Opłata emisyjna – to dwa słowa, które podniosły ciśnienie posłom opozycji i kierowcom. PO, N oraz Kukiz'15 chcą odrzucenia projektu noweli o biopaliwach, która przewiduje m.in. taką opłatę. Klub PiS jest za, a minister energii Krzysztof Tchórzewski twierdzi, że pozyskane w ten sposób pieniądze będą wspierać rozwój elektromobilności i nowe obciążenie przejmą na siebie państwowe spółki paliwowe.
– Wprowadzenie opłaty emisyjnej, którą zakłada projekt noweli o biopaliwach, nie spowoduje wzrostu cen paliw na rynku; zdecydowały się na to państwowe spółki paliwowe, kosztem niewielkiego zmniejszenia swojej rentowności – obiecuje minister.
W rozmowie z analitykiem rynku usłyszeliśmy jednak, że podwyżki są murowane...
- To niemożliwe, aby wprowadzenie nowej opłaty emisyjnej nie odbiło się na cenach paliw - powiedziała dziennik.pl Urszula Cieślak, dyrektor marketingu BM Reflex.
Piąta danina w cenie paliwa
- Z punktu widzenia konsumentów oznacza to w praktyce podniesienie obciążeń podatkowych na paliwach, czyli wzrost podatków, a w efekcie wzrost cen na stacjach. Już dzisiaj w cenie paliwa jest akcyza, opłata paliwowa, opłata zapasowa i VAT. Teraz ma dojść opłata emisyjna. Tak więc może nie od razu w dniu wejścia nowej ustawy, ale w dalszej perspektywie także państwowe koncerny paliwowe przeniosą koszt opłaty na kupujących paliwa. I ostatecznie za finansowanie elektromobilności na pewno kierowcy zapłacą przy dystrybutorze. To wygląda jak karanie za użytkowanie samochodu - oceniła Cieślak.
- Inaczej ta kwestia wygląda z pozycji rządzących. To doskonały i szybki sposób na pozyskanie dodatkowego źródła finansowania wydatków budżetowych - wskazała.
Zdaniem Cieślak wprowadzanie opłaty emisyjnej przełoży się automatycznie na ceny detaliczne.
- I tak wzrost o 8 groszy na litrze spowoduje wzrost cen detalicznych o 10 groszy brutto, bo musimy pamiętać o podatku VAT. Tym samym oprócz środków z opłaty emisyjnej, które rząd chce przeznaczyć na finansowanie elektromobilności, budżet państwa wzbogaci się o wyższe wpływy z podatku VAT - skwitowała.
Po cichu do celu?
Raban w sprawie wprowadzenia nowej opłaty emisyjnej jako pierwszy podniósł Paweł Kukiz.
– PiS cichutko próbuje zrealizować to, co kombinował parę miesięcy temu, czyli kolejny podatek w postaci podwyżki ceny paliwa. W czwartek wieczorem ma się odbyć głosowanie w tej sprawie – zaalarmował Kukiz i przypomniał, że poprzednim razem pod presją opinii publicznej rząd wycofał się z projektu "benzyna plus".
– (…) Jeśli pozwolimy na podwyżkę ceny paliwa, to wyrażamy automatycznie zgodę na podwyżkę cen wszystkich towarów i usług. Niech rząd zacznie oszczędności od siebie! Niech zlikwiduje gabinety polityczne, subwencje partyjne, zredukuje liczbę powiatów, rozwiąże powiatowe urzędy pracy, itd. - twierdzi lider Kukiz'15.
Także Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu z Kukiz’15, podbił temat...
– (...) PiS będzie się starało po cichu podnieść ceny paliw o 10 groszy na litrze! Chcą w ten sposób ściągnąć od obywateli 2,5 miliarda zł rocznie na sny premiera Morawieckiego o samochodach elektrycznych – stwierdził Tyszka.
Stary nowy temat?
Latem 2017 roku grupa posłów PiS złożyła projekt ustawy o Funduszu Dróg Samorządowych, który zakładał dofinansowanie budowy lub przebudowy dróg lokalnych oraz mostów na drogach wojewódzkich. Fundusz zasilać miała nowa opłata paliwowa w wysokości 20 gr/litr. Według projektodawców opłata paliwowa miałaby przynieść 4-5 mld zł wpływów. Połowa tej kwoty zasiliłaby Fundusz Dróg Samorządowych, a reszta - Krajowy Fundusz Drogowy.
Proponowane rozwiązanie krytykowali politycy opozycji, według których 20-groszowa opłata paliwowa przełożyłaby się na podwyżkę ceny paliwa o 25 groszy na litrze. Ostatecznie władze PiS zdecydowały o wycofaniu projektu ustawy. – Będziemy szukać innych metod na zgromadzenie środków potrzebnych na budowę (dróg). Na pewno nie będziemy sięgać do kieszeni obywateli – powiedział wtedy prezes PiS Jarosław Kaczyński.