć własne przekonania i korzystać z dobrodziejstw najnowszych technologii.