Dygnitarze przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku masowo wykorzystywali radzieckie ZIS-y, GAZ-y czy inne cuda techniki motoryzacyjnej sojuszniczego ZSRR. Ale mimo ostentacyjnie prezentowanej odrazy do państw kapitalistycznych prominenci PRL nie stronili od najbardziej luksusowych limuzyn zachodnich marek.
- Jednym z takich spektakularnych przykładów jest mercedes 300d zwany Adenauerem od nazwiska kanclerza Niemiec, który jeździł takim autem od początku jego produkcji. U nas Adenauery odbyły 12-letnią służbę w strukturach państwa, wożąc najważniejszych partyjnych oficjeli, w tym Gierka, Cyrankiewicza i Gomułkę, w podróże służbowe po Polsce, jak i podczas oficjalnych wydarzeń - mówi dziennik.pl Michał Wróbel, dyrektor domu aukcyjnego Andor Auctions, który wystawi ten samochód na licytację.
Wiadomo, że decyzja o zamówieniu 10 sztuk największej wówczas limuzyny produkowanej przez Stuttgart zapadła w drugiej połowie lat 50. Zgodnie z dokumentami ewidencji pojazdów reprezentacyjnych we flocie państwowej w 1960 roku polskie MSW dysponowało czterema limuzynami, nazwanymi kareta, a KC PZPR dwoma. Dodatkowo w 1959 roku zamówiono dwie sztuki 4-drzwiowych Adenauerów z otwartym dachem do różnego typu parad i państwowych imprez.
Specyfikacja auta była nietypowa. Podczas kiedy standardowe modele wersji "d" miały wspomaganie oraz automatyczną skrzynię biegów, to "polskie" Adenauery takimi bajerami już nie dysponowały. Powody takiego wyboru mogły być dwa.
- Pierwszy praktyczny - dla szkolenia kierowców BOR łatwiej było mieć podobnie wyposażone auta produkcji radzieckiej, jak i niemieckiej, a limuzyny zza wschodniej granicy były wyposażone w skrzynie ręczne oraz nie miały wspomagania - wyjaśnia Wróbel. - Drugi powód był prawdopodobnie techniczny - manualna przekładnia była łatwiejsza w serwisowaniu, a brak wspomagania oznaczał jeden potencjalny problem mniej dla mechaników - domyśla się szef domu aukcyjnego.
Wyposażenie ociekało luksusem. Fotele pokryto skórą, nie brak inkrustacji z prawdziwego drewna. Na pokładzie panowała niesamowita cisza, dzięki wykorzystaniu wielu różnorodnych materiałów wygłuszających. Nowatorski był także układ ogrzewania z systemem wielu niezależnych nawiewów. Nadwozie oparto na ramie nośnej, co bez wątpienia miało wpływ na trwałość konstrukcji. Chwalono również przestronność kabiny i zachowanie się auta na nierównościach.
Także osiągi robiły niesamowite wrażenie. Z prędkością maksymalną na poziomie 160 km/h był to najszybszy seryjnie produkowany w Niemczech samochód w tamtych latach. Pozwalał na to rzędowy, trzylitrowy, sześciocylindrowy silnik o mocy początkowo 115 KM (w przypadku jedynego ocalałego w Polsce rządowego Adenauera jednostka gwarantowała moc 160 KM). Dla uzyskania niezawodności w różnych warunkach klimatycznych, zastosowano zaawansowany układ chłodzenia, termostat przy chłodnicy oleju, czy aluminiową głowicę.
Samochody po zakończonej służbie przeszły na emeryturę na początku lat 70. i trafiły na przetargi rządowe. Nowi właściciele długo nimi jednak nie pojeździli - jak się później okazało, bardzo wymagające i skomplikowane silniki na wtrysku stały się dla nich problemem. A ciężko było wtedy o jakąkolwiek dostępność do części i odpowiedni serwis, który sprostałby tak zaawansowanej wówczas konstrukcji.
- Nasz egzemplarz nie posiada dokumentacji na okres pomiędzy przetargiem w 1971 lub 1972 roku i 1978 rokiem. Wraz z samochodem został nam przekazany dokument z Urzędu Rejonowego w Pułtusku potwierdzający sprzedaż mercedesa w 1978 roku i jego rejestrację w tym mieście pod numerami TP 7376 - opowiada Michał Wróbel. - W 1981 roku, już zarejestrowany na tablice 050 4294 i w rękach nowego właściciela z Przasnysza, mercedes został wyłączony z eksploatacji, prawdopodobnie z powodu awarii silnika, co potwierdza kopia dowodu rejestracyjnego serii G 0145428 - dodaje.
Adenauer ponownie zmienił właściciela w 1990 roku, za 750 bonów PKO, czyli środek płatniczy w czasach PRL będący substytutem walut wymienialnych. Ponownie został sprzedany w 1992 roku, tym razem w Warszawie. Do umowy sprzedaży dołączono dokument rzeczoznawcy PZM, który stwierdził, że silnik znajdował się luzem, bez osprzętu oraz że nadwozie zostało także częściowo rozmontowane.
- Adenauera odnaleziono na polskiej wsi w 2012 roku. Samochód kompleksowo odrestaurowano, karoseria otrzymała nowy lakier w fabrycznym kolorze 40-Schwarz, wnętrze w całości odnowiono łącznie z chromami. Kompletnej odbudowie poddany był układ jezdny oraz silnik, który w momencie zakupu wciąż znajdował się poza autem. Mercedes został także wyposażony w nowoczesne udogodnienia takie jak radio oraz system świateł awaryjnych - opowiada nam szef domu aukcyjnego.
Aktualnie Adenauer nie jest wpisany do ewidencji zabytków. Do samochodu jest dołączony list od Mercedes-Benz Polska potwierdzający polskie pochodzenie samochodu. - Obecnie ten wyjątkowy egzemplarz jest jedynym ocalałym i w pełni odrestaurowanym samochodem z zamkniętym nadwoziem ze wszystkich "polskich" 300d - podkreśla Wróbel.
A dzięki odkryciu pasjonatów jedna z nielicznych limuzyn rządowych o tak bogatej historii niebawem ponownie zmieni swojego właściciela. Ostatni ocalały w Polsce Adenauer będzie jednym z 23 okazów, które 17 grudnia w warszawskim Studio Tęcza wystawi na sprzedaż dom aukcyjny Ardor Auctions. Cena wywoławcza to 260 tys. zł, ale przewiduje się, że licytacja sięgnie 320-380 tys. zł.
Zanim model 300d został zastąpiony przez Mercedesa W112, wyprodukowano 12 190 egzemplarzy Adenauera. Wśród jego nabywców, prócz niemieckiego kanclerza, znalazły się także takie osobistości jak szach Iranu Reza Pahlavi, król Grecji Paweł I, czy etiopski cesarz Haile Selasie. Model 300 upodobały sobie także liczne gwiazdy show biznesu, np. Ella Fitzgerald czy Gary Cooper.